Nazywany spowiedzią, sakramentem przebaczenia, nawrócenia, pozostaje wciąż bardziej propozycją i przykrym wymogiem niż integralnym elementem naszego życia chrześcijańskiego. Tymczasem potrzebujemy go jako doświadczenia Bożego miłosierdzia. Idziemy, 16 marca 2008
– Lęk przed odmową rozgrzeszenia jest nieuzasadniony. Jeśli mamy postawę: „do tego grzechu się nigdy nie przyznam”, to już lepiej do konfesjonału nie podchodzić. Jeśli podejmiemy świadomą decyzję nazwania po imieniu naszego grzechu i zerwania z nim – to od konfesjonału odejdziemy zawsze rozgrzeszeni. – tłumaczy ks. Dariusz Sieczkowski z diecezji włocławskiej. Jeżeli żałujemy, to na pewno w czasie spowiedzi wszystko nam będzie darowane. Jednak nie zawsze spowiedź musi skutkować rozgrzeszeniem i nie ma w tym żadnej tragedii. – Jeśli ktoś nie widzi swoich grzechów, to trudno. Spowiedź nie jest dla spowiednika, ale dla penitenta. To on musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chce zrobić coś dla siebie, zadbać o swoją kondycję duchową. Warto porozmawiać z nim, jak widzi siebie i swoją relację z Bogiem, zachęcić do modlitwy, lektury duchowej, zastanowienia nad sobą i przystąpienia do sakramentu pokuty później – wyjaśnia o. Łukasz Kubiak, dominikanin, teolog, psychoterapeuta i popularny wśród młodzieży akademickiej spowiednik. – Nie można odmówić komuś rozgrzeszenia i nawet o tym z nim nie porozmawiać, bo będzie się czuł odrzucony – dodaje.
Spowiedź ma swój ryt, posiadający głęboki sens. Jednak regułki nie są najważniejsze. Jedyne, co nie podlega modyfikacji, to formuła udzielanego przez kapłana rozgrzeszenia. Jeśli ktoś do spowiedzi przychodzi po długim czasie i nie pamięta „co i jak” – wystarczy to powiedzieć księdzu, a poprowadzi nas przez sakrament.
Na lenistwo nie ma rady, jednak gdy ktoś stara się, a jednak nie widzi w sakramencie pokuty i pojednania pomocy w wychodzeniu ze swoich grzechów – musi pamiętać, że grzeszymy, bo jesteśmy grzesznikami, a nie odwrotnie – tłumaczy z kolei ks. Krzysztof Grzejszczyk. Grzeszyć będziemy zawsze, bo tacy już jesteśmy. Także powtarzanie grzechów jest czymś naturalnym. – Nasze życie nie zmienia się co miesiąc. Jesteśmy wciąż tymi samymi ludźmi, żyjemy w tym samym środowisku i warunkach. Jeśli ktoś mieszka z teściową i dochodzi do konfliktów, to po spowiedzi teściowa z jego życia nagle nie zniknie. Problem nie w tym, że powtarzamy te same grzechy, ale czy i jak staramy się ich na nowo nie popełniać – komentuje ks. Sikorski.
Wiele dylematów budzi obecność w czasie sakramentu pokuty i pojednania drugiego grzesznika – spowiadającego kapłana. A przecież spełnia on ważną, ale „jedynie” podrzędną rolę wobec spotkania Boga z petentem. Nie jest ani autorem, ani adresatem wyznawanych grzechów, a tylko je w imieniu Boga przyjmuje i odpuszcza w ślad za Nim. Jest jak pas transmisyjny między penitentem i Bogiem. Na szczęście spowiednik-grzesznik dla penitenta to nie tylko trudność, ale i szansa – przez to, że są grzesznikami, są do siebie podobni. Spowiednik także się spowiada, w dodatku przed kolegami, z którymi dobrze się zna. Doświadczenie własnych upadków uczy go pokory w osądzaniu grzechów innych ludzi. – Można sobie wyobrazić idealnego, bezgrzesznego spowiednika, ale ja bym wolał spowiadać się u takiego z krwi i kości, który zmaga się z grzechem tak samo jak ja – mówi ks. Sikorski.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.