Małżeństwo, tak jak i ludzkie życie, jest zbyt skomplikowane, by komukolwiek udało się wypracować uniwersalną receptę na udane życie czy szczęśliwe małżeństwo. Nie znaczy to jednak, że nie wiemy, czym jest szczęśliwe małżeństwo i jak do tego dążyć. Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym, 3(64)/2003
Jak zmienia się małżeństwo, gdy przychodzi na świat dziecko. Czy zawsze ten fakt umacnia związek?
Takie jest powszechne przekonanie, ale dziecko nie jest „plastrem” na rany małżeńskie. Dziecko nie leczy. Czasami, kiedy źle się dzieje w małżeństwie, gdy przeżywa ono kryzys, małżonkowie wpadają na pomysł, aby mieć dziecko. Łudzą się, że ono uleczy, wzmocni ich związek. Myślę, że to duży błąd. Jest w tym coś z przedmiotowego traktowania dziecka, gdyż dziecko to nie panaceum na braki. Szczególnie jest to ważne w przypadku pierwszego dziecka. Przejście od bycia parą małżeńską do bycia rodziną jest trudne. Nawet jeżeli ludzie bardzo tego chcą. Mąż i żona, którzy byli dla siebie kochankami, przyjaciółmi, nagle muszą podzielić swoje uczucia i uwagę. Jeżeli dzieje się to przedwcześnie i niezbyt odpowiedzialnie, zaczyna pojawiać się coraz więcej konfliktów. Myślę też o małżeństwach zawartych z powodu nieoczekiwanej tzn. „nieplanowanej” ciąży. Jest to bardzo obciążające i zawsze pozostawia rysę, szczególnie w mężczyznach. Później przez wiele lat ma to wpływ na relację w związku. Optymalnie jest, gdy para ma jakiś czas, by nacieszyć się życiem małżeńskim, zanim zostanie rodzicami. Zupełnie inna sytuacja ma miejsce, kiedy małżonkowie z powodów biologicznych czy biologiczno-psychologicznych nie mogą mieć dzieci. Jest to również bardzo skomplikowane. Ważne jest, by przejść tę sytuację razem i razem szukać rozwiązania.
Jak powinna wyglądać relacja z rodzicami i teściami, by pomagała małżonkom wzrastać?
Dotykamy tu bardzo ważnej rzeczy. Zacznijmy od Biblii: Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją, i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,24). Jest w tym fragmencie coś bardzo prawdziwego, także psychologiczne, nie tylko duchowo. Trzeba najpierw opuścić swój dom rodzinny, swoich rodziców, aby móc wejść w małżeństwo. Nie chodzi tu tylko o opuszczenie fizyczne. W dalszym ciągu w polskich warunkach nie zawsze jest to łatwe. Myślę tu o psychologicznym opuszczeniu, o „przecięciu pępowiny” łączącej dziecko z rodzicami. Im bardziej młoda kobieta i młody mężczyzna są odłączeni od rodziców, tym jest większa szansa na to, że ich związek będzie udany. Mogą wtedy budować relację we dwoje, a nie – co się często zdarza – we czworo lub sześcioro. Rodzice mogą młodym pomagać, ale również i przeszkadzać. Relacje rodziców z dziećmi często są bardzo skomplikowane. Wielu rodziców osłabia związek małżeński dzieci, zatrzymując je przy sobie. Takich zagrożeń jest naprawdę dużo.
Nie zawsze tylko rodzice są winni. Zdarza się, że młodzi w chwili konfliktu biegną do mamy po radę lub pomoc i problem się rozrasta. Może trzeba szukać rozwiązania bez wtajemniczania we wszystko rodziców?
