Z radości tamtej podróży Jana Pawła II do Polski rodzi się tajemnica ówczesnej i dzisiejszej jedności Polaków. Tygodnik Powszechny, 7 czerwca 2009
Nie przeżywałem i nie emocjonowałem się pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski. Nie siedziałem w oknie na Krakowskim Przedmieściu z prof. Marią Janion i nie korzystałem z krótkich chwil wolności na placu Zamkowym z Andrzejem Stasiukiem.
Nie słyszałem „na żywo” wzywania Ducha Świętego na ówczesnym placu Zwycięstwa i z Andrzejem Kijowskim nie jeździłem za Papieżem po Polsce. Nie mogłem razem z dziejami Polski być bierzmowanym na krakowskich Błoniach. Nie wznosiłem okrzyków, nie biłem braw, nie zobaczyłem się z innymi Polakami i nie mogłem być przez nich policzony.
Nie robiłem tego wszystkiego z prostego powodu. Byłem za młody.
Pielgrzymka sprzed trzech dekad to historia – dla mnie i dla tych, którzy mają mniej więcej 35 lat. Historia bliska, ale nie bezpośrednia. Możemy się jej nauczyć, spróbować zrozumieć polityczno-kościelne konteksty i społeczno-ekonomiczne uwarunkowania. Ale zamiast odczytywać tę pielgrzymkę historycznie, lepiej posłuchać wprost tego, co mówił wówczas ten „boży atleta” tak, jakby to mówił dzisiaj. Zapomnijmy więc na chwilę o uwarunkowaniach politycznych, społecznych, o kolejnych pielgrzymkach i tym wszystkim, co wydarzyło się później.
Co mogą dziś usłyszeć wyrośnięte „dzieciaki” pontyfikatu Jana Pawła II; ci, dla których towarzysze Gierek i Jabłoński to mało istotne mgnienia historii. Ci, którzy choć doświadczyli upadku komunizmu, nie uwierzyli wbrew prorokom w koniec historii i przyszłość wypełnioną globalnym szczęściem. Zderzyliśmy się z rzeczywistością, ale za to możemy „robić, co chcemy, bo mamy demokrację”.
Nabraliśmy dystansu do ideowości i idei. Wystarczyło, że w 1989 r. obserwowaliśmy, jak nasi nauczyciele masowo z członków podstawowych organizacji partyjnych zamieniali się w „demokratyczną opozycję”. Na przełomie wieków jako pierwsze pokolenie beneficjentów wolności używaliśmy życia, swobody i rodzącego się dobrobytu.
Coś nas jednak gnębi. Tajemnicze zjednoczenie ludzi.
Zjednoczenie Nieba i Ziemi
Polskiej ziemi i Ducha Świętego wezwanego przez wołającego z głębi dziejów papieża Polaka-Słowianina. Tego poczucia wspólnoty dziś nie doświadczamy i nie rozumiemy. To dla nas tajemnica, którą gotowi jesteśmy tropić, by poznać i rozwijać wspomniane przez Papieża w Belwederze „katolickie społeczeństwo”.
Umyka nam, że sam Papież mówił w powitaniu na Okęciu, że pielgrzymka ma motyw religijny i jest katechezą prowadzoną tak, aby „owocem (...) odwiedzin stała się jedność wewnętrzna mych rodaków”. Katecheza ta czytelna jest i dziś. Uczy konkretu: że „Kościół (...) w każdym wymiarze czasu i przestrzeni, w każdym wymiarze swej geografii i historii, jednoczy się jednością Ojca, Syna i Ducha Świętego”.
Źródłem tego zjednoczenia wyrażającego się w czasie i przestrzeni jest chrzest, który każdego z osobna włącza w jedną wspólnotę. Nic nowego. Ale siła uczestnictwa we wspólnocie tego sakramentu jest dla Jana Pawła II tak wielka, że nabiera realnych kształtów i rysuje „kontur Ducha”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.