Z dala od złego proroctwa

Doświadczamy w życiu nie tylko zła, ale także dobra i piękna. Możemy zatem pytać nie tylko: „Skąd zło?”, ale również: „Skąd dobro i piękno?”. Skąd radość na obliczu ludzi czyniących dobro? Skąd miłość? Tygodnik Powszechny, 14 lutego 2010


Wiara chrześcijańska mówi, że Bóg pozwala, aby dzieje tego świata toczyły się swoim rytmem. Nie zatrzymał biegu wydarzeń, nie przeciwstawił się woli ludzi, nie wstrząsnął światem przez cudowną interwencję, która mogłaby zapobiec śmierci krzyżowej Chrystusa.

W większości religii ludzie wierzący łączą pojęcie Boga z ideą pełni i doskonałości. Pełnia wyklucza wszelki brak. Tymczasem idea kenotycznego umniejszenia wyraża pewien stan dobrowolnie wybrany. Chrystus uniżył samego siebie, pozbawił się należnej Mu chwały, aby znaleźć się blisko ludzi, w pobliżu nicości i poczucia opuszczenia. Taka interpretacja kenozy Chrystusa odsłania niezwykłą głębię Boskiego zamysłu. Pełnia implikuje bogactwo, obfitość i moc. Ogołocenie i pustka wyrażają wolę wyjścia naprzeciw i upodobnienia, czyli tajemnicę miłości. Bóg przekracza sam siebie w stronę ludzkości ruchem odwrotnym. Staje się Bogiem pokornym, niejako usuwającym się w cień.

Jest to niezwykła intuicja, mówiąca o Bogu nie językiem doskonałości i pełni, ale przy pomocy kategorii umniejszenia, rezygnacji, pozbawienia się i ogołocenia. Boska pełnia nie wyklucza zdolności do samoograniczenia i umniejszenia. To nie jest Bóg w całej pełni i mocy, który przytłaczałby człowieka swoją wielkością. Powołując istoty rozumne do istnienia, sam wystawił siebie na ryzyko wolnego wyboru. Odwaga Boga zdumiewa! Nie jest to Bóg niezdolny do współcierpienia, lecz biorący dyskretnie udział w dziejach świata. Wierzę, iż zbrodnie i cierpienia ludzkości sięgają w same głębie Boga. W dramacie samouniżenia Chrystusa jaśnieje odblask Boskiego Piękna, któremu obce jest narcystyczne zapatrzenie w samego siebie. Prawdziwe piękno jest nieodłączne od autentycznej miłości i siły oddania. Na swojej historycznej drodze piękno to przeszło przez dramat umniejszenia, milczenia, bezsilności i upokorzenia. Jest to jednak piękno, które odniesie swój ostateczny triumf.

Przed kilkunastoma laty byłem zaskoczony wypowiedziami włoskiego filozofa Gianniego Vattimo („La fine della modernit?”, 1985; „Credere di credere”, 1996) o związku między sekularyzacją (może raczej sekularyzmem) a nowotestamentową ideą kenozy Boga. Jego zdaniem, filozofia w słabości swego myślenia powinna być świadoma swoich granic. Słabość to konstytutywna cecha bytu: być i trwać – to istnieć w stanie rezygnacji z siły (ontologia słabości). Bóg chrześcijański jest Bogiem wcielenia i Jego zniżenia się. W tym sensie jest Bogiem, któremu nieobca jest słabość w świecie. Stąd jego apel: nie odrzucajmy chrześcijaństwa, odkrywajmy na nowo sam niezniszczalny rdzeń wiary wbrew metafizycznym przesądom różnego kalibru scjentystów i racjonalistów.

Siła dobra i piękna

Refleksje Jana Hartmana tchną ogromnym pesymizmem. Choć posługuje się słowami „my” i „nasz” w różnych odmianach, pisze tak, jak gdyby sam był człowiekiem głęboko zranionym i nieszczęśliwym, widzącym tylko ciemne strony historii w swej „kosmicznej samotności”. Już w pierwszych zdaniach mówi o wielkich przejawach zła w dziejach chrześcijaństwa, które podkopało wiarę w Boga: o trzydziestoletniej wojnie religijnej, rozbiciu jedności chrześcijan, bratobójczych walkach. Przypomina, że chrześcijaństwo „wielu wyznawców rozczarowało, niektórych wręcz przywodząc na skraj ateizmu”. Całkowicie przemilcza dobre i piękne karty jego dziejów, które jak gdyby nic nie znaczyły.

A przecież doświadczamy w życiu nie tylko zła, ale także dobra i piękna, a więc czegoś pozytywnego. Możemy zatem pytać nie tylko: „Skąd zło?”, ale również: „Skąd dobro i piękno?”. Skąd radość na obliczu ludzi czyniących dobro? Skąd miłość? To właśnie dobro i piękno stanowią przeciwwagę dla doświadczenia zła i jego destruktywnej siły. W przekonaniu Hartmana, po „śmierci Boga” życie naznaczone jest „zadaniem samozbawienia”, „znojem przeżywania”, a „dobre doświadczenia – radości, wiedzy, miłości, wiary” (jakiej?) mogą pochodzić jedynie od człowieka w jego samotnym, nowoczesnym raju (!). Rządzi nimi „imperatyw humanizmu – pochwały człowieka i piękna jego przeżyć”, gdyż „kazano nam (kto kazał?) żyć pięknie i sensownie, w miłości i przyjaźni z wolnymi i szczęśliwymi bliźnimi”. Sam Autor stwierdza wszakże, że jest to w gruncie rzeczy „nasze papierowe szczęście”, ale musimy zadowolić się „taką świętością, jaka tkwi w nas samych, pięknem człowieczeństwa”. Przecież „nikt nie słucha” naszych wołań o zmiłowanie – tak głoszą ostatnie słowa jego artykułu.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...