O trudnej sytuacji, potrzebach i możliwej przyszłości syryjskich wspólnot chrześcijańskich z Abdo Haddadem rozmawia Wiesława Lewandowska
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Po wojennej walce z islamskimi terrorystami syryjskim chrześcijanom udało się przetrwać – mimo ogromnych strat nie dali się unicestwić. Choć mocno okaleczone, to nadal istnieją w Syrii najstarsze Kościoły chrześcijańskie. Czy jednak są jeszcze zdolne jak dawniej pomagać swym wyznawcom? Jak sobie radzi patriarchat Greckiego Melchickiego Kościoła Katolickiego?
ABDO HADDAD: – Jeśli chodzi o pomoc materialną, to obecnie jest ona prawie niemożliwa, ponieważ w ostatnich trudnych latach niemal wszystkie środki zostały wyczerpane. Nie tracimy jednak ducha. Jego Świątobliwość patriarcha Joussef Absi prezentuje całkiem nowe podejście do roli i sposobu obecności chrześcijan w Syrii. Na przekór wszystkiemu zamierza namawiać chrześcijan do większej aktywności w życiu społecznym, politycznym i kulturalnym Syrii. Zakłada współpracę i bezpośrednie uczestnictwo.
– Czy to możliwe? W jaki sposób?
– Patriarcha szuka partnerów, którzy będą z nami dzielić trudy obecnego dnia, ale też w przyszłości korzystać z owoców takiej współpracy. Zachęcamy do działania – i to jest nowość wniesiona przez obecnego patriarchę – także ludzi świeckich, a przede wszystkim młode pokolenie, jesteśmy też otwarci na współpracę zagraniczną.
– Jaką na przykład?
– Z chęcią powitalibyśmy w Maluli i w ogóle w całej Syrii np. polskich nauczycieli, polskich inżynierów. Jak to ujmuje nasz patriarcha, taka współpraca byłaby swego rodzaju partnerstwem między najstarszą – ale dziś bardzo osłabioną i potrzebującą pomocy – społecznością chrześcijańską a najsilniejszą kulturowo spośród istniejących dziś na świecie wspólnot chrześcijańskich, którą tworzą polscy katolicy. Każdy projekt stworzony w wyniku takiej współpracy miałby syryjską duszę i polskie ciało...
– A bardziej konkretnie?
– Dzięki współpracy z ks. prof. Waldemarem Cisło, który reprezentuje polski oddział Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, możemy liczyć np. na pomoc przy odbudowie szkoły podstawowej w Maluli. Współpraca z Fundacją Aramejską – Pomoc Chrześcijanom Bliskiego Wschodu już zaowocowała podręcznikiem języka aramejskiego – którym mówił Chrystus i którego do dziś używają mieszkańcy Maluli – dla naszych dzieci, właśnie wydrukowanego w Polsce. To naprawdę wielka sprawa! Trzeba pamiętać, że ofiarami ataku na Malulę były także dzieci, które do dziś nie potrafią zrozumieć tego, co widziały. Piętnastoletnia dziś dziewczynka wspomina, jak kilka lat temu z ukrycia, przez dziurkę od klucza, obserwowała okropne sceny. Teraz namalowała to swoje wspomnienie, tę dziurkę od klucza, przez którą widać... wspaniałą, kolorową Malulę.
– Podczas wizyty w Polsce w 2016 r. mówił Pan, że zniszczone mury da się wcześniej czy później odbudować, ale jak najszybciej trzeba się zatroszczyć o ludzi, żeby nie tracili ducha.
Czy możliwe jest przywrócenie chrześcijańskiego ducha i przedwojennego charakteru Maluli?
– Najważniejsze, by byli tu chrześcijanie – wtedy odbudowanie miasta i obiektów sakralnych będzie jak najbardziej możliwe, wystarczy mieć odpowiednie środki. Jednak rzeczywiście, przywrócenie tu normalnego życia jest o wiele trudniejsze, mimo że Malula jest takim niezwykłym miejscem w Syrii, do którego powraca najwięcej wojennych uchodźców. Ale nadal za mało. Zbyt wielu młodych ludzi i wiele rodzin opuściło kraj lub wybrało mieszkanie w Damaszku lub w większych miastach z powodu możliwości lepszego życia w tym najbardziej podstawowym znaczeniu. W Maluli do dziś mamy ograniczenia w dostawie elektryczności (godzina dziennie), brakuje wody dla rolnictwa, a w domach jest ona ograniczona... Nic dziwnego, że niektórzy potracili wiarę w możliwość godnej egzystencji w swojej małej społeczności. Tym bardziej pilne jest nasze – nas, chrześcijan i naszego Kościoła – odbudowywanie tej utraconej wiary w siebie.
– Twierdzi Pan jednak, że syryjscy chrześcijanie mogą dziś bardziej optymistycznie patrzeć w przyszłość niż jeszcze 2-3 lata temu...
– Tak. A to dlatego, że jak sądzę, syryjskie społeczeństwo – a przede wszystkim syryjscy muzułmanie – jest już coraz bardziej świadome tego, że jedynie w warunkach państwa niewyznaniowego, nieislamskiego może nastąpić ocalenie syryjskiego narodu, a będzie ono możliwe tylko pod warunkiem równoprawnej obecności chrześcijan, którzy przecież w żaden sposób nie zagrażają innym religiom.
– Jednakże nigdy nie mieli możliwości prowadzenia ewangelizacji...
– Wystarczy, aby nasi sąsiedzi przejęli od nas nasze zasady etyczne, a to właśnie teraz staje się możliwe. Nowy patriarcha dostrzega tę okazję i zamierza ją dobrze wykorzystać. Dzięki odpowiedniemu planowaniu i odpowiedniej niewielkiej pomocy z zewnątrz chrześcijanie będą w stanie podjąć się roli społecznego lidera w Syrii.
