Ruch myśli nie był dla Brzozowskiego dziedziną wyodrębnioną ze świata, ale częścią procesu erotycznego, który poprzedzał jednostkowe myślenie i ku czemuś innemu, wyższemu prowadził, nadawał myśleniu cel i treść. Tak pojmował humanizm. Znak, 11/2009
W jednym bowiem Platon się mylił, a jego pomyłkę, a może tylko brak precyzji, czujnie wychwycili późni jego czytelnicy, Nietzsche i Heidegger, a także w końcu Bataille – eros nie jest pragnieniem nieśmiertelności (o ile przez nieśmiertelność rozumie się pozbawione kresu trwanie pewnego indywiduum), tylko raczej pożądaniem śmierci, skończoności raczej niż nieskończoności. Eros nie jest pierwiastkiem duchowym, ale raczej, jeśli wolno tak powiedzieć, materialną łaską. Materialną w tym sensie, że łaska erosa stanowi pewien ograniczony zasób, który kiedyś musi ulec wyczerpaniu. I każda erupcja erosa jest krokiem w stronę tego wyczerpania.
W Fedonie Platońskim znajdujemy metaforę duszy jako płaszcza; metafora ma wydźwięk nieco lekceważący. Płaszcz, nawet najlepszy, może zmienić kilku właścicieli – tak jak dusza może przeżyć kilka egzystencji – ale kiedyś się przeciera i trzeba go wyrzucić. Popatrzmy jednak na ten płaszcz nie od strony użytkownika, ale krawca (takiego na przykład, o jakim śpiewa Bułat Okudżawa w piosence Pidżak) – to jest właśnie perspektywa erosa.
Daje on rzeczywiście nie jedno życie, ale kilka – każdy z nas choć raz doświadczył chyba uczucia, że dostał jeszcze jedną szansę, że życie zaczyna się od nowa. Ale tych szans jest kilka, a nie nieskończona ilość[6]. To dobrze, bo inaczej nie byłoby po co szyć nowych płaszczy. Oczywiście, z drugiej strony powiedzieć można, że to wszystko jedno, czy eros jest duchowy czy materialny, skończony czy nieskończony – bo tam, dokąd prowadzi, życie i śmierć nie różnią się o siebie.
Spotkanie całości (dojście do tego, co nazwaliśmy wyżej „źródłem”; rzecz w tym, że tylko z punktu widzenia erosa jest to „źródło” albo „całość”; spojrzenie erotycznie obojętne dostrzega tam pustkę, w której czasem coś pulsuje; próżnię i atomy) jest dla cząstki zawsze i życiem, i śmiercią zarazem. Jam jest cząstką tej siły…
Nie, nie pragnie ona zła ani dobra, nie wiemy, czego pragnie, a wszelkie dobro i zło są tylko pobłyskującymi łuskami na jej wężowej skórze (wężowej, bo wąż kusi, i wężowej, bo wąż zmienia skórę, która staje się przez to czymś podobnym do płaszcza z Fedona). W przeciwnym wypadku – to znaczy wtedy, gdy nie powoduje nami eros – płyniemy po prostu z nurtem, o niczym nie wiedząc, a to „my” w słowie „płyniemy” jest tylko pustym dźwiękiem, formą gramatyczną, a nie wartością.
I nie zaprzeczajcie mi przedwcześnie, przywołując imię Pawłowej agape. Agape też trzeba kochać miłością erotyczną, aby coś dla nas znaczyła. Przypominam słowa raniące, może niesprawiedliwe, a może zasłużone, ale na pewno nie przez agape, tylko przez erosa podsunięte wielkiemu pasterzowi katolickiemu, Janowi Pawłowi II, gdy pod adresem redaktora naczelnego najbliższej mu w swoim czasie gazety, „Tygodnika Powszechnego”, kierował gorzkie słowa, że Kościół nie czuł się w pewnym momencie przez „Tygodnik” dostatecznie kochany. Nie tak przemawiałaby agape, choć sam Kościół bez wątpienia i dla Papieża, i dla redaktorów „Tygodnika” był właśnie przestrzenią agape: ale agape nie jest gwałtowna, zazdrosna ani niecierpliwa, agape nie żądałaby takimi słowy więcej miłości dla siebie!
Mniejsza o szczegóły tego konfliktu, zupełnie nie w tym rzecz. Szło wtedy Papieżowi o władzę duchową nad Polską, władał nim eros. Wyciągnąć można z tego morał, że nawet agape musi być otoczona i broniona przez erosa, aby istnieć. A może istnieje takie miejsce, w którym to eros broniony jest przez agape? Może tym miejscem jest Krzyż? Nie mówmy o tym na razie; o takich sprawach trzeba umieć więcej i mocniej milczeć.
Eros daje nam więc nas samych w świecie, który wokół siebie krystalizuje. Ale żeby to wszystko zauważyć – to mianowicie, że dopiero nasza obcość w sobie najgłębiej odczuta, eros, sprawia, że sami sobie stajemy się drodzy – na to trzeba, jako się rzekło, ochłonąć i wytrzeźwieć, trzeba na chwilę przystanąć (jak stał Sokrates przed domem Agatona albo podczas wojny, zgodnie z tym, co opowiadał o nim Alcybiades; gdy inni zajęci byli myślą, żeby przeżyć i zwyciężyć, on medytował.
[6] Davila napisał: „Dusza nie jest nieograniczoną możliwością ducha. Platońska anamneza symbolizuje naszą skończoność” (tamże, s. 53).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.