Historię duchowości można opisać jako nieustanne zmaganie z nieokrzesaną zmysłowością, sprzeciwiającą się temu, co szlachetne. Dzisiaj wydaje się, że taka ascetyka jest nieaktualna.
Religijna asceza kojarzy się z surowością średniowiecza, wyniszczającym umartwianiem ciała i pogardą dla świata. W dużej mierze stereotypy te tworzone są i wzmacniane przez kulturę popularną. W jednej z najbardziej sugestywnych scen filmu „Imię Róży” antypatyczny mnich biczuje się do krwi, pokutując z powodu seksualnych ekscesów.
W rzeczywistości Kościół bardzo powściągliwie odnosi się do ascetycznych praktyk. Świadczy o tym choćby fakt, że jedynymi oficjalnie zalecanymi (można by powiedzieć: autoryzowanymi) praktykami pokutnymi są modlitwa, post i jałmużna – zachowania, które trudno uznać za kontrowersyjne.
Ewentualnie należałoby się zastanawiać, w jakim stopniu post, czyli wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych i ilościowe ograniczenie posiłków, ma dzisiaj jeszcze sens. W dawnych czasach zdobywanie pożywienia było głównym i niełatwym zajęciem większości ludzi. Głód był stałym zagrożeniem. To sprawiało, że jedzenie skupiało uwagę i ogniskowało myślenie, mogło zatem łatwo stawać się powodem duchowej fiksacji. Praktyki postne wskazywały na niebezpieczeństwo i wyrabiały dystans, który pomagał zachować rozsądek. Czy dzisiaj, gdy jedzenie stało się czynnością banalną, post potrafi pełnić tę samą rolę?
Praktyczny platonizm
Wskazując na skłonność do stereotypowego przetwarzania rzeczywistości przez popkulturę, nie chcę sugerować, że w historii chrześcijaństwa nigdy nie dochodziło do przesady w podejściu do ascezy, a teologia nie kluczyła w objaśnianiu jej sensu. Przez długie wieki w katolickiej ascetyce niepodzielnie panował praktyczny platonizm, świadczący o tym, iż teologia stworzenia była zapomniana albo co najmniej permanentnie ignorowana. Piszę „praktyczny” platonizm, gdyż w deklaracjach Kościół zawsze głosił pochwałę stworzenia i odcinał się od platońskiej pogardy wobec materii. Mimo to wciąż nawoływał zarazem do „odwracania się” od świata.
Wymownym świadectwem takiej ambiwalentnej świadomości są słowa wybitnego XX-wiecznego teologa Louisa Bouyera, zapisane w kompendium „Wprowadzenie do życia duchowego”, opublikowanym w 1960 r. (a więc zaledwie dwa lata przed rozpoczęciem Soboru Watykańskiego II): „Chociaż ciało zostało według Biblii stworzone dla duszy, to jednak trudno nie uznać, że w obecnej konkretnej sytuacji człowieka [po upadku] stanowi ono dla niej obciążenie. W konsekwencji, jeżeli nawet złudzeniem jest przekonanie, że dusza odnajdzie Boga, odnajdując po prostu siebie [platonizm], to jednak rzeczywiście nie może ona odnaleźć ani Boga, ani samej siebie bez jakiegoś uwolnienia się od więzów, którymi krępuje ją własne ciało, a wraz z nim świat”.
Przy takim podejściu nie tylko trudno oddać pełną sprawiedliwość teologicznej prawdzie o dobroci stworzenia, ale przede wszystkim narażamy się na oskarżenia o anachronizm w stosunku do współczesnej wiedzy o człowieku.
Przypomnijmy sobie przyswojony szybko przez chrześcijańską myśl mit z platońskiego „Fajdrosa”: dusza przedstawiona jest jako zaprzęg złożony z dwóch koni: porywistego – czarnego oraz ułożonego – białego. Oba powożone są przez woźnicę-rozum. Czarnym, dzikim i nieokrzesanym koniem są wzbudzające lęk popędy oraz wybuchające znienacka emocje, które mogą nas zniszczyć. Historię duchowości dałoby się opisać jako nieustanne zmaganie z ową drzemiącą w nas nieokrzesaną zmysłowością, jako najważniejszym przeciwnikiem tego, co szlachetne – bo duchowe.
Odczarowanie ciała
Dzisiaj jesteśmy jednak w uprzywilejowanej pozycji: zaczęliśmy z powodzeniem poznawać naturę „czarnej bestii”. Przestaje ona być synonimem tego, co irracjonalne, i przez to wzbudzające lęk. Przeciwnie: nie ma w nas irracjonalnych emocji i odruchów. Każde z nich to ważna i precyzyjna informacja o nas samych – często informacja z zamierzchłej przeszłości (np. zapisany w mózgu i organizujący nasze reakcje spadek po ewolucyjnych praprzodkach).
Podobnie sprawa ma się z tak piętnowaną przez wieki przyjemnością. Dzisiaj zdajemy sobie sprawę z roli, jaką ona pełni – wiemy, że jest niezbędna dla prawidłowego psychofizycznego rozwoju i funkcjonowania (niemowlę niepieszczone umiera). Coraz lepiej znamy także mechanizm uzależniania się od różnych przyjemności – a co za tym idzie: sposoby unikania uzależnienia i walki z nim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.