- Czy małżeństwo to coś innego niż miłość? - Małżeństwo to więcej niż miłość. Nazwałbym to szczególnym fenomenem bliskości. [...] Ryzykuję tezę, że w małżeństwie dochodzi aż do zniesienia dystansu. Radykalne zbliżenie jest wręcz zniesieniem dystansu Więź, 9/2006
Jedynym tekstem filozoficznym o małżeństwie, jaki znam, jest Franza Rosenzweiga interpretacja ,,Pieśni nad pieśniami” w „Gwieździe zbawienia”. Czy Pan pamięta jakieś inne teksty filozoficzne o małżeństwie?
Adam Hermas: Rzeczywiście filozofia nie zajmowała się oddzielnie czymś takim jak małżeństwo, ponieważ kategoria małżeństwa nie jest kategorią filozoficzną. Tekstów zajmujących się wprost tą sprawą jest zapewne niewiele.
Co zatem może powiedzieć filozof o małżeństwie?
Oczywiście, filozofia używa pojęć, które są jakoś bliskie temu, co zwykliśmy określać terminem „małżeństwo”, ale niekoniecznie się z nim ściśle pokrywają. Czasem te wielkie pojęcia filozoficzne jak: miłość, przyjaźń, pragnienie nie są w stanie uchwycić istoty tego osobliwego związku międzyludzkiego, dlatego zaryzykowałbym twierdzenie, że małżeństwo to odrębny fenomen, który potrzebuje innego opisu, odrębnego języka. Z perspektywy filozoficznej gotów byłbym potraktować małżeństwo jako odrębną jednostkę – nie: chorobową, tylko – fenomenologiczną.
Filozoficzne kategorie pokrewne małżeństwu to: miłość, przyjaźń…
… bliskość, wspólnota, współbycie. Małżeństwo jednak właściwie nie zmieści się w filozoficznym pojęciu miłości, wykracza też poza, dość dobrze opisane w literaturze, kategorie przyjaźni czy wspólnoty. W swojej książce „Czas i obecność” opisywałem różne pokrewne fenomeny. Teraz uświadomiłem sobie, że opisując je, właściwie opisywałem również małżeństwo. Nie używałem tego terminu, bo to nie jest termin filozoficzny.
Właściwie: dlaczego nie?
Być może pojęcie małżeństwa za bardzo jest zabarwione semantyką prawną, konfesyjną, z całą pewnością również teologiczną. Filozofia od tego ucieka, boi się takiego uwikłanego słowa. Ciekawe, że jeszcze do niedawna myślenie filozoficzne nie brało poważnie pod uwagę kwestii płciowości. Rozum, byt, istnienie, dusza itp. są przecież bezpłciowe. Z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że nasz język jest szalenie ubogi. Nawet nie myślę o języku polskim, ale ogólnie o językach współczesnych, które tak niewiele potrafią powiedzieć o związku kobiety i mężczyzny. Zresztą wcześniej było chyba dość podobnie.
Żeby zatem mówić filozoficznie o małżeństwie, należałoby oczyścić to pojęcie z tych wszystkich znaczeń obiegowych – formalnych i instytucjonalnych. Czy jednak zostanie wówczas coś poza słowem, które można zastąpić jakimś innym, mniej kontrowersyjnym? A może wręcz przeciwnie, może to właśnie jest odpowiednie słowo kryjące jak dotychczas niewykorzystany potencjał?