Niewola grzechu paraliżuje mnie bardziej niż wpadnięcie do dołu, uwięzienie czy zabrnięcie w długi. We wszystkich wymienionych wypadkach czynnik ograniczający moją wolność znajduje się na zewnątrz. Natomiast grzech, w którego niewoli się znalazłem, pozostał we mnie i powoduje moje wewnętrzne spustoszenie. Idziemy, 11 marca 2007
Zakłamanie wikła grzesznika tak potężnie, że staje się podstawową przeszkodą w otwarciu się na przyjście Zbawiciela: „Światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło, bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków” (J 3,19-20).
Otóż świat pozorów, w jaki wtłacza nas grzech, wydaje się bardziej groźny, kiedy jest podobny do świata rzeczywistego, niż kiedy go wypacza jawnie i arogancko. Nie przypadkiem Pan Jezus ostrzej piętnował grzech faryzeuszów niż grzech celników i jawnogrzesznic. Grzech faryzeuszów był bardziej podobny do cnoty i miał większą moc wprowadzania w błąd w sprawach dobra i zła.
Za mało uświadamiamy sobie, na czym polega faryzejska uczciwość, charakterystyczna dla czasów współczesnych, która dzisiaj jest głównym wrogiem Ewangelii. Dużo w niej „życzliwości” dla człowieka, wczucia się w jego biedy. Spróbujmy sobie uświadomić parę stereotypowych reakcji wobec kłopotliwej ciąży albo wobec kryzysu w małżeństwie: „Ma się urodzić dziecko niechciane, lepiej niech się nie urodzi w ogóle”; „Jeżeli diagnoza prenatalna każe się liczyć z możliwością urodzenia się dziecka upośledzonego, kto dał nam moralne prawo skazywać je na to, żeby się urodziło i przez całe życie było nieszczęśliwe?”; „Czy nie jest bezdusznością żądać od młodej dziewczyny, która znalazła się w ciąży, żeby przez dzieciaka złamała sobie całe życie?”; „Jeśli małżonków już nic ze sobą nie łączy, po co się mają wzajemnie męczyć?”
Przypatrzmy się temu światu pozorów, z którego perspektywy formułowane są powyższe argumenty, bo mamy tu do czynienia z wielkim zwycięstwem diabła nad człowiekiem. Jest to świat pełen miłości bliźniego, ale miłość polega tu na tym, że w jej imię zezwala się drugiemu czynić zło, dzięki czemu przestaje on już potrzebować naszej istotnej pomocy. Zatem miłością nazywana jest w tym świecie nasza ucieczka od solidarności z bliźnim w jego biedzie, miłością nawet niekiedy nazywane jest moralne przymuszanie bliźniego, aby wyzwolił się ze swoich kłopotów poprzez podeptanie prawa moralnego. W świecie tym nie wierzy się w możliwość zmiany człowieka na lepsze, nie wierzy się w sens życia trudnego, wierzy się natomiast niezłomnie w zewnętrzne sukcesy. W tym zakłamanym świecie nie dostrzega się nic nagannego w tym, że nasze zdolności do czynienia dobra wprzęgamy ostatecznie w służbę zła.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»