Myślę, że w ogóle nie należy tu mówić o winie, raczej o przyczynach. Najlepiej jest, gdy rodzice prezentują taką postawę: jesteśmy otwarci na to, by wam pomóc, ale nie narzucamy się z tą pomocą i zachowujemy odpowiedni dystans. Dobrze jest, gdy dzieci mają świadomość, że rodzice mogą być dla nich wsparciem. Jednak rodzice nie powinni nieproszeni narzucać się ze swoimi radami, nawet jeśli znają lepsze rozwiązanie. Dziś wiele par skarży się na ten problem. Najczęściej chodzi o matki. Właśnie one wykazują niejednokrotnie daleko idącą niedelikatność. Wszystkie krytyczne uwagi na temat wychowania dzieci, kierowane pod adresem synowych, są niedopuszczalne i czynią wiele złego młodym małżeństwom. Podobnie mąż córki jest nowym członkiem naszej rodziny, co nie oznacza, że mamy go wychowywać. Jego rodzice już to zrobili. Nawet jeśli uważamy, że nie zrobili tego najlepiej, to nie powinniśmy ich poprawiać. Najważniejsze jest zachowanie odpowiednio dużego dystansu i niemieszanie się w sprawy młodych. Z drugiej strony, małżonkowie powinni zastanowić się, czy rodzice są najlepszymi rozjemcami w sporach ze współmałżonkiem. Zazwyczaj nie są obiektywni, trudno im nie stanąć po stronie swojego dziecka. Często młoda żona czy młody mąż wtajemniczają rodziców w małżeńskie problemy, a potem jest tak, że para dawno już rozwiązała swój problem, a rodzice nie mogą tego zapomnieć. W ich mniemaniu ktoś obcy skrzywdził ich dziecko i mimo że młodzi dawno już sobie to wybaczyli, rodzicom trudno jest o tym nie myśleć. Jeżeli czasem potrzebujemy porady, to lepiej zwrócić się do przyjaciół, którzy mają większy staż małżeński lub w poważniejszych sprawach do terapeuty czy doradcy małżeńskiego, a nie do swoich rodziców.
Co zrobić, by małżeństwo z długim stażem również czuło się szczęśliwe?
Małżeństwo z długim stażem naprawdę może być szczęśliwe. Historia związku, to historia kryzysów i rodzącej się z nich nowej harmonii. To wspólny proces, wspólna droga, na której możemy się stawać coraz bardziej dojrzali psychicznie. Życie w małżeństwie może być źródłem wielkiej radości, ale musi przechodzić też przez trudne doświadczenia.
Jestem pełna uznania dla par, które nie ustają w pracy nad swoim związkiem. Nigdy nie jest za późno, żeby starać się, by było lepiej. Niejednokrotnie moment odejścia dzieci z domu jest czasem kryzysu. Nazywa się to etapem pustego gniazda. Czasem odejście dzieci zbiega się z przejściem na emeryturę lub kłopotami ze zdrowiem i to wszystko stwarza duże problemy. Nie jest dobrze, gdy małżeństwo staje się bardziej rodzicami niż małżeństwem i głównie zajmują się pracą i dziećmi. Tematem ich rozmów są problemy dzieci, sprawy materialne lub organizacyjne. Przestają rozmawiać o sobie, swoich uczuciach, swoich pragnieniach i potrzebach. Wyobraźmy sobie sytuację, że dzieci odchodzą i rodzice zostają nagle sami. Powstaje przytłaczająca pustka. Okazuje się, że nie mają o czym rozmawiać, że kiedy nie ma już bałaganu w pokoju i lekcji do odrobienia, i narzekania na maluchy, nie pozostaje nic, co ich łączy. To jest naprawdę tragiczne.
Warto nie zaniedbywać wzajemnej relacji do tego stopnia, żeby trzeba było ją na nowo odbudowywać. Małżeństwo powinno bezustannie dbać o to, by naprawdę być małżeństwem. W rodzinie powinny być wyraźne granice i podsystemy: rodzice i dzieci. Musi ściśle być zachowane to, że rodzice są rodzicami dla swoich dzieci, ale przede wszystkim są parą małżeńską. Żyją nie tylko po to, by wychowywać dzieci. One są ważne, ale nie jedyne. Celem jest to, by małżonkowie kochali się i rozumieli coraz lepiej i żyli ze sobą blisko, nawet jeśli mają pięcioro dzieci. Wtedy nie ma tego niebezpieczeństwa, że po odejściu dzieci powstanie straszna pustka w ich domu i przerażenie, co ze sobą począć. Zaniedbanie własnego małżeństwa może z czasem objawiać się kurczowym trzymaniem się dzieci. Rodzice wtrącają się i trudno im zaakceptować usamodzielnianie się swojego dziecka, właśnie z powodu strachu przed pustką. Bronią się, by nie pozostać samemu z kimś, kto stał się dla nich obcym człowiekiem.
