Emigracja na kilka lat, by pracować i żyć spokojniej, wyjazd zarobkowy na pewien czas, szybka praca w wakacje wydają się łatwe do zaplanowania i do zniesienia. Przetrwam przecież ten krótki okres, dam radę. Będę dzwonić do żony, do chłopaka, do mamy, do tych, którzy zostali w Polsce. List, 3/2008
Echo biblijnych słów nie jest dobrze, by mężczyzna był sam… rozlega się w irlandzkiej ziemi. Samotność, rozłąka, opuszczenie, poszukiwania nowego życia to codzienne doświadczenie nie tylko dla mężczyzn, ale i dla kobiet z Polski przybyłych na Zieloną Wyspę. Emigracja na kilka lat, by pracować i żyć spokojniej, wyjazd zarobkowy na pewien czas, szybka praca w wakacje wydają się łatwe do zaplanowania i do zniesienia. Przetrwam przecież ten krótki okres, dam radę. Będę dzwonić do żony, do chłopaka, do mamy, do tych, którzy zostali w Polsce
Odległość sprzyja jednak rozluźnieniu więzi. Łatwo wejść na drogę obojętności. Ta zaś prowadzi przez zapomnienie do rozgoryczenia, pretensji, bólu. Dobrze, kiedy o trudach rozłąki można z kimś porozmawiać tu, na miejscu. Tak czy inaczej, na pierwsze miejsce wśród duchowych chorób emigracji wysuwa się osamotnienie. Wychodzi wtedy na jaw rozbicie rodziny, ujawniają się nieprzepracowane napięcia i konflikty z rodzinnej przeszłości, kompleksy importowane z kontynentalnej Europy i dzieciństwa.
Kiedy nadchodzi wietrzna i deszczowa irlandzka zima, dla wielu osób szarość wyspy staje się trudna do zniesienia. W ostatnim roku nawet początek lata okazał się druzgoczący. Sami Irlandczycy skarżyli się, że trudno wytrzymać, kiedy na przełomie czerwca i lipca padało pod rząd przez blisko pięćdziesiąt dni niemal w każdym zakątku wyspy. Jednak nie tylko pogoda, ale i rozłąka rozbijają człowieka. Łatwo w takich warunkach wpaść w sidła przygodnych znajomości, pocieszającego pozornie i na krótko seksu. Można zatracić się w zabawach, których rodowici mieszkańcy wyspy sobie nie skąpią.
Nie tylko młodzi imprezowicze poznają smak lekkiego życia. Wiele innych osób staje na krawędzi zdrady. Niekiedy granicę tę przekraczają. Potrzebę znalezienia oparcia w drugiej osobie, potrzebę bliskości można przecież zaspokoić na miejscu, nie tylko przez telefon do żony i dzieci. Skoro bliscy pozostali daleko, nie ma się czego doraźnie obawiać. Pokusa trafia w czułe miejsce. Nie chodzi tu jedynie o sferę cielesną, chodzi przede wszystkim o więzi i uczucia nadszarpnięte z powodu oddalenia. Tak powstaje kolejna głęboka rana. Gdy już raz się upadnie, trudno się potem podźwignąć, czasem jednak wystarczy jedna poważna decyzja odejścia od zła. Spowiedź może tylko umocnić i dopełnić nawrócenie.
Drugi poważny problem to narkotyki. Można się nimi „zarazić" od Irlandczyków, którzy mocno wciągnęli się w kokainowy tunel. Dostęp do miękkich i twardych narkotyków oraz środków psychoaktywnych jest dość łatwy. Media, politycy, lekarze mówią o poważnym społecznym problemie. Co prawda Polacy skoncentrowani są na oszczędzaniu zarobionych pieniędzy i niechętnie je trwonią, ale to tylko jedna strona medalu. Atrakcyjne towarzystwo nieraz prowadzi młodych do świata pozornej radości. Ślepa loteria kokainowa, igranie z ogniem, który „uzależnia jedynie małą część" - nie wiadomo jednak, w której grupie my będziemy. Drogę ku białej śmierci otwierają znajomi. Łatwo wejść w rolę drobnego dealera. Z badań wynika, że głównym kanałem bezpośredniej dystrybucji „towaru" są znajomi i krewni. To na rodzinnych i kameralnych domowych imprezach pierwszy raz próbuje się narkotyków.
Kiedy ktoś przyjdzie do nas, by o tym porozmawiać, powinien otrzymać jedną odpowiedź: jeżeli z tym przyszedłeś, to znaczy, że Bóg skłania cię do tego, byś zaczął szukać pomocy u psychologa, specjalisty od uzależnień.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.