Sieroty świętego Stefana

W położonym w centrum Budapesztu kościele uwagę odwiedzających zwraca jeden z filarów, ozdobiony flagą narodową z herbem. Pod herbem widnieją dwa napisy, ułożone w kształt krzyża. Jeden z nich to data: 4 czerwca 1920. Drugi: mówiące wszystko słowo-zaklęcie: Trianon. Więź, 1/2007




Zadziwiać może rozbrajająca wprost pewność, z jaką zwolennicy rewizji przedkładają swoje plany. Gdy młody sprzedawca patriotycznych pamiątek wielkowęgierskich na placu Kossutha powiedział, że nie widzi problemu w odtworzeniu wspólnej polsko-węgierskiej granicy, trudno mi było ukryć zdumienie. „Poważnie Pan myśli?” – zapytałem. „Ależ oczywiście” – uśmiechnął się przyjacielsko. Jeśli jednak pomysły rewizji granic komuś rzeczywiście zagrażają, to na pewno nie poprzez niebezpieczeństwo destabilizacji regionu i wojny na kształt jugosłowiańskiej. Najbardziej szkodzą samym Węgrom. Nie tylko dlatego, że mogą wzbudzić niepotrzebne dzisiaj konflikty na tle etnicznym. Pod twardymi hasłami zniekształcają obraz własnej przeszłości, a w wersji jarmarcznej czynią z niej mniej lub bardziej jaskrawą karykaturę. Kraje Korony Świętego Stefana żyły ze sobą w politycznej i kulturowej jedności nie dzięki narodowościowej dominacji. Utęsknionego imperium nie stworzyła i nie spajała idea narodowa. To nacjonalizmy pośrednio rozsadziły wspólne dziedzictwo. Historii Węgier i w ogóle spuścizny Kotliny Karpat nie zrozumie się – jak to niekiedy próbują robić zamieszkujące ją narody – bez historii sąsiadów, bo jest to jedna historia.

Węgrom-patriotom trudno jest się odnaleźć pomiędzy wiernością historii i tradycji, do której mają prawo, a zawziętością i anachronizmem. Nieustannie podsycane poczucie krzywdy, które charakteryzuje ten stan mentalny, ma służyć podniesieniu własnej wartości. Idzie w parze z niezgodą na to, że „nasza mała ojczyzna” – jak mówią o swoim kraju – nie jest już ważnym graczem na arenie międzynarodowej. Towarzyszy temu dotkliwe poczucie dysproporcji pamięci: na słowo Trianon cudzoziemiec nie zareaguje, bo nie będzie miał na ogół pojęcia, ile znaczy ono dla Węgra. Charakterystyczne są na przykład żale, że w wersalskim pałacyku nie ma ani słowa, nawet tablicy pamiątkowej poświęconej pamiętnemu dyktatowi. Z goryczą i poczuciem krzywdy, symbolizowanymi przez dawne i obecne linie graniczne, nie za bardzo jest jak się przebić do europejskiej i światowej opinii. Jak trzeźwo ocenić te marzenia, nie krzywdząc zarazem wrażliwości i uczuć patriotycznych osób, które nie są przecież wcale związane z subkulturą radykałów?

KRAJ GRANICZĄCY SAM ZE SOBĄ

Nam, Polakom, nasuwa się nieodparcie analogia z Kresami i sposób, w jaki byliśmy w stanie poradzić sobie z tym dziedzictwem, a którego wyrazem są nasze obecne relacje ze wschodnimi sąsiadami. Porównywanie bywa twórcze, ale nie jest w stanie wyjaśnić wszystkiego. Węgry są państwem o innym niż Polska potencjale i innej pozycji międzynarodowej, a zarazem przekraczającym swoje ograniczone ramy. Narodem, który „przelewa się” przez granice, z wielka historią, która pozostaje w kontraście do jego obecnych możliwości. To kraj „graniczący sam ze sobą” w sensie zarówno dosłownym – gdziekolwiek spojrzeć: rodacy za miedzą – jak i przenośnym. Osamotniony w stawianiu czoła problemom narodowości, tożsamości, w swym poczuciu klęski. Przykład polski może być przydatny, ale pamiętać należy, że Polacy na Litwie czy na Białorusi nie są dla nas tym, czym siedmiogrodzcy Węgrzy dla swych krajan znad Dunaju. Podobnie ograniczona jest paralela Kresy – Siedmiogród. Najważniejszą różnicą jest stosunek liczby rodaków mieszkających za granicą do tych w ojczyźnie i szczególne poczucie narodowościowego nacisku, który odczuwają. Łączy się z tym większa ranga Węgrów za granicami w społecznej świadomości ich rodaków.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...