Rodzaj nijaki - zakonnica

Konflikt historycznego chrześcijaństwa i erosa trwał długo. Nie było łatwo wyjść poza uwarunkowania biologiczne i ukazać tajemnicę osoby, a szczególnie kobiety jako istnienia osobowego, a nie tylko reproduktora. Więź, 06/2004





Konflikt historycznego chrześcijaństwa i erosa trwał długo. Nie było łatwo wyjść poza uwarunkowania biologiczne i ukazać tajemnicę osoby, a szczególnie kobiety jako istnienia osobowego, a nie tylko reproduktora. W Bizancjum kobieta – już „chrześcijanka” – była w znacznie mniejszym stopniu wolna i odpowiedzialna niż w „pogańskim” Rzymie. Wielu Ojców Kościoła widziało w stworzeniu kobiety – na zawsze zresztą ponoszącej winę za grzech pierworodny – zapewnienie ciągłości gatunku ludzkiego, a podziw budził wielki mnich, który wolał zjeść posiłek z dzikim zwierzęciem niż z niewiastą (Zob. Olivier Clément, "Ciało śmiertelne i chwalebne. Wprowadzenie do teopoetyki ciała", Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1999, s. 61 i nast ).

Wydaje się, że odpryski takiej postawy trwają do dziś. Zirytowałam kiedyś pewnego kapłana, który, już po soborze, spotkał mnie samą na ulicach Poznania. „Sama, tak posoborowo?” – rzucił. „Ten dawny przepis wymyślili teologowie, którzy godzili się na to, że kobieta ma też duszę” – odpowiedziałam. A przepis głosił, że zakonnica nie powinna sama wychodzić poza dom klasztorny. Nasza przełożona prowincjalna brała na każdy rok od ks. Prymasa Wyszyńskiego dyspensę dla swoich zakonnic, bym na przykład mogła sama pojechać z Polskiej Wsi do Poznania (28 km koleją) i kupić książki na nagrody dla uczennic. Ludzie Kościoła dość wyraźnie uważali, że płeć słabsza jest słabsza w cnocie. Intelektualnie również.

Ksiądz-zakonnica – ktoś i… coś?

Do XIX wieku zakonnice pozostawały zamknięte w klasztorze. Prawdziwymi były jedynie mniszki składające uroczyste śluby i objęte klauzurą papieską. Św. Franciszek Salezy, założyciel wizytek, z tego powodu musiał zrezygnować z pierwotnego zamysłu – nawiedzania chorych i ubogich, a św. Wincenty à Paulo nie uważał szarytek za zakonnice. Rządzić zaś mogli tylko mężczyźni. W zakonach posiadających gałąź męską i żeńską generał zakonników był najwyższym przełożonym zakonnic. Nad klasztorami mniszek z klauzurą papieską, którym przysługiwała swoista autonomia, najwyższą władzę sprawował biskup danej diecezji.

Ale co robić, gdy zaistniała tylko gałąź żeńska, na dodatek nie zakonu klauzurowego, lecz zgromadzenia na prawie papieskim, a nie diecezjalnym, jak to stało się w dziejach Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa (Sacré Coeur)? Powstało ono w Paryżu w 1800 roku, lecz wkrótce jego domy znalazły się nie tylko w innych diecezjach Francji, ale i poza jej granicami. Stolica Apostolska znalazła wyjście poprzez ustanowienie funkcji kardynała-protektora zgromadzenia (zniósł ją dopiero Sobór Watykański II). Tymczasem arcybiskup Paryża nie miał zamiaru rezygnować ze swej władzy nad zgromadzeniem, które przecież powstało we Francji, a jego dom generalny znajdował się w Paryżu, co przez kilkanaście lat było źródłem napięć, nieporozumień i konfliktów.

Ubiegłoroczny lipcowy numer „Więzi” przyniósł szereg wypowiedzi, których wspólny tytuł brzmiał: „Gdzie się podział mężczyzna?” Wojciech Eichelberger w podsumowaniu swego artykułu pisał wówczas, że kulturowy wzorzec relacji między kobietą i mężczyzną w naszym doświadczeniu historycznym realizował się przez matriarchat i patriarchat, czyli przez dążenie do dominacji z obu stron, że brak nam zupełnie doświadczenia kulturowego, które byłoby choć zaczątkową formą partnerstwa płci. Jest oczywiste, że takie postawy wpływają również na stosunek księży do kobiet i zakonnic. Jest to relacja bardzo specyficzna. Wolną od erosa przestrzeń wypełnia całkowicie poczucie dominacji, a zakonnicę, „coś” rodzaju nijakiego, bardzo łatwo traktować instrumentalnie, nie jak osobę, a rzecz. Jakże więc oczekiwać partnerstwa w budowaniu królestwa Bożego na ziemi?
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...