Ból nie jest snem

Jerzy Jarzębski, Natura i teatr. 16 tekstów o Gombrowiczu, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007. Recenzja. Znak, 10/2007




Teatr oczywiście stoi po stronie nieprawdy, udawania, snu, choć zarazem wyznacza przestrzeń poddającą się oswojeniu, ludzkiej władzy (czasem przybierającej formę terroru). Natura może dać pewność jawy, ale jest w gruncie rzeczy przerażająca lub w najlepszym razie całkowicie obca jak słynna krowa przywoływana w Dzienniku. W każdym razie wszystko wskazuje na to, że przedrzeć się do niej nie sposób (Gombrowicz dodałby – a na dodatek wysiłki te wywołują obrzydzenie, egzystencjalne mdłości). Także natura w człowieku – namiętność niczym Pijak w Ślubie wymyka się władzy podmiotu. Gombrowicz deklarujący się jako ateista nie potrafi odeprzeć Kartezjuszowskiej hipotezy istnienia złośliwego geniusza, nie znajduje żadnego absolutu, który pomógłby mu wydostać się z labiryntu krzywych luster czy – jak kto woli – z królestwa snu. Jarzębski w niezrównany sposób pokazuje rozdarcie pisarza postrzeganego dość powszechnie jako kpiarz i beztroski destruktor form:

Gombrowicz więc będzie się starał odpowiedzieć z pełną powagą na pytanie, dlaczego mrzonką jest Wellsowskie hasło: „ludzie jak bogowie”, dlaczego normy etyczne o charakterze bezwzględnym i absolutnym nie sprawdzają się w ludzkim świecie, dlaczego też nie da się żyć w świecie bez sacrum – choćby miała nim być sławetna ręka kelnera z café Querandi przy mało ważnym skrzyżowaniu uliczek Peru i Moreno w Buenos Aires (s. 107).

Jarzębski wszakże ostrożnie odsłania graniczne rejony doświadczeń, na których zdaje się niknąć poczucie teatralności istnienia. Te uprzywilejowane, choć w świecie Gombrowicza budzące grozę stany to miłość (zawsze nieodłącznie związana z przemocą), ból i wreszcie śmierć.

Najwięcej uwagi poświęca Jarzębski Gombrowiczowskiej wizji miłości. Najpierw pokazuje jej związki z polityką, która zdaje się jedynym dostępnym narzędziem erotycznego spełnienia, bo przecież obiekty pożądań bohaterów powieści i dramatów Gombrowicza bądź w punkcie wyjścia (co najczęściej wyraża różnica społecznego stanu), bądź w wyniku gry „wsobnego wchłaniania” (stosowanej już przez tancerza mecenasa Kraykowskiego) znajdują się poniżej tych, którzy owe pożądania żywią. Miłość u Gombrowicza jest zawsze asymetryczna – odpowiedzią na istotowo zaborcze pożądanie może być albo feudalne poddaństwo, albo bunt. Tertium non datur.

A jednak to, co zdaje się spełnieniem w teatrze erotycznych intryg (bliskich pałacowym grom politycznym), okazuje się pozorem w zetknięciu z potęgą natury. Do takiego wniosku prowadzi komentarz do dwu wersji Operetki. Jarzębski przekonująco interpretuje finał dramatu z nagą Albertynką (mający coś z Goetheańskiego zaklęcia: chwilo, trwaj!) nie tyle jako naiwną apoteozę młodości i piękna, ile raczej akt kapitulacji przed potęgą czasu, przed biologiczną siłą rozkładu i rozpadu, bo „piękno nagie jest niczym więcej, jak nawiązaniem czy wręcz preludium do nagiej brzydoty” (s. 145). A jednak doświadczenie starzenia, umierania, a przede wszystkim wpisanego w te procesy bólu zdaje się otwierać ludzkie monady na siebie, a co więcej – na naturę właśnie.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...