W położonym w centrum Budapesztu kościele uwagę odwiedzających zwraca jeden z filarów, ozdobiony flagą narodową z herbem. Pod herbem widnieją dwa napisy, ułożone w kształt krzyża. Jeden z nich to data: 4 czerwca 1920. Drugi: mówiące wszystko słowo-zaklęcie: Trianon. Więź, 1/2007
4 czerwca 1920 roku przedstawiciele Węgier weszli do wersalskiego pałacyku Le Petit Trianon. Zawarto tam jeden z traktatów kończących I wojnę światową w Europie. Dla państw Ententy posunięcie to stanowiło ostateczne potwierdzenie stanu faktycznego – zdecydowanych zmian na mapie pohabsburskiej Europy Środkowo-Wschodniej. Czym innym było dla Węgrów. Gdy ich wysłannicy opuszczali to miejsce, historyczne Węgry przestały istnieć. Poczucie to nie daje spokoju wielu spośród ich żyjących dzisiaj współrodaków.
Traktat był szokiem dla pokolenia wychowanego jeszcze w monarchii austro-węgierskiej, któremu przyszło teraz żyć w oderwaniu od swojej pozostawionej za nowymi granicami tożsamości lub też w oderwaniu od ojczyzny. Od tamtego czasu nazwa Trianon stała się słowem-symbolem. Oprócz samego wydarzenia zaczęła oznaczać o wiele więcej: spełnione, a prorokowane na długo wcześniej „zaciśnięcie pętli wokół narodu”, akt dziejowej niesprawiedliwości i początek nowej, fatalnej ery dziejów. Niewątpliwa kulminacja tych nastrojów nastąpiła w latach dwudziestych i trzydziestych. Wytworzyły się symbole, powstawały plakaty, odznaki i teksty. Odmawiano „wyznanie wiary” w „zmartwychwstanie dawnych Węgier”. Upowszechnił się „hymn Seklerów” – największej węgierskiej grupy z Siedmiogrodu, który znalazł się teraz w granicach Rumunii. Zjawisko to określono w historii jako „traumę Trianon”.
Międzywojenne Węgry stale dążyły do rewizji postanowień traktatu. Doprowadziło je to do przymierza z Hitlerem, za które nagrodą czy raczej rekompensatą było otrzymanie skrawków dawnego terytorium. W okresie komunistycznym żal i poczucie niesprawiedliwości były eliminowane ze zbiorowej tożsamości. Powrót zainteresowania losem pozostałych za granicą współrodaków zbiegł się w czasie z kresem systemu: protesty przeciw planom reżimu Ceauşescu, który chciał dokonać masowych przesiedleń ludności w Siedmiogrodzie, były zwiastunami zmian i załamywania się „socjalistycznego braterstwa”. Wraz z końcem komunizmu możliwa stała się debata na zakazane przez lata tematy. Powróciły z tym większą siłą. Niepodległe Węgry rozpoczęły swoją drogę z bagażem wielu słabo wyartykułowanych pretensji i nie w pełni wyjaśnionych zaszłości.
POD WIELKĄ MAPĄ IMPERIUM
Przewodnikiem po węgierskim świecie wspomnień jest mapa. Przedstawienia dawnych Węgier można spotkać na każdym kroku – zdawałoby się wręcz, że państwo to nadal istnieje. Czy to w profesorskim gabinecie, czy jedząc obiad w barze, czy wreszcie na nalepkach samochodowych, gdzie symbolizujące Węgry „H” otoczone jest zarysem Królestwa w jego dawnych granicach. Pielęgnacja minionego raju wyniosła na wyżyny kartografię. Dokładnie i precyzyjnie zapoznamy się z topografią historycznych Węgier w wielu atlasach, w reprintach starych ich wydań, publikacjach książkowych i elektronicznych. Państwo w dawnym kształcie – kraje Korony św. Stefana – to nie tylko pojęcie historyczne, ale też fakt wspólnoty kulturowej, która w jego ramach rozwijała się przez setki lat. Związek ziem wchodzących w jej skład przetrwał podbój turecki i unifikacyjne zapędy Habsburgów. Ta bliskość kulturowa ma podstawowe znaczenie także dla sąsiadów współczesnych Węgier, ale tylko tu pielęgnuję się ją tak mocno, podobnie jak pamięć o jedności ziem Świętej Korony.