Na grobie połóż różę

Młody człowiek miał orientalną urodę, nosił jarmułkę i mówił po angielsku. Na dyplomie z wykaligrafowanym nazwiskiem „Julianna Bartoszkiewicz” były niezrozumiałe dla niej słowa zapisane dziwnym alfabetem. I tłumaczenie: „Kto ratuje jedno życie, jakby świat cały ratował”. Znak, 4/2009



Drugi raz rozczarowała się w domu. Krystynę Bartoszkiewicz dotknęło, gdy z pękatej walizki Esthera wyciągnęła dla niej stare rzeczy.

– Urok prysł – mówi.

– A może to ze starości? Albo myślała, że u nas wciąż taka bieda? – zastanawia się po chwili, jakby chciała usprawiedliwić Estherę.

Zaprowadziła ją na cmentarz, na grób matki. Esthera długo wpatrywała się w marmurowy nagrobek. Powiedziała na głos, jakby mówiła do Julianny: „Dużo w życiu ryzykowałaś”. Gdy wychodziły z cmentarza, spytała jej córkę: „Czy twoja matka była taka dobra czy taka naiwna, że tak mnie ratowała?”

Krystyna Bartoszkiewicz nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.

8.

Ulica Twarda 6, mieszkanie na drugim piętrze. To warszawski adres Julianny Bartoszkiewicz. Mieszkanie było dwupokojowe. Żeby zarobić na utrzymanie, Julianna Bartoszkiewicz handlowała meblami w Hali Mirowskiej. Bracia Stanisław i Jerzy sprzedawali czasem gazety. Żyło im się ciężko. Któregoś dnia ktoś zapukał do drzwi. Przed Julianną Bartoszkiewicz stanęła Esthera. Towarzyszył jej mąż. Był niższy i dużo starszy od Esthery. Takim zapamiętała go Krystyna Bartoszkiewicz. Pamięta też, że go nie lubiła.

Esthera mocno zżyła się z Julianną. Umiała szyć. Często przerabiała jakieś stare ubrania. Miała do tego talent. Wystarczyło, że do znoszonej sukienki wstawiła tiul albo kwiatek i sukienka była jak nowa.

Julianna przedzieliła kotarą pokój, żeby Esthera i Abe mieli gdzie spać. Nie wychodzili prawie wcale z domu. Gdy ktoś pukał do drzwi, chowali się pod łóżko albo do szafy. Koloru kotary, którą przedzielony był pokój, Krystyna Bartoszkiewicz nie pamięta.

13.

„We wrześniu 2000 roku moja mama i ja byłyśmy w Polsce razem z moją babcią. Moja babcia urodziła się w Polsce w 1919 roku i była jedyną osobą z całej rodziny, która przeżyła drugą wojnę światową. W czasie wojny ukrywała ją chrześcijanka i trójka jej dzieci, którzy stali się przyjaciółmi dla mojej babci”. To fragment wypracowania, które Gaby, wnuczka Esthery, napisała w szkole po powrocie z Polski. Tytuł wypracowania: „Moja największa przygoda”.

9.

Przed kamienicę przy Twardej 6 zajechały samochody pełne esesmanów. Weszli do mieszkania na parterze. Julianna Bartoszkiewicz liczyła, ile czasu zajmie im dotarcie na drugie piętro. Wszyscy się modlili.

– Juta, jak przeżyjemy, pójdę na kolanach do Częstochowy – przyrzekła Esthera.

W końcu nie wytrzymała napięcia. Chce z mężem skoczyć ze strychu i się zabić. Boi się dłużej narażać Juliannę i jej dzieci.

– Nigdzie nie pójdziecie! – błagała Julianna.

Esesmani opuścili kamienicę. Przyjechali zlikwidować bimbrownię na parterze.

12.

Na grobie Julianny Bartoszkiewicz jest tabliczka: „Jutko, dzięki za uratowanie życia. Esthera i Stach”. O umieszczenie tabliczki poprosiła Esthera, gdy dowiedziała się, że Julianna nie żyje. Treść napisu podyktowała sama. Stach to imię jej męża z aryjskich papierów, które załatwiła Julianna. O ile Krystyna Bartoszkiewicz wie, Esthera nigdy nie poszła do Częstochowy.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...