Doświadczamy w życiu nie tylko zła, ale także dobra i piękna. Możemy zatem pytać nie tylko: „Skąd zło?”, ale również: „Skąd dobro i piękno?”. Skąd radość na obliczu ludzi czyniących dobro? Skąd miłość? Tygodnik Powszechny, 14 lutego 2010
Szanuję przekonania ludzi inaczej myślących, zarówno wierzących, jak niewierzących. Uczyłem się tego w dialogu, w ciągu wielu lat oddanych ekumenii. Mam przyjaciół wśród niewierzących. Dlatego z życzliwością czytałem artykuł prof. Jana Hartmana o „złej nowinie” i „śmierci Boga” („TP” nr 5/10). Podziwiam odwagę i otwartość Autora w ujawnianiu własnych myśli. Nie chciałbym, aby w moich refleksjach zabrzmiała jakakolwiek nuta agresywności czy urażonych przekonań religijnych, skłaniających do wymuszonej apologii.
Przy takich tekstach łatwo o nieporozumienia. Zaskoczyło mnie to, że pisząc okrągłymi i wypolerowanymi sentencjami, Hartman budzi złudne poczucie „oświeconej racjonalności”, „oświeconej samowiedzy”, intelektualnej uczciwości i logicznej spójności. Jeśli jednak wmyślić się głębiej w tok jego wywodów, okazuje się, że opierają się w dużej mierze na pospiesznych wnioskach i niewiarygodnych uogólnieniach. Błyskotliwość stylu i sugestywność nie są w stanie przesłonić luk w sposobie argumentacji. Poważna debata wymaga innego stylu, innego podejścia. Przyznaję, że radykalne sądy Hartmana skłaniają do myślenia o sprawach wiary w sposób krytyczny. W tym sensie mogą być pożyteczne, choć budzą wiele zastrzeżeń, wyszczególnionych już w odpowiedzi abp. Józefa Życińskiego (również „TP nr 5/10).
Nie ma niczego za zasłoną?
Według prof. Hartmana, mentalność nowożytna i nowoczesna zatruwa wiarę i definitywnie ją uśmierca. Ma jedynie charakter destrukcyjny dla religii. Czy tak jest istotnie? Jestem przekonany, że każdy czas, nawet najtrudniejszy, nie wymknął się, mówiąc metaforycznie, z ręki Boga. Przynosi nie tylko wyzwania i trudności, ale także niespodziewane szanse i bodźce do odkrywania nowych możliwości.
Jean Delumeau, wybitny francuski historyk kultury, religii i mentalności nowożytnej, mówił niedawno w wywiadzie: „Czy historia niesie przesłanie nadziei? (...) Leibniz pytał: jak to się dzieje, że jest raczej coś niż nic? Nauka nigdy nie będzie w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Jest to więc zaproszenie do szukania sensu wszechświata, do zapytywania, czy przed Wielkim Wybuchem, u początków, nie było jakiegoś Boga. Tego pytania nigdy nie unikniemy. Wykracza ono poza dziedzinę nauki, poza czas i przestrzeń. Czy poza czasem i przestrzenią nic nie ma? (...)
Hans Küng napisał niedawno (...) w książce (...) »Mały traktat o początku wszystkich rzeczy« słowa skierowane do naukowców wyznających poglądy materialistyczne: »Ten, kto nie może zobaczyć, co jest za zasłoną, nie ma prawa powiedzieć, że tam nie ma niczego«. To zdanie niezwykle celne i prawdziwe. (...) Jeżeli wszechświat i życie człowieka mają sens, filozofia powie, że trzeba go szukać po stronie Boga i w tym momencie wyciąga rękę do religii, to jest do Objawienia. Istnieje więc droga (powiedziałbym: logiczna) od doświadczenia naukowego do refleksji filozoficznej i akceptacji Objawienia. Objawienia, które ponad nauką, ponad refleksją filozoficzną przynosi ostatecznie konkluzję: że człowiek był chciany, a więc ma przeznaczenie, które dał mu Bóg. Tak: Bóg chciał człowieka, a więc wszelkie nadzieje są możliwe” („Znak” nr 650-651/09).
Mądrość nie jest apodyktyczna
Nie widzę w refleksjach prof. Hartmana głębszego zrozumienia dla apofatycznej tradycji chrześcijaństwa (tzw. teologii negatywnej). To, co pisze o Pseudo-Dionizym, Mistrzu Eckharcie czy Mikołaju z Kuzy, iż „nauczyli nas prawić (!) o Bogu” tak, że w ogóle o Nim nic sensownie powiedzieć nie można, jest uproszczeniem. Dodam, że rozum i racjonalność także są różne. Obok racjonalności dyskursywnej istnieje również racjonalność intuicyjna, wnikająca w głąb rzeczywistości. Istnieje także racjonalne zaufanie człowieka.
W skrajnie pesymistycznych i złudnie klarownych wywodach Hartmana jest to jedynie racjonalność jednowymiarowa, a w dodatku apodyktyczna („nie będzie ani odkupienia, ani kary, bo Bóg nie żyje”, „wszystko jest bez sensu”). Zbyt wiele chyba jeszcze w jego przekonaniach wiary w siłę samego rozumu. Nie dostrzega on, że wiara idzie w parze nie tylko z rozumowaniem dyskursywnym, ale także z wglądem intuicyjnym, który dostrzega fundamentalne prawdy w wewnętrznym olśnieniu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.