W pojawiających się zapowiedziach książki mówiono o niej najczęściej jako o nieco zabawnym podręczniku do ekonomii Kościoła, czy też nowatorskim spojrzeniu na Kościół jako markę. Więź, 10/2008
Ostatecznie bowiem autor zarzuca Kościołowi zdradę i instrumentalizację dziedzictwa, jakim jest osoba Jezusa Chrystusa. Dla Ballardiniego Jezus jest założycielem „kieszonkowej sekty”, który jednakże został oszukany, chociaż – jak czytamy – „w olśnieniu zobaczył wszystkie jej przyszłe pomyłki, czy też intuicyjnie wyczuł możliwość przejęcia rzemieślniczego wyrobu swojej sekty przez wielką korporację, która całkowicie go wypaczy”, czyli Kościół (zob. s. 15).
Ballardini kreuje się ostatecznie na obrońcę wiary, ponieważ odmawia prawdziwej – w jego rozumieniu – wierze prawa do posługiwania się marketingiem. „Wiara – czytamy – nie może być współdzielona i być obiektem marketingowego umasowienia. Nie może być eksponowana ani być towarem wymiennym, ani obiektem propagandy. Ma pozostać ściśle sprawą prywatną i osobistą”.
O ile z pierwszym członem wypowiedzi Ballardiniego można się częściowo zgodzić, bo rzeczywiście traktowanie wiary jako „towaru wymiennego i obiektu propagandy” jest sprowadzaniem jej bądź do konsumpcji bądź do ideologii, to nie sposób zgodzić się z konkluzją. Czy rzeczywiście upublicznienie wiary jest jednoznaczne z jej utowarowieniem i poddaniem jej mechanizmom rynku i marketingu?
Zarysowana w książce perspektywa jest w swoim założeniu redukcjonistyczna. Dla Ballardiniego Kościół nie jest instytucją nadprzyrodzoną, której ostatecznym „menadżerem” miałby być Duch Święty, a zastosowane w przeciągu wieków techniki nie są jedynie nieudolną próbą odczytania Bożych zamiarów wobec samego siebie i stosunku do świata.
Przeciwnie. Kościół to sprawnie działająca instytucja marketingowa mająca swój produkt, target, logo, zarządzająca nimi lepiej niż ktokolwiek i nieustająco badająca consumer satisfaction. Coca-Cola, Xerox czy Procter&Gamble; przegrywają w przedbiegach w marketingowej skuteczności, a współcześni specjaliści od reklamy, którym wydaje się, że odkrywają przysłowiową Amerykę, tworząc nowe strategie public relations, powinni z pokorą przyjść i uczyć się od Kościoła.
Tak, zapewne Kościół miałby bardzo wiele do zaoferowania jako nauczyciel strategii komunikacyjnej. Różnica jest jednak zasadnicza. Kościół ostatecznie nie ma nic na sprzedaż, nawet jeśli współczesnym, konsumenckim okiem tak to czasami wygląda.
*****
Ks. Andrzej Draguła – ur. 1966. Duchowny diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Doktor teologii, publicysta i dziennikarz. Wieloletni współorganizator i rzecznik prasowy Inicjatywy Ewangelizacyjnej „Przystanek Jezus”. Adiunkt w Katedrze Katechetyki i Homiletyki Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Szczecińskiego, wicedyrektor Instytutu Filozoficzno-Teologicznego im. Edyty Stein w Zielonej Górze, członek Zespołu Laboratorium WIĘZI. Wkrótce ukaże się drukiem jego rozprawa habilitacyjna Eucharystia zmediatyzowna. Msza św. w transmisji radiowej i telewizyjnej. Mieszka w Zielonej Górze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.