Tradycja jest przekazywaniem czegoś tak ważnego, że można wartość aktu przekazania postawić ponad własne życie. I to możemy nazwać tradycją w sensie ścisłym, przez duże „T”. To nie jest tylko zwyczajem, który się uleżał, ale czymś, co przeszło próbę – mówimy „próbę czasu” . Don BOSCO, 5/2009
Np. walentynki mogą w jakimś momencie – choć nie wiem czy to takie proste – wrócić do swojego punktu wyjścia, czyli kalendarza liturgicznego. Nie muszą, ale mogą. Natomiast jest też tak, że wiele tych tradycji, które dziś są dla nas bezproblemowe, to też tradycje, które w jakimś momencie do nas przyszły. Trudno mi wyobrazić sobie Boże Narodzenie bez choinki, ale jak sięgam do opisów z końca XVIII wieku to dla nich choinka w ogóle nie istniała.
To tradycja, którą przejęliśmy od Niemców, bo można pewne rzeczy przyjmować, zmieniać, adoptować. Mnie bardziej interesuje odnajdywanie, kompletowanie własnego puzzla w domu niż organizowanie jakiegoś ruchu przerażenia, fundamentalnego oporu przed importem, wykrywania wszędzie złych elementów, zachowań.
Ale oczywiście są i takie wpływy, które niosą ze sobą całą kulturę zachowań, mitologię, która jest niedobra, kiedy nie można powiedzieć dziecku „nie przejmuj się tym halloween, bo to takie czuwanie”, kiedy rzeczywistość tego zjawiska jest jak najbardziej pogańska ideologicznie i obyczajowo.
A czy tradycje czasami nas nie ograniczają?
Tradycja to jest zwykle nazwa wierzchołka góry lodowej. Jest mnóstwo zachowań, nad których przyjęciem jako tradycji się nie zastanawiamy, bo jesteśmy nimi przesiąknięci. Są w nas wyciśnięte, a my je powtarzamy niemal bezwiednie. Część z tych rzeczy jest deprymująca, ograniczająca, męcząca. Wierzę psychologom, którzy opisują całe mechanizmy takiego skryptu, że ludzie w określony sposób przejmują jakiś wpływ ojca i matki i niestety w jakimś stopniu także tego, co negatywne.
Ale można na to patrzeć pozytywnie. Jest to zmagazynowana nauka o konsekwencjach błędów życiowych, a rozsądek polega na zachowaniu równowagi między tym, co dziedziczymy a wolną wolą uzupełniania i przebudowywania tej mozaiki. Człowiek nie bóbr – nawet najpiękniejszych i najlepiej sprawdzonych struktur nie odtwarza dokładnie w ten sam sposób, ale każde pokolenie wnosi swój styl.
Tradycje są ważne w wychowaniu?
W ogóle nie można mówić o wychowaniu bez tradycji, bo – według mnie (może ktoś potrafi inaczej) – uzasadnienie wymagań szybko przeradza się wtedy w stwierdzenia typu: „bo JA to wiem”, „JA tak chcę”. W wychowaniu jednak ten kto słucha autorytetu, musi mieć szansę zaufania, że sięga do doświadczenia, które ten autorytet przekracza, które nie jest tylko jego własnym rozpoznaniem świata.
Nie chodzi o to, żeby wychowywać dzieci w poczuciu, że się jest guru, który wszystko wie, wszystko zrozumiał. Choć nie należy od razu tej iluzji własnymi siłami rozbijać, ale gdy ona się kruszy, powinno ją zastępować mocne poczucie, że nawet, gdy mama i tata nie są doskonali, stoi za nimi coś przekraczającego ich własną mądrość.
Rozsądne wychowanie polega na tym, żeby budować na pewnej bazie, której nie trzeba się potem ściśle trzymać, ale pewien kanon musi być zachowany. Kanon może szczupły, niewielki, nie należy go przesadnie rozbudowywać, ale musi być kierunkujący.
rozmawiali:
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
ks. Andrzej Godyń SDB
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.