Żyjemy w świecie reklam. Reklama stała się właściwie naszą rzeczywistością. Czy jest rzeczywistością kłamstwa? Czy jest niemoralna? A może istnieje możliwość wykorzystania jej do ewangelizacji? RUaH, 33/2005
Weronika Ikah Gurdek: Zanim rozpoczniemy rozważania na temat samej reklamy i marketingu, i zanim odniesiemy to wszystko do głoszenia Ewangelii, zastanówmy się nad samą istotą ewangelizacji. Jest to bowiem największe zadanie chrześcijan wobec bliźnich na całym świecie. Ewangelizacja to działanie wypływające z wielkiej miłości...
Remigiusz Recław SJ: Człowiek, który przeczytał bardzo dobrą książkę - zaraz chce ją dać przyjacielowi, aby on też mógł ją przeczytać, potem kupuje komuś na urodziny, poleca znajomym w szkole i pracy. Jest to zachowanie normalne i nikogo ono nie dziwi. W ten sposób poleca się bezinteresownie to, co uznajemy za dobre zarówno dla nas, jak i osób nas otaczających. Poza tym należy uznać, że jest to proporcjonalnie najskuteczniejszy sposób reklamy: procent osób, które skorzystają z otrzymanej propozycji jest bardzo wysoki.
Podobna zasada jest w ewangelizacji. Człowiek, który spotkał Jezusa, człowiek, który dowiedział się, że jest bezgranicznie kochany, że wszystko jest mu wybaczone nie potrafi o tym nie mówić. Nie da się o tym nie mówić. Jest to po prostu niemożliwe. Problem zatem nie polega na tym, czy ewangelizacja jest największym zadaniem chrześcijan, czy też największym zadaniem jest coś innego. Jeśli chrześcijanin (świecki czy duchowny) naprawdę doświadcza codziennie Jezusa, jeśli Go spotyka na modlitwie i w drugim człowieku - to nie potrafi o tym milczeć. Jego życie, jego słowa, jego uśmiech na twarzy - to wszystko jest ewangelizacją. Tak, jak osoba zakochana zawsze ma błyszczące z radości oczy, tak zakochany w Jezusie chrześcijanin jest cały jedną wielką ewangelizacją. Problem polega tylko na tym, czy ów chrześcijanin (świecki czy duchowny) spotyka Jezusa, czy jest zakochany...
I rzekł do nich: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk 16,15)
Jezus skierował do uczniów bardzo konkretne polecenie głoszenia Ewangelii. Były to jednak słowa do ludzi, którzy cali poszli za Nim. Jezus dał to polecenie ludziom zakochanym w Bogu, aby dobrze wiedzieli, jak ukierunkować swoje pragnienia. Po tych słowach uczniowie wiedzieli, że nie muszą tłumić w sobie radości ludzi, którzy są kochani i kochają. Wiedzieli też, że głosić to mają zawsze i wszędzie. Nie ma miejsca, w którym nie można by było głosić Miłości, nie ma osoby, której nie powinniśmy głosić Ewangelii.
Ewangelia od wieków tłumaczona była na język kultury. I zawsze towarzyszył temu jakiś bunt, bądź to części duchowieństwa albo wiernych. Wszelkie podziały miały jednak charakter tymczasowy. Dziś nikogo nie dziwi Biblia pauperum, ale oburzamy się na hip-hop'we psalmy...
Rzeczywiście, to prawda, że na przestrzeni wieków różnie rozumiano ewangelizację. Myślę jednak, że historia zatacza pewne koło. Pierwsze cztery wieki były rzeczywiście wiekami ewangelizacji, tak jak ją dziś rozumiemy. Pierwsi chrześcijanie wchodzili w kulturę swoich narodów i w ramach tej kultury głosili Miłość. Od V wieku mamy taki okres, że władca przyjmował wiarę i razem z nim robił to cały naród. Taki stan trwał bardzo długo, bo aż do późnego średniowiecza. Sprzyjało to temu, aby robić wyprawy krzyżowe itd. Powód był jasny: zmienimy władcę, to cały kraj przyjmie wiarę. Nie można mówić, że była to ewangelizacja, tak, jak ją rozumiemy dzisiaj.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
4
|
»
|
»»