Zmagania emigranta

Emigracja na kilka lat, by pracować i żyć spokojniej, wyjazd zarobkowy na pewien czas, szybka praca w wakacje wydają się łatwe do zaplanowania i do zniesienia. Przetrwam przecież ten krótki okres, dam radę. Będę dzwonić do żony, do chłopaka, do mamy, do tych, którzy zostali w Polsce. List, 3/2008



Trzecia droga ucieczki to trochę więcej niż pinta piwa dziennie. Polską tradycją w Irlandii jest nie tyle przesiadywanie w pubach, co raczej opróżnienie kilku flaszek wódki bądź zgrzewek piwa w zaciszu mieszkania. Koledzy z pracy, współlokatorzy z zatłoczonych domów chętnie spędzą czas na prawdziwym polskim piciu. Polska telewizja satelitarna, zapasy trunków przywiezione przezornie samolotem, trochę irlandzkiego piwa i wieczór za wieczorem może spokojnie mijać. A tęskni się mniej, wszak alkohol znieczula, pozwala znieść smutek. Towarzystwo pijanych kumpli łagodzi dojmujące poczucie samotności. Kiedy jednak przychodzi otrzeźwienie, pojawia się żal.

Rozmowa na temat przepijania czasu i zapijania smutku czy po prostu spowiedź mobilizują do zmiany. Nie tyle zmiany ilości i rodzaju spożywanych trunków, co raczej zmiany środowiska, porzucenia polskiego getta, które potrafi degradować.



W kleszczach porażki


Samotnie trudniej znieść niepowodzenie. Nieraz powtarza się jeden z czarnych scenariuszy. On w mocno już średnim wieku, tatuś i mąż po pięćdziesiątce, jedzie do nowego świata, by wszystkim żyło się lepiej. W Polsce długi, w niemłodym wieku trudno znaleźć nową pracę po zwolnieniu, dzieci dumne z ojca nie są, nawet muszą się przed kolegami wstydzić.

Alternatywy właściwie brak. Należy jechać, przecież innym się udało. Oczywiście, pomysł wyjazdu może być całkiem słuszny i dla wielu okazuje się całkiem udany ekonomicznie. Jednak dramat pojawia się, kiedy coś nie wychodzi. Z jednej strony presja rodziny z Polski, która czeka na wsparcie, na poprawę sytuacji finansowej. Z drugiej - doświadczenie porażki, przekonanie, że jest się już niepotrzebnym. Słaby język angielski, nieuczciwi koledzy, poczucie wykorzystania przez agencję pośrednictwa pracy, a na dodatek samotność sprawiają, że dojmujące uczucie przegranej jest nie do zniesienia. Nierzadko pojawiają się myśli samobójcze. Załamanie potęguje brak możliwości szczerej rozmowy i otrzymania wsparcia. Kiedy dodamy do tego czynnik pogodowy oraz wpływ środowiska - świadomość, że ktoś ze znajomych targnął się na swoje życie, depresja prowadząca do myśli i działań autodestrukcyjnych staje się poważnym problemem. Dotyka to zwłaszcza mężczyzn, którzy w Irlandii trzykrotnie częściej niż kobiety popełniają samobójstwo.

Jeśli ktoś pogrążony w czarnych myślach jest w stanie wyciągnąć rękę po pomoc, już właściwie wygrał. Często wystarczy z nim porozmawiać, dodać sił, aby nie bał się przyznać do porażki. Trzeba go przekonać, że jeśli nie ma szans na poprawę sytuacji w Irlandii, powinien pakować manatki i wracać. To nie wstyd, że się nie udało. Ucieczka w depresję, myśli samobójcze to słabość, wyrazem odwagi jest powrót do Polski, do rodziny, i szukanie akceptacji. Z mojego doświadczenia wynika, że ważne są także proste słowa: „Jesteś cenny, wartościowy dla Boga", „Przecież o godności człowieka nie decyduje opinia innych ani status majątkowy". Zadaniem duszpasterza bywa także zdecydowana podpowiedź: „Nie bój się wrócić".


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...