– To jest naprawdę możliwe?!
– Tak! Chrześcijanie są dziś „klejem” Syrii. Nawet muzułmanie zaczynają rozumieć, że to właśnie dzięki chrześcijanom sprawę syryjską udało się nagłośnić w międzynarodowych mediach. Tak czy inaczej – to chrześcijanie mają szansę oczyścić świadomość polityczną w Syrii oraz świadomość świata na temat Syrii. Gdyby nie świadectwo chrześcijan, świat nie zainteresowałby się losem Syryjczyków...
– Gdyby nie męczeństwo syryjskich chrześcijan?
– Niestety, tak. Dzięki męczennikom z Maluli świat poznał ogrom naszej tragedii. Światowe media musiały zmienić narrację, według której atak na Malulę był jedynie niejako ubocznym efektem rewolucyjnych działań opozycji walczącej z reżimem. Po zniszczeniu chrześcijańskiego dziedzictwa w Maluli dłużej już nie można było tak kłamać! Świat dowiedział się wreszcie, że syryjska „rewolucja” to nic innego jak brutalna islamizacja. W ataku na Malulę chodziło wyłącznie o to, by zniszczyć jej chrześcijańskie dziedzictwo, a nie o jakąkolwiek walkę ze „znienawidzonym rządem”.
– Jeszcze nie tak dawno mówiono, także w Polsce, że jedyną drogą dla syryjskich chrześcijan jest męczeństwo albo ucieczka...
– Na pewno nie musimy już tak wybierać. Jednak jeszcze dwa lata temu każdy syryjski chrześcijanin musiał się nad takim wyborem przynajmniej zastanawiać. A dla wielu obie te możliwości oznaczały to samo – śmierć. Bardzo dziś czcimy tych, którzy nie wyrzekli się wiary pod naciskiem islamskich terrorystów. Oddali życie za wiarę, by dziś dodawać nam ducha.
– Obraz zniszczonego miasta, zrujnowane kościoły, ucieczka ludzi – to wszystko raczej odbierało nadzieję... A Pan wrócił tu z „wielkiego świata” właśnie w tym najgorszym momencie. Dlaczego?
– Dlaczego to zrobiłem? To tak, jakby zapytać syryjskiego żołnierza, który broni swojej ojczyzny, dlaczego to robi, a nie pracuje np. w spokojnym supermarkecie. Dla mnie to była oczywista i jedyna możliwa decyzja – nie wiem, jak mógłbym robić coś innego! Nie robię tego dla polityków, dla siebie, lecz dla swoich ludzi z Maluli... Wierzę, że uda mi się przywrócić Malulę co najmniej do stanu sprzed wojny.
– Bo wierzy Pan, że wiara może czynić cuda?
– Tak! I dlatego mamy już konkretne i możliwe do zrealizowania plany odbudowy Maluli. Odbite spod islamskiej okupacji w 2014 r. miasto było po prostu ruiną, islamscy bandyci dopilnowali, by zniszczyć każdy przejaw życia: zatruli źródła wody, wodę pitną trzeba było donosić na głowach z oddalonego o 7 km miasteczka, zniszczyli plony i wszelką roślinność, glebę zalali kwasem – żeby ją zrekultywować, trzeba było zerwać 20-centymetrową warstwę – itd., itd. W 2014 r. zaczynaliśmy tu w grupie zaledwie 12 osób, koczowaliśmy w zniszczonym klasztorze... Teraz jest nas 1,2 tys., a powinno już być 12 tys.! Dlatego trzeba wszelkimi sposobami ściągać ludzi do Maluli, zapewnić im odpowiednie warunki życia, edukację, możliwość rozwoju, zwłaszcza młodemu pokoleniu. I w tej sprawie bardzo liczymy na pomoc, staram się jej poszukiwać wszędzie, gdzie tylko jest to możliwe.
– A poza tym – jak mi mówiono – intensywnie i nie szczędząc własnych kosztów, poszukuje Pan skradzionych krzyży, relikwii, wyposażenia kościołów i wykupuje je. To chyba trochę jak szukanie igły w stogu siana?
– Jeżeli ma tu powrócić i wzmocnić się chrześcijański duch, to muszą powrócić też jego symbole... Po okupacji w Maluli nie ostał się ani jeden krzyż, ani jeden cenny dla nas, chrześcijan, przedmiot sakralny. Terroryści zatrudnili znawców historii sztuki, którzy oceniali, czy dany przedmiot nadaje się do sprzedaży, czy należy go po prostu zniszczyć. Teraz, dzięki informatorom – nierzadko dzięki rodzinom tych terrorystów, którzy nas okradli – niektóre z tych rzeczy udaje mi się odzyskać, po prostu wykupić. Uważam, że odzyskanie tych cennych symbolicznych przedmiotów jest równie ważne jak przywrócenie życia Maluli – elektryczność, woda, szkoły, rekultywacja ziemi, pobudzenie mikroprzedsiębiorczości... To wszystko trzeba robić jednocześnie.
– I Pan to robi!
– Staram się organizować, wspierać tego rodzaju działania i wszędzie szukać wsparcia dla moich rodaków z Maluli.
– Nie tęskni Pan za wygodnym życiem w Dubaju?
– Nigdy! Powrót do tamtego życia uważałbym za zdradę mojej Maluli. Jestem przekonany, że przyszłość Syrii, przyszłość syryjskiego chrześcijaństwa, tak jak przyszłość Maluli, zależy od młodego pokolenia Syryjczyków. Ode mnie także.
Tłumaczenie – Jan Bromski
Wkrótce wydrukujemy w „Niedzieli” druga część rozmowy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.