Człowiek, gdy zrobi coś złego, zamiast zauważyć, że wyrządził komuś krzywdę, martwi się, że stał się grzesznikiem. Jest to zupełnie egocentryczna i nie do pokonania skłonność do użalania się nad sobą: “no masz, okazałem się cudzołożnikiem..." List, 3/2007
A może moje sumienie jest bardziej wrażliwe na natchnienia Ducha Świętego niż instytucja Kościoła i moje “subiektywne przekonanie" wyprzedza nauczanie Magisterium?
Jeśli ktoś tak bardzo uprzedza swoim poznaniem naukę Kościoła, to powinien porozmawiać o tym ze swoim biskupem. On podzieli się tą wiedzą z innymi biskupami zebranymi na synodzie. Ci przekażą ją papieżowi, a ten może ogłosi nowy dogmat wiary. Wówczas ten wynalazek czyjegoś sumienia będzie z całą pewnością zgodny z wolą Bożą.
A na poważnie: rozeznając między dobrem a złem, człowiek musi uwzględnić także te kryteria, które nie pochodzą od niego samego. To jest doświadczenie wielu świętych, na przykład siostry Faustyny. Ona absolutnie nie rezygnowała z tego co widziała. Przyjmowała jednak posłusznie wolę przełożonych, którzy ograniczali jej możliwość głoszenia nauki o Bożym miłosierdziu. Właśnie dzięki temu, że nie nadużywała swojej wolności, ale poddała się pod ocenę Magisterium, możemy dzisiaj powiedzieć, że jej nauczanie stało się bogactwem Kościoła.
To może lepiej się nie zastanawiać, tylko po prostu posłusznie wypełniać nakazy i zakazy Kościoła?
To, o czym mówisz paraliżuje sumienia! W prawie kanonicznym znajduje się domniemanie, że dziecko przed ukończeniem siódmego roku życia nie jest zdolne do korzystania z rozumu praktycznego, czyli nie jest zobowiązane do przestrzegania przepisów kościelnych. Umie ocenić swoje zachowanie tylko w oparciu o nakazy i zakazy rodziców. Jeśli mama czegoś zabrania, dziecko przewiduje, że jeśli to zrobi, spotka się z karą lub niezadowoleniem matki. Gdy człowiek dorasta i zdobywa umiejętność korzystania z rozumu praktycznego, staje się zdolny do samodzielnego osądu. Niestety bywa tak, że całkiem dorośli ludzie pozostają na etapie rozwoju sumienia dziecka. W ocenie swoich uczynków używają tylko kategorii: wolno - nie wolno, księża pozwalają- księża zabraniają. Uważają, że jeśli księża na coś pozwolą, to automatycznie stanie się to dobre. Dopóki jednak zabraniają, to znaczy, że jest to złe. W takim przypadku trudno w ogóle mówić o jakimś sumieniu. To nie jest osąd sumienia, tylko czysto zewnętrzna ocena, wynikająca z nieuformowanej dziecinnej wiedzy na temat dobra i zła.
Czy zawsze mam postępować tak jak podpowiada mi sumienie?
Zasada wiary - czyli reguła, która określa moją odpowiedzialność przed Bogiem - mówi, że zawsze jestem zobowiązany postępować zgodnie ze swoim sumieniem. Dzisiaj jednak sumienie często mylone jest z dobrym samopoczuciem związanym z jakimś czynem. Kiedy niektórzy mówią: “postąpiłem zgodnie z własnym sumieniem", oznacza to tylko tyle, że zrobili coś, czego bardzo chcieli. Bardzo często ludzie powołują się na swoje “sumienie" wtedy, gdy wprost łamią przykazania. Dotyczy to zwłaszcza zagadnień etyki seksualnej. W rzeczywistości jednak stają się zakładnikami swojego niezobiektywizowanego “widzimisię". Ono często prowadzi ich do zła, którego w rzeczywistości nie chcą.