Jeżeli ktoś nie ma grzechu ciężkiego, to myślę, że wystarczy spowiadać się, powiedzmy, w przedziale od miesiąca do kwartału. Spowiedź raz do roku to trochę za rzadko. Pamiętajmy, że ten sakrament nie tylko oczyszcza, ale i odświeża wiarę, ma moc uzdrawiającą List, 3/2009
Czy rachunek sumienia należy robić tylko przed spowiedzią?
Warto przyglądać się swojemu postępowaniu codziennie, np. pod koniec dnia. Dobrze jest zacząć taką modlitwę od podziękowania, potem dopiero „rachować się”. Często zapominamy, że dobro jest Bożym darem; uważamy, że wszystko się nam należy. Modlitwa dziękczynna sprawia, że zyskujemy odpowiednią perspektywę. Dopiero wtedy należy postawić sobie pytanie, co złego zrobiłem w minionym dniu. Myślę, że taki wgląd w siebie – nie histeryczne analizowanie swojego poczucia winy, ale stanięcie w prawdzie przed Bogiem – jest bardzo dobry i ułatwia to, co jest istotnym elementem procesu nawrócenia i pojednania, czyli pracę nad sobą.
W każdej księgarni katolickiej jest półeczka z różnymi wersjami „pomocy" w rachunku sumienia. Czy należy z nich korzystać?
Jeżeli dla kogoś takie poradniki są pomocą w kształtowaniu sumienia, proszę bardzo. Ja jestem wobec nich raczej nieufny. Szczególną ostrożność zalecam skrupulantom – jeśli dorwą tego typu książeczkę, to przy spowiedzi będą wymieniać wszystko, co w niej przeczytali, punkt po punkcie. Zdarza mi się takich spowiadać, więc wiem, co mówię. Wszelkie „katalogi grzechówh będą mieć na nich negatywny wpływ. Nie zabraniam zatem, ale zalecałbym ostrożność.
Po rachunku sumienia pora na żal za grzechy.
A z tym bieda. Bo co to znaczy „żałować"? Żal nie jest tylko i wyłącznie kwestią emocji. Zwracam na to uwagę, ponieważ żal emocjonalny jest często wyrazem żalu do samego siebie: „Jak mogłem coś takiego zrobić? Postąpiłem głupio...". Postawa taka nie jest właściwa, gdyż żal za grzechy ma być przeżywany w odniesieniu do Boga.
Jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że wielu ludzi nosi w sobie wyłącznie obraz Boga Stworzyciela, siedzącego na tronie w całej swojej transcendencji - dalekiego i niedostępnego. Dlatego często żałujemy ze strachu, że podpadliśmy jakiemuś wielkiemu sędziemu, który wie o nas wszystko. Wyobrażamy sobie, że gdy wyznajemy grzechy, odhacza je w swojej pamięci elektronicznej: „No tak… to, to i to, ale wciąż czekam, bo jeszcze parę rzeczy masz na sumieniu". Takiego Boga nikt nigdy nie widział. My znamy Syna Jednorodzonego, który stał się jednym z nas. To przed Nim trzeba stanąć i uświadomić sobie, że zraniłem Miłość - to jest prawdziwy żal.
Wielcy święci spowiadali się z rzeczy, z których my się nie spowiadamy, co więcej, nigdy nie przyszłoby nam do głowy, by się z nich spowiadać. Mieli świadomość, że dopuścili się niegodziwości wobec bezbronnej, ale i - paradoksalnie - wszechmocnej miłości Boga.
Można zatem mówić o dwóch rodzajach żalu.
Tak. Żal ze strachu nazywamy niedoskonałym, żal z miłości – doskonałym. Pan Bóg jest miłosierny, dlatego wystarczy żal niedoskonały. Chociaż wyrasta on często z miernoty duchowej, jest wyrazem dobrej woli człowieka. Myślę, że w niebie znajdą się nie tylko heroiczni święci.
Kościół głosi, że żal doskonały sam z siebie gładzi grzechy. Równocześnie zaleca się przy najbliższej okazji przedstawić je na spowiedzi, by również w sposób widzialny nastąpiło pojednanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.