Rozmawiałem z wiceprezydentem Towarzystwa Maxa Plancka o tym, jak przezwyciężano opór społeczeństwa niemieckiego przed żywnością modyfikowaną genetycznie. Przez 10 lat ukazywały się artykuły popularnonaukowe, wystąpienia w telewizji, tłumaczące istotę rzeczy, trwała edukacja. I to przyniosło rezultaty. Więź 4-5/2008
– Czy jest możliwe, żeby uczeni nie robili czegoś, co ze względów technicznych mogą robić? Żeby zrezygnowali z jakichś badań? Inaczej mówiąc: czy jest możliwe, aby granica nie została przekroczona?
– W dojrzałych społeczeństwach powinny jej bronić wspólnie ustalone normy. We wszystkich krajach Unii Europejskiej, w tym i w Polsce, stworzone zostały na przykład komisje etyczne, bez których zgody nie można prowadzić badań klinicznych.
– Kto powinien inicjować debatę publiczną o potrzebie norm związanych z rozwojem nauki?
– Sami uczeni i ci, którzy tworzą prawo. A uczestniczyć w niej powinny szersze grona ludzi określanych jako elita umysłowa albo inteligencja. Uczestniczyłem w debacie na temat badań nad komórkami macierzystymi, którą zorganizował ówczesny minister nauki profesor Michał Kleiber, z udziałem etyków o różnych światopoglądach, prawników, lekarzy i biologów. To była dyskusja na poziomie i zaowocowała stanowiskiem rządu uznającym, że nie można uzyskiwać nowych komórek macierzystych z ludzkich zarodków, można jednak pracować na już istniejących. Ostatnio, w związku z kwestią zapłodnienia in vitro, znów mówimy wiele o bioetyce. Takich dyskusji potrzeba więcej. Ubolewam nad tym, że nie prowadziło się ich dotychczas np. w Polskiej Akademii .Nauk.
– Jakich trudnych sytuacji, związanych z rozwojem biologii molekularnej, Pan się spodziewa?
– Trzeba będzie rozwiązać wspomnianą wcześniej kwestię własności informacji genetycznej. W krajach UE jest to regulowane różnie. Moim zdaniem, to ja jestem jej właścicielem i ja mogę tej informacji udzielać zgodnie z moją wolą – tak jest w Stanach Zjednoczonych. Proszę sobie uprzytomnić, że za parę lat będziemy znali na przykład zespół genów warunkujących inteligencję – moją i mojego dziecka czy mojego wnuka. Czy dyrektor liceum ma mieć prawo wglądu do tej informacji, żeby mojego wnuka przyjąć do szkoły albo nie? Będziemy przede wszystkim musieli się sami nauczyć mądrze dysponować własną informacją genetyczną i wiedząc o pewnych predyspozycjach unikać życiowych sytuacji, w których mogłyby one spowodować kłopoty. To nie jest science fiction. To są pilne zadania edukacyjne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.