Styczeń 1989 r. - trwają przygotowania do Okrągłego Stołu, który doprowadzi wkrótce do częściowo wolnych wyborów i niepodległości. I właśnie wtedy dochodzi do niewyjaśnionych do dziś zgonów trzech księży związanych z opozycją: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha. Tygodnik Powszechny, 18 stycznia 2009
Nikt nie przekazał prokuratorowi prowadzącemu wznowione i podjęte na nowo śledztwo notatki sporządzonej przez świadka. Był nim pułkownik AK w stanie spoczynku. Nieprzesłuchany w tej sprawie i nieżyjący już od kilku lat Zbigniew J. pisał w niej: „Zwróciłem się do księdza Prałata Stefana Niedzielaka z prośbą o odprawienie Nabożeństwa za dusze zamordowanych moich przyjaciół i kolegów w Katyniu w roku 1940. Ksiądz prałat wyraził zgodę. (...)
Ku memu zdumieniu w drzwiach wychodzących na kościół siedziało na krzesłach dwóch mężczyzn niewysokich, krępych, wpatrujących się w księdza odprawiającego nabożeństwo (wielokrotnie bywałem w zakrystii i nigdy przedtem nie widziałem takich »interesantów«). (...). Było to na parę dni przed śmiercią księdza Prałata Stefana Niedzielaka. (...)
[Po śmierci księdza] zwróciłem się do znajomego zakrystiana, też bardzo zdenerwowanego, roztrzęsionego. Powiedział, że milicja i SB się tym interesuje, że przesłuchiwane są sprzątaczki i personel cmentarzy, że toczy się ogromne śledztwo. Na moje natarczywe pytania o tych dwóch dziwnych interesantów, odpowiedział, że mogli to być grabarze, murarze czy czekający ludzie na Księdza Prałata. (...) Panie, z którymi rozmawiałem, a które były na tym nabożeństwie, przy opuszczaniu kościoła słyszały, jak dwóch osobników, idących przed nimi, mówiło: dość tego, czas z tym skończyć”.
Próba rekonstrukcji
W piątek, 20 stycznia 1989 r., ks. Niedzielak przebywał w swoim mieszkaniu od około godziny 20. Nikt ze świadków przesłuchanych w pierwszym śledztwie po tej godzinie już go nie widział. Prawdopodobnie tego dnia ksiądz był obserwowany przez „nieznanych sprawców” od wczesnego poranka; była to obserwacja prowadzona z dużej odległości, z samochodów.
Kilkanaście minut po godzinie 21 ulicą Powązkowską (obok plebanii, gdzie mieszkał ksiądz) przejeżdżała wraz z mężem autorka anonimowej relacji, wysłanej w 1990 r. do prokuratury prowadzącej wówczas śledztwo. Kobieta napisała w niej, że widziała i zapamiętała charakterystyczne zachowanie mężczyzny, który spacerował niedaleko furtki prowadzącej na podwórko obok wejścia do mieszkania ks. Niedzielaka. Autorka anonimu dosyć dobrze go zapamiętała, bo nawet dołączyła do listu sporządzony przez siebie rysunek.
Czy był to jeden z mężczyzn obserwujących tylko plebanię? Czy też ktoś, kto osłaniał zabójców, którzy mogli wejść do mieszkania księdza prawdopodobnie ok. godziny 20? Ksiądz Niedzielak był wówczas na krótkim spacerze. Miał w zwyczaju podczas wieczornego „Dziennika Telewizyjnego” wychodzić z domu.
W każdym razie sprawcy weszli do mieszkania księdza, używając tzw. uniwersalnego klucza – ekspertyza zamka nie wykazała śladów włamania.
Kiedy ksiądz wrócił do domu, zapewne usiadł w fotelu i zaczął oglądać telewizję. Być może zdrzemnął się w tym fotelu, ustawionym tyłem do wejścia. Sprawcy go zaskoczyli. Możliwe, że ksiądz wstał z fotela i wówczas został uderzony w twarz. Następne ciosy były wymierzone głównie w okolice głowy i klatki piersiowej.
Alternatywna wersja wydarzeń mogła wyglądać tak, że ksiądz został przewrócony wraz z fotelem, osunął się na ziemię i stracił przytomność. Bandyci zaczęli wówczas plądrować mieszkanie.
Jednak ich działania nie miały charakteru rabunkowego. Tylko pozorowały napad. Z mieszkania nie zabrano wartościowych przedmiotów i pieniędzy: ani złotówek, ani dewiz. Zginęły tylko posrebrzane sztućce, niewiele warte.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.