Ćpuny na weselu w Kanie

– Po tygodniu – pogodnieje Zofia – spotkałam koleżankę, która zaprosiła mnie na rekolekcje pod nazwą „Kurs Filipa” – organizowane przez wspólnotę Marana Tha prowadzoną przez ks. prof. Andrzeja Kowalczyka, egzorcystę diecezji gdańskiej. Karola zwerbowała na kurs – i nawet nie musiała się specjalnie trudzić – śliczna córka tej koleżanki.

Wrócił odmieniony, radosny. Szczerze przepraszał, że wyrządzał mi krzywdę. Przez wiele tygodni starał się żyć inaczej niż przedtem. Diabeł jednak nie spał. Jeszcze wróciło narkotykowe szaleństwo. Dopiero następne i jeszcze następne spotkanie z egzorcystą zmieniło nasze życie. Karolowi udało się nawet przeciągnąć kumpli na swoją stronę. Dziś wielu z nich cyklicznie posługuje z nim rekolekcyjnej wspólnocie.

Któregoś dnia Karol postanowił wybrać się do Medjugorje. Po pielgrzymce do tamtejszego sanktuarium wrócił rozpromieniony. Poznał tam Francescę, córkę Włocha i Polki. Za rok znów się tam spotkali w święto Matki Bożej Szkaplerznej. – Tego dnia przed naszą cysterską Matką Bożą odebrałam SMS-a: „Mamo, czy mógłbym się zaręczyć?” Cóż miałam odpisać, że nie? – uśmiecha się Zofia. Oficjalne zaręczyny odbyły się w Zesłanie Duch Świętego. – Do dnia ślubu walczyliśmy o zachowanie czystości – mówią młodzi. – I udało się.

– Ach, co to był za ślub ! – wzdychają dawne ciche adoratorki smagłego bruneta. Po złożeniu przysięgi małżeńskiej para młoda zaprosiła gości – wśród których były dawne ćpuny, dziś mężczyźni z różańcami w rekach – na poczęstunek, a potem na nabożeństwo „Wesele w Kanie” – rozśpiewane, rozmodlone...
Obecnie Karol i Francesca studiują pedagogikę. Zofia nie ma już powodów do łez. Należy do modlitewnej wspólnoty, spaceruje po oliwskim parku z ukochaną wnuczką Marią i wyczekuje wnuka. Jest w drodze...