W Holokauście zogromniał mechanizm Krzyża, ale też wzmogła się moc ofiary. Tygodnik Powszechny, 20 września 2009
Antropologia Krzyża
Mówiąc „Krzyż”, teolog ma na myśli Ukrzyżowanego – Jezusa. Jego śmierć objawia swój wymiar teologiczny – chrześcijański – w jedności z aspektem antropologicznym, który pozostaje dostępny także niezależnie od wiary, dlatego przyjrzyjmy się najpierw jemu – śmierci Człowieka.
Skazanie Go na śmierć odsłania mechanizm określonej reakcji na Jego działalność, a najdobitniej ukazują to słowa Kajfasza, najwyższego kapłana żydowskiego w owym czasie. Słyszymy najpierw obawy członków Wysokiej Rady co do możliwych owoców dzieła Jezusa, który „czyni wiele znaków”: „Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród”. A wtedy Kajfasz „rzekł do nich: »Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród«”. Pozostali nie mieli odtąd wątpliwości, jaki koniec powinien spotkać Jezusa: „Tego więc dnia postanowili Go zabić” (J 11, 47-50. 53).
Zanim rozważymy teologiczny sens nadany tym słowom przez Ewangelistę, trzeba wydobyć ich antropologiczne znaczenie. Kapłan, obeznany z rytuałem ofiarniczym, dobrze zna „zastępczy” jego charakter: ofiary składane z uśmiercanych zwierząt zastępowały ofiary z ludzi, praktykowane we wcześniejszych fazach rozwoju religii. Działający tu mechanizm odzywa się ponownie w ekstremalnej sytuacji, gdzie – wydaje się – nie wystarczają zwierzęta, tylko „trzeba” złożyć w ofierze człowieka, który „zastępuje” w tym przypadku cały zagrożony naród.
W tej perspektywie jednak uśmiercenie Jezusa „nic” nie dało: jeśli odsunęło od Żydów zagrożenie ze strony Rzymian, to jedynie na krótko, skoro niedługo potem doszło do katastrofy – zniszczenia świątyni, zagłady narodu... A mechanizm, użyty dla uzasadnienia zabójczej praktyki, nie tylko działał dalej, ale się „doskonalił”, aby w końcu nasunąć myśl „ostatecznego” zastosowania: może warto zgładzić „cały naród”, aby ratować „zagrożoną” przezeń ludzkość...
Oczywiście, nie muszę dodawać, że takie „usprawiedliwienie” Holokaustu w oczach jego decydentów i wykonawców jest nie tylko błędne, lecz obłędne. Mniej oczywiste pozostaje wszakże to, że działa tu ten sam mechanizm, który we wcześniejszych decydentach co do śmierci Jezusa doprowadził do Jego Krzyża. Jak długo będzie się bowiem usprawiedliwiać uśmiercanie dla „wyższego” dobra czy choćby jako „mniejsze” zło, tak długo cień Krzyża – zogromniały w Auschwitz – będzie jeszcze bardziej ogromniał i zaciemniał dzieje ludzkości teraz i w przyszłości. To pierwszy znak, że istotnie dwie wspomniane „traumy” ściśle ze sobą się wiążą.
Nie widzieli tego niestety ci, którzy doprowadzili do głośnej „sprawy krzyży w Auschwitz”. Do kontrowersji doszło także dlatego, że krzyż interpretowany był od razu – po obu stronach – teologicznie: jako znak uśmiercenia Jezusa, pojmowanego z kolei jako znak największego sprzeciwu. Z jednej strony: w oczach chrześcijan sprzeciw budziło to, że Jezus jako Chrystus i Syn Boży nie został przez ludzi przyjęty, lecz ukrzyżowany. Z drugiej: w oczach wyznawców judaizmu sprzeciw budziło uznanie Ukrzyżowanego za Chrystusa – Syna Bożego.
Nałożenie się tego dwustronnego sprzeciwu na zagładę w Auschwitz oznaczało pogłębienie sprzeciwu. Dla Żydów odrzucanie Krzyża w Auschwitz mogło być odmową, po raz kolejny, teologicznej interpretacji Krzyża jako znaku uśmiercenia Boga przez ludzi. Dla chrześcijan – odrzucenie, którego ciągle doznawali, mogło być oznaką tego, że niezrozumienie tajemnicy Krzyża nie skończy się na Auschwitz, ale doprowadzi w dziejach ludzkości do jeszcze gorszych skutków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.