Człowiek, gdy zrobi coś złego, zamiast zauważyć, że wyrządził komuś krzywdę, martwi się, że stał się grzesznikiem. Jest to zupełnie egocentryczna i nie do pokonania skłonność do użalania się nad sobą: “no masz, okazałem się cudzołożnikiem..." List, 3/2007
Uważa Ojciec, że książeczki z rachunkami sumienia nakłaniają do grzechu?
Coś w tym jest. Podświadomie ulegamy pewnemu mechanizmowi psychologicznemu, który ćwiczy się na zajęciach z komunikacji interpersonalnej. Jeśli na przykład usłyszę: “Nie wolno ci się teraz obejrzeć za siebie", to właśnie wtedy czuję, że coś się za mną dzieje i muszę to sprawdzić. Jest to jakaś dziwna siła zakazu, która działa jak przymus zrobienia czegoś przeciwnego. Zresztą już św. Paweł zwrócił na to uwagę: Czy Prawo jest grzechem? Żadną miarą! Ale jedynie przez Prawo zdobyłem znajomość grzechu. Nie wiedziałbym bowiem, co to jest pożądanie, gdyby Prawo nie mówiło: Nie pożądaj! (Rz 7, 7).
Jest jeszcze jedna przyczyna naszego skupienia się grzechach, ale już nie psychologiczna, tylko teologiczna - pęknięcie, które jest w nas z powodu grzechu pierworodnego. Człowiek, gdy zrobi coś złego, zamiast zauważyć, że wyrządził komuś krzywdę, martwi się, że stał się grzesznikiem. Jest to zupełnie egocentryczna i nie do pokonania skłonność do użalania się nad sobą: “no masz, okazałem się cudzołożnikiem..."
Nie umiemy pogodzić się z własną niedoskonałością?
Tak. I to zabija naszą relację z Bogiem, bo zamiast zaangażować się w budowanie więzi z Nim, tracimy siły na unikanie grzechów, na kreowanie własnej wizji świętości. Z lęku przed pomyłką, niejednokrotnie rezygnujemy z dokonania jakiegoś dobra, bo od miłości Boga bardziej cenimy sobie własną nieskazitelność.
To skoncentrowanie się na sobie w obliczu zła przekazujemy sobie z pokolenia na pokolenie. Rodzic, który nie umie zaakceptować swojej słabości, będzie tą nieprzyjemną emocją zarażał dziecko. Stąd te wszystkie pytania: Jak tak mogłeś? Dlaczego mi to zrobiłeś? Co Pan Bóg o tobie pomyśli? W ten sposób poczucie winy z powodu własnej grzeszności przechodzi na kolejne generacje.
A można się od tego jakoś uwolnić? Co robić, żeby rozpamiętywanie swoich upadków nie zdominowało naszej spowiedzi?
Mnie bardzo pomaga częste korzystanie ze spowiedzi. Powtarzanie ciągle podobnych grzechów - chociaż popełnianych na nowo - jest nudne. W pewnym momencie przychodzi zmęczenie własną słabością. To zmusza mnie do pogłębiania świadomości tego, co się dzieje w tym sakramencie. Bezradność wobec niezmiennej listy moich nieprawości prowadzi mnie do coraz bardziej bezwarunkowego powierzenia się Panu Bogu. Odkrywam, że moja wartość nie tkwi w bezgrzeszności, tylko w moim związku z Bogiem.