Mama i ja

Przewodnik Katolicki 13/2010 Przewodnik Katolicki 13/2010

Mężczyzn uzależnionych od swoich matek nazywa się maminsynkami. Tymczasem prawdziwa przyczyna ich zachowań leży po stronie ojców.

Co prawda, kobieta jest niezastąpiona, jeśli chodzi o urodzenie dziecka i wprowadzenie go w świat, ale w pewnym momencie to mężczyzna musi przejąć wychowanie syna. – Jeśli ojciec nie „weźmie sterów” wychowania w swoje ręce, to synowi stanie się straszna krzywda – ostrzega ks. Pawlukiewicz. − W rytuałach inicjacyjnych u aborygenów mężczyzna przecinał mięsień swojego ramienia i smarował krwią usta syna, wypowiadając słowa: Do tej pory matka karmiła cię mlekiem, teraz ja będę cię karmił siłą, odwagą i męstwem – mówi duszpasterz, przedstawiając obrazowo właściwy model wychowawczy.

− Żeby nabyć męską tożsamość, chłopak musi w pewnym momencie, nie od kogo innego, tylko właśnie od swojego ojca, usłyszeć: Ty jesteś facet – tłumaczy psycholog, podkreślając, że chodzi o to, aby chłopak dowiedział się, że ma się stawać prawdziwym mężczyzną, czyli takim, który ma do spełnienia w życiu ważną rolę.

Będziesz mamusię kochał?

Ojciec, który „wyprowadził się” do pracy, to również mąż, którego nie ma w domu. W takiej sytuacji często zdarza się, że kobieta, nawet podświadomie, całą swoją miłość przelewa na syna, który ma jej zastąpić w jakiś sposób męża. − Kobiety myślą, że skoro nie zrealizowały siebie jako żony, niekoniecznie z własnego powodu, np. dlatego, że ich mężczyzny nie było przy nich, bo pracował, to zrealizują się chociaż jako matki. Dają wtedy całą siebie synowi. Ich miłość staje się toksyczna, niewłaściwa i zaborcza. Ona zniewala, a nie wychowuje do wolności – wyjaśnia Joanna Sakowska. Matki maminsynków nie uczą swoich synów „chodzenia na własnych nogach” tylko uzależniają ich od siebie. − Myślę, że te kobiety są często poranione przez brak właściwie realizowanej miłości. To jest ich jedyny sposób, niestety zły, na utrzymanie równowagi emocjonalnej. Czują, że są komuś potrzebne. Dla nich kochać to znaczy żyć za kogoś – puentuje psycholog.

Pojawia się więc pytanie, czy matki trzydziestokilkuletnich synów nie powinny po prostu wypchnąć ich z domu? − Ci synowie są często „mężami bis” przygotowywanymi od dzieciństwa do pełnienia tej roli. Mamy często mówią do nich: Ty mamusi nie zrobisz tego, co tatuś, prawda? Ty mamusię będziesz kochał? I w ten sposób synowie są uzależniani od matek. One tak dobrze znają swoich synów, wiedzą, co lubią, czego im potrzeba, że już żadna inna kobieta nie jest w stanie ich w tym przebić – mówi ks. Piotr Pawlukiewicz.

Jest nadzieja!

Możemy spodziewać się, że w naszej kulturze zjawisko uzależnienia młodych mężczyzn od swoich matek nadal będzie obecne. Nie zanosi się bowiem na to, żeby ojcowie więcej czasu spędzali z synami. Można jednak starać się o to, aby uświadamiać, zwłaszcza przyszłym ojcom, wagę ich roli wychowawczej. Najwyższy już bowiem czas na położenie nacisku na ojcostwo i odbudowanie w społeczeństwie ideału ojca.

− Trzeba zabiegać o mężczyzn, bo to oni najbardziej oddziałują na rodzinę w kwestiach wiary, wartości czy spojrzenia na świat – przekonuje ks. Pawlukiewicz. W dzisiejszych czasach, kiedy mężczyzna chce być dobrym fachowcem w danej dziedzinie, nieustannie się dokształca i zdobywa doświadczenie. Tak samo powinien dorastać do swojego ojcostwa. − Bardzo się cieszę, że obecne pokolenie trzydziestokilkulatków mających małe dzieci zaczyna mieć świadomość swojej roli ojca. Widzę to chociażby po prowadzonych w naszym Centrum warsztatach umiejętności wychowawczych – stwierdza Joanna Sakowska, psycholog i koordynator projektu Szkoła dla Rodziców i Wychowawców.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...