Choć początek wojny wyglądał tu inaczej, niż uczono nas w szkołach, nie ma powodu, aby zapominać o niemieckich represjach lub nie doceniać bohaterstwa tych, którzy samotnie bronili Katowic przed Wehrmachtem. Tygodnik Powszechny, 27 września 2009
Irytacja była zrozumiała, bo to Szewczyk był autorem powieści „Ptaki ptakom”, sfilmowanej w połowie lat 70.; wielu do dziś pamięta wzruszającą scenę ze zrzucanymi z wieży ciałami harcerzy. Także epizod z dziewczyną, która w bukiecie przeznaczonym dla defilujących żołnierzy Wehrmachtu miała schowany pistolet – i skierowała go w stronę niemieckiego oficera. Jednak tego faktu historycy – w tym dr Grzegorz Bębnik z katowickiego IPN, który ostatnio solidnie zbadał na nowo polskie i niemieckie archiwalia – również nie potwierdzają.
O tym, jak żywe to sprawy, przekonała największa burza prasowa, jaka w mijającej dekadzie przeszła przez śląskie media. Parę lat temu prof. Ryszard Kaczmarek, szef Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego (a w ślad za nim katowicka redakcja „Gazety Wyborczej”) dotarł do archiwów we Freiburgu i relacji gen. Neulinga. Po serii artykułów dziennikarze zostali przygwożdżeni listem protestacyjnym, podpisanym przez kilkudziesięciu prominentnych Ślązaków. W efekcie katowicki IPN podjął śledztwo historyczne, które jednak nie potwierdziło udziału harcerzy w obronie wieży. Zrezygnowano też z szukania grobów w podkatowickich lasach, gdzie grzebano ofiary pierwszych dni wojny.
Ponad wszelką wątpliwość w parku Kościuszki doszło do starć, ale był to tylko epizod. Rzeczywiście, padły strzały z wieży spadochronowej, jednak anonimowi obrońcy zostali szybko spacyfikowani. Zginęło też wielu patriotów polskich, strzelających do najeźdźców z Domu Powstańca, pobliskiej wieży ciśnień, okolic Hotelu Europejskiego, z dachu dworca kolejowego, wieży kościoła ewangelickiego. Do podobnych incydentów dochodziło w innych miejscowościach.
Śląski Sonderfahndungsbuch
Nie ma więc powodu, by nie doceniać bohaterstwa obrońców – tym bardziej że w chwili wkraczania Wehrmachtu aglomeracji nie broniło Wojsko Polskie. Armia „Kraków” po bitwie pod Wyrami wycofała się z okręgu przemysłowego. W jej szeregach, w Grupie Operacyjnej „Śląsk”, walczyło wielu Ślązaków. O tym mniej się mówiło po wojnie. Hołd żołnierzom z katowickiego 73. pułku piechoty oddał Jan Józef Szczepański, który w „Polskiej jesieni” pisał: „Tylko Ślązacy są zdolni do zachowania takiej dyscypliny. (...) nieruchome kompanie robiły takie wrażenie, jakby czekały na swoją kolej w defiladzie (...). Nikt nie rozmawiał, nikt nie palił. A przecież pułk miał za sobą ciężkie walki i poważne straty. Przyglądaliśmy się Ślązakom z szacunkiem. To się nazywa wojsko”.
Ale w Katowicach polskiego wojska nie było. A niemieckie rozstrzeliwało obrońców koło Rynku. Tak zginął m.in. chorzowski farmaceuta Edmund Baranowski, były powstaniec wielkopolski i poseł na Sejm. Po wojnie jako jedynego zdołano go rozpoznać na słynnym zdjęciu, gdy wśród innych skazańców kroczy z podniesionymi rękami na miejsce kaźni. Na drodze Wehrmachtu w każdej górnośląskiej miejscowości, gdzie napotykano opór, urządzano publiczne egzekucje. Rozstrzeliwano po kilka, kilkanaście osób. W sumie – około półtora tysiąca.
Lista gończa, osławiona Sonderfahndungsbuch, obejmowała nazwiska działaczy plebiscytowych, weteranów śląskich powstań, urzędników. Trafiali do więzień, obozów, w najlepszym razie na roboty przymusowe. Tak zginął Józef Biniszkiewicz, przywódca socjalistów śląskich. Wielu zagrożonym aresztowaniem udało się ukryć pod przybranym nazwiskiem i włączyć w nurt życia podziemnego. To przypadek Józefa Korola, byłego wiceprezydenta Chorzowa, pierwszego komendanta ZWZ Okręgu Śląskiego, który zginął z bronią w ręku w 1940 r. A także harcerzy i konspiratorów Józefa Pukowca, Józefa Skrzeka czy ks. Jana Machy, którzy zginęli w publicznych egzekucjach bądź pod niemiecką gilotyną.
Ciężkie represje dotknęły też Polaków z niemieckiej części Górnego Śląska. Do więzień i obozów trafiło ok. 300 członków Związku Polaków w Niemczech, 90 zginęło. A niebawem na terenie całego Górnego Śląska do Wehrmachtu zaczęto wcielać synów i braci powstańców. To był najstraszniejszy paradoks tamtych lat.
*****
KRZYSZTOF KARWAT (ur. 1958 w Świętochłowicach) jest redaktorem miesięcznika „Śląsk”. Zajmuje się krytyką literacką i teatralną oraz historią Śląska. Autor książek „Ten przeklęty Śląsk” (1995) i eseje „Jak hanys z gorolem. Rozważania o Górnym Śląsku” (1999).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.