Zagadka chwalców Stalina

W fascynacji totalitaryzmem komunistycznym, podobnie zresztą, jak hitlerowskim, czai się moim zdaniem zagadka. Co więcej, podejrzewam, że lekceważenie owej zagadki przez ludzi, którzy tamtych czasów nie pamiętają – a to oni dominują w dzisiejszej debacie na ten temat – kryje się coś złowróżbnego. Więź, 2/2007




RACHUNEK ZYSKÓW I STRAT

Zagadka, wokół której krążę, brzmi zatem następująco: jak ludzie, których nie tylko z racji talentu, ale i nieraz późniejszej działalności opozycyjnej chciałoby się szanować, mogli pisać teksty tak hańbiące? Dlaczego powszechną postawą nie stało się to minimum – bo nie o straceńczej walce z komunizmem tu mowa – na jakie zdecydowali się Jerzy Turowicz i jego przyjaciele z „Tygodnika Powszechnego”, a także Stefan Kisielewski, Leopold Tyrmand, Zbigniew Herbert czy Miron Białoszewski? Jaki był stan świadomości, z którym wysławiało się sowieckiego dyktatora i jego agentów, a opluwało ludzi uczciwych? Dla odsunięcia nieporozumień powiedzmy jasno: to nie jest gorączkowe poszukiwanie usprawiedliwień, okoliczności łagodzących. Nie należy mylić psychologii z etyką. Chodzi o wyjaśnienie sposobów skutecznego kuszenia, o nic więcej.

Akurat w dniu, kiedy piszę ten tekst, ukazał się w „Rzeczpospolitej” wywiad z dziennikarzem telewizyjnym, Robertem Kaczmarkiem (ur. 1958), w którym znaleźć można wzorcowo prostoduszną odpowiedź na te pytania. Bartosz Marzec docieka:

– Nie dopuszcza pan myśli, że młody człowiek dał się ponieść patosowi odbudowy kraju? Że uwierzył w równość i sprawiedliwość?

Kaczmarek: Może ktoś wychowany na prowincji, w kurnej chacie – swoją drogą widywałem takie jeszcze w latach 70. Ale inteligent? O 17 września, o Katyniu i wywózkach na Wschód musiałby wiedzieć od rodziców, stryja, kolegów z gimnazjum… To było doświadczenie zbiorowe. Zresztą, co znaczy ideowy komunista? To człowiek, który chce światowej komunistycznej rewolucji. Dlatego postać Szczuki z „Popiołu i diamentu” Andrzejewskiego była zafałszowana. Ktoś o takich poglądach nie może być szlachetny („Rz” 13-14 stycznia 2007).

Zacznijmy od „doświadczenia zbiorowego”. Przez to pojęcie rozumie się na ogół faktograficzną wiedzę na temat zbrodni systemu. Zapewne – wielu ludzi miało w rodzinie ofiary, ponieważ jednak swobodna komunikacja społeczna została sparaliżowana, za każdym razem były to pojedyncze historie, które dawało się zebrać w jakiś generalny obraz jedynie w postaci domysłu. Domysł zaś, w odróżnieniu od wiedzy, której nie sposób odepchnąć, funkcjonuje w tej mierze, w jakiej mu na to pozwolimy. Tak jest zbudowany ludzki umysł: stosuje preselekcję danych, nie zawsze na podstawie uczciwych kryteriów.
Sądzę zatem, że wiedza, którą po latach oceniamy jako oczywistą i łatwo dostępną, była fragmentaryczna i wątpliwa, a jej scalanie utrudniał ten sam mechanizm, który dziś sprawia, że trudno nam uwierzyć np. w agenturalną przeszłość kogoś, kogo ceniliśmy. Dodajmy, że propaganda komunistyczna ukrywała właściwe cele reżimu; to dlatego wizja Ministerstwa Prawdy w powieści „1984” Orwella jeszcze długo po jej opublikowaniu robiła takie wrażenie: autor rozpoznał bezprecedensowy mechanizm konsekwentnego okłamywania społeczeństwa.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...