Można wykorzystać ofiarność teściów czy rodziców, by czasem zostali z wnukami na wieczór, a jak są większe, nawet na kilka dni, żeby małżonkowie mogli pobyć tylko ze sobą. Małżonkowie powinni mieć też czas tylko dla siebie. Bardzo ważne jest, by o to dbać. Każda para powinna znaleźć najlepszy sposób na pogłębianie swoich relacji w związku. Dla jednych może to być kolacja przy świecach, dla innych spacer czy wyjazd.
Szczególnym wyrazem jedności w małżeństwie jest pożycie seksualne. Jakich trudności w tej dziedzinie możemy doświadczyć?
Jest to niezwykle delikatna sfera. W subtelny sposób odzwierciedla to, co się dzieje w innych warstwach związku, ponieważ intymność związana jest ze wszystkimi sferami doświadczeń. Zdarza się np. że para nie współżyje ze sobą np. od roku i wcale o tym nie rozmawiają, po prostu tak się dzieje. Różnie sobie z tym radzą, ale nie rozmawiają o tym. Trzeba uczyć się mówić o tych sprawach. Tym bardziej, że są niezwykle delikatne i łatwo tu zranić się nawzajem. Nie można więc o tym nie rozmawiać. Warto mówić o swoich potrzebach i oczekiwaniach w tej sferze. Nie bagatelizować i nie unikać rozmów, jeżeli w tej dziedzinie zaczyna dziać się coś trudnego. Jeśli nagle jedno z małżonków przestaje mieć ochotę na współżycie lub unika go, nie możemy tego ignorować. Musimy też zdawać sobie sprawę, że istnieją pewne naturalne okresy zmniejszenia zainteresowań seksem, np. po urodzeniu dziecka. Mężczyznom nieraz trudno jest to zrozumieć i w młodych małżeństwach niejednokrotnie pojawiają się na tym tle problemy. Młody tata nie zdaje sobie sprawy, że żona po porodzie na ogół nie ma ochoty na seks. Wtedy czuje się odrzucony albo niekochany. Ma też trudności, by połączyć fakt, że w pierwszym roku po urodzeniu dziecka, żona wstaje często w nocy, mało sypia i czuje się przemęczona. Wtedy zwykle ma mniejszą ochotę na zbliżenia. Dobrze byłoby, żeby młody tata wiedział i rozumiał, że żona wcale nie przestała go kochać. Jeśli on co drugą noc będzie wstawał do dziecka, wtedy i żona będzie miała większą chęć na życie intymne.
W jakim momencie kryzysu małżeńskiego powinno się szukać pomocy na zewnątrz?
Zawsze warto szukać pomocy, kiedy chociaż jednej osobie w związku wydaje się, że jest trudno i nic się nie zmienia. Trzeba też szukać pomocy, gdy pojawiają się pokusy, by szukać innej relacji. To naprawdę teraz bardzo częste sytuacje. Zdrada staje się niejednokrotnie najprostszym sposobem radzenia sobie z trudnościami małżeńskimi. Ludzie szukają pomocy dopiero wtedy, gdy już zaistniał trójkąt. Trudno jest się wtedy z tego wszystkiego wyplątać i na nowo uporządkować. Dlatego lepiej jest zareagować wcześniej. W pracy z małżeństwami staram się podkreślać to, że odpowiedzialność za zdradę ponosi zawsze osoba, która zdradziła, ale przyczyny zdrady są zazwyczaj obustronne.
Jak podźwignąć się po takim doświadczeniu?
Nie jest to łatwe. Zależy od tego, co się później dzieje. Część par rozwiązuje to w pozytywny sposób. Osoba, która zdradziła rozstaje się z osobą trzecią i wraz ze współmałżonkiem próbują ratować związek. Wtedy zdrada jest mocnym „uderzeniem” dla obu stron. Widzą, że jest źle między nimi i jak wieloma rzeczami muszą się zająć. Zaczynają rozmawiać, wyjaśniać, zaczynają siebie słuchać. Muszą przejść przez etap związany z wybaczeniem, i z odzyskaniem zaufania, z odbudowaniem zranionego poczucia kobiecości czy męskości. Czasem niestety jest inaczej: osoba, która zdradziła, odchodzi. Wtedy musi nastąpić trudny proces pogodzenia się ze stratą.
Rozmawiała Grażyna Rolkiewicz
***
Dr Barbara Smolińska jest psychoterapeutą w Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. Prowadzi terapię indywidualną, małżeńską i grupową. Jest również wykładowcą w SWPS.