Nie wyobrażam sobie katechumenatu polegającego na indywidualnej katechezie, w czasie której ksiądz tłumaczy kandydatowi do chrztu wyznanie wiary, a następnie go chrzci. W takim wypadku zastanawiałbym się, jakie ten człowiek będzie miał doświadczenie Kościoła. List, 2/2008
Dopiero kilka lat później, pod wpływem pewnego bolesnego doświadczenia, zacząłem zastanawiać się nad tym, co jest dla mnie w życiu ważne. W tym czasie dużo czytałem i chodziłem do kościoła w dni powszednie - na początku jeszcze bez przyjmowania Komunii św., bez spowiedzi, z którą bardzo długo zwlekałem. Potem wspólnota religijna, do której trafiłem, pomogła mi w życiu otworzyć się na więcej. Taka była moja indywidualna droga wtajemniczania w chrześcijaństwo. Są też inne drogi. W niektórych diecezjach amerykańskich istnieje na przykład praktyka nazywana Remembering Church, czyli, upraszczając wielopoziomową grę znaczeń tego wyrażenia „powtórne stawanie się członkami Kościoła". Kiedy osoby, które z jakichś powodów wcześniej odeszły od Kościoła albo ich związek z nim był znikomy, decydują się na powrót, przechodzą w okresie Wielkiego Postu i w okresie wielkanocnym katechezę. W środę popielcową przystępują do spowiedzi, ale rozgrzeszenie otrzymują dopiero w Wielki Czwartek. W tym czasie - od spowiedzi do rozgrzeszenia - od nowa poznają zasady wiary chrześcijańskiej i moralności. W Wielki Czwartek po rozgrzeszeniu uroczyście uczestniczą w liturgii Wieczerzy Pańskiej i przyjmują Komunię św. Po Wielkanocy przez katechezę powtórnie wprowadza się uczestników tego ruchu w tajemnicę sakramentów.
Mam wrażenie, że współcześnie w procesie inicjacji najtrudniejsze nie jest przygotowanie ludzi do chrztu, ale prowadzenie ich po chrzcie. Konfrontacja z własną grzesznością jest trudnym, często bolesnym i wymagającym dużego wysiłku procesem. Z duszpasterskiego doświadczenia wiem, że dopiero wtedy zaczynają się prawdziwe trudności i przychodzą kryzysy. Niestety jako duszpasterze nie zawsze potrafimy pomóc w ich przezwyciężaniu. Głosząc kazania, zbyt często skupiamy się na pouczaniu i moralizowaniu, a nie na wtajemniczaniu i wyjaśnianiu znaków sakramentalnych. A przecież mężczyźnie, który w środę zdradził żonę, niedzielne kazanie o eutanazji czy aborcji z całą pewnością nie da sił do tego, aby więcej żony nie zdradzić. Siły nie da mu również pouczenie, że żony nie należy zdradzać, bo on to znakomicie wie. Potrzebuje zamiast tego nowych doświadczeń, które dadzą mu wewnętrzną siłę i motywację do zmiany swojego życia. Życia chrześcijańskiego nie da się zamknąć w kodeksie postępowania, jak uważała XIX-wieczna kazuistyka...
Ślad takiego moralizatorskiego języka można znaleźć nawet we współczesnym rytuale chrztu dzieci. Gdy podaję rodzicom chrzestnym paschał, aby zapalili od niego świecę chrzcielną, wypowiadam słowa: „Przyjmijcie światło Chrystusa. Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice chrzestni, aby wasze dzieci, oświecone przez Chrystusa, postępowały zawsze jak dzieci światłości, a trwając w wierze, mogły wyjść na spotkanie przychodzącego Pana razem z wszystkimi świętymi w niebie". Mam wtedy poczucie nieadekwatności tego, co mówię, do rzeczywistości, która się dokonuje. Zamiast opowieści o Bogu łaskawym i kochającym, który oświetla ścieżki ludzkiego życia i daje inną perspektywę życia, znowu nakaz: „rodzicu chrzestny, rodzicu dziecka, starajcie się, żeby to dziecko było dobrze poinstruowane, a ty dziecko w przyszłości bądź dzielne i wypełniaj przykazania". Gdzieś tam tylko w tle obecny jest cenny wątek eschatologiczny. Rytuał pozwala celebransowi zmieniać język komentarzy, dlatego czasami opuszczam niektóre z nich, mówię własnymi słowami albo nie mówię nic i pozwalam coś znaczyć samemu gestowi. Jeśli podam paschał w milczeniu, a rodzice zapalą świecę chrzcielną, to ten gest sam w sobie znaczy często więcej niż jakikolwiek komentarz. Co więcej, jeśli słowa towarzyszące zapalaniu świecy nie będą odpowiednio dobrane, mogą osłabić znaczenie tego gestu. Dlatego tak ważne jest piękno liturgii, czytelność jej języka i znaków sakramentalnych.
Człowiek jest inicjowany nie przez to, że „weźmie się w garść", bo został pouczony o tym, jak powinno wyglądać jego życie, ale przez to, że dostanie inny system doświadczeń. Inicjacja w chrześcijaństwo właśnie te nowe doświadczenia ma mu pomóc zdobywać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.