Czy są zajęcia, które w dzisiejszym świecie są legalne, powszechne, „zwyczajne” – a które my, chrześcijanie powinniśmy odrzucić właśnie dlatego, że jesteśmy chrześcijanami?
Nie wiem. Nie sądzę, żeby na takie pytanie dało się w prosty sposób odpowiedzieć. Przychodzą mi jedynie na myśl luźne myśli:
Po pierwsze – na pewno trzeba starać się zaufać Bogu („…jesteście cenniejsi niż wiele wróbli…”) i uczciwie we własnym sumieniu ocenić, czy mogę – jako człowiek i jako chrześcijanin – robić to, co robię.
Po drugie – nawet jeśli sądzę, że nie muszę odchodzić z pracy, zawsze zapewne mogę zrobić coś, co choć trochę zmieni rzeczywistość. (Jeśli pracuję w kiosku – mogę dołożyć starań, żeby „świerszczyki” nie leżały na wierzchu, w widocznym miejscu…). Czasami zresztą rzeczywiście jest tak, że działając od środka można zmienić więcej, niż po prostu odchodząc.
Po trzecie – czy my, chrześcijanie, nie moglibyśmy zdziałać czegoś razem? Przecież istnieją chrześcijańscy przedsiębiorcy – czy nie mogliby (na przykład) stworzyć własnej sieci sklepów wolnych od pornografii i papierosów? Wiem, to bardzo skomplikowane i tak dalej – ale gdyby choć spróbować?…
No i po czwarte – czy wiecie, jak rozwiązywali podobne problemy chrześcijanie w pierwszych wiekach? Bo przecież oni także miewali dzieci na utrzymaniu i musieli z czegoś żyć… Otóż – kto by pomyślał! – pomagali sobie nawzajem. Jeśli ktoś musiał porzucić pracę, z której żył – to Kościół (nie, nie „instytucja”, jak nam się dziś często to słowo kojarzy, ale braterska wspólnota!) pomagał mu w trudnej sytuacji. Bracia w wierze pomagali mu znaleźć inne zajęcie, a jeśli było to konieczne – pomagali mu się utrzymać przez dary i ofiary (pisał o tym m. in. w tym samym III w. po Chrystusie święty Cyprian, biskup Kartaginy).
Tak, to takie proste. Wystarczy kochać i miłość do braci realizować w konkretnym działaniu. Jeśli człowiek będzie miał pewność, że w razie problemów znajdzie oparcie we wspólnocie – łatwiej będzie mu podjąć trudną decyzję o rezygnacji z pracy, którą uważa za wątpliwą moralnie. Łatwiej będzie mu się przeciwstawić złu, łatwiej będzie powiedzieć „nie!” nieuczciwemu pracodawcy.
Nie zmienia to faktu, że na większość zadanych w tym tekście pytań nie umiem udzielić odpowiedzi. Każda sytuacja jest inna, każdy sam musi ocenićswoje życie, swoją odpowiedzialność i samemu podejmować trudne decyzje. Inni mogą nam w tym pomóc – choćby dobry spowiednik czy kierownik duchowy – ale nie zadecydują za nas. Sumienie i rozmowa z Bogiem, wsłuchiwanie się w Jego wolę, to jedyne metody na znalezienie odpowiedzi. Musimy tylko pamiętać, że wszystko co robimy – także w pracy – ma wpływ na innych ludzi i na kształt świata, w którym żyjemy.
Kiedy czasami wydaje mi się, że jestem tylko małym, nic nieznaczącym trybikiem w wielkiej maszynerii współczesnego świata, że nic nie mogę, że moje „tak” lub „nie” nic nie zmieni – zawsze przypomina mi się taki fragment z „Traktatu moralnego” Czesława Miłosza:
Nie jesteś jednak tak bezwolny.
A choćbyś był jak kamień polny,
Lawina bieg od tego zmienia,
Po jakich toczy się kamieniach.
I, jak zwykł mawiać już ktoś inny,
Możesz, więc wpłyń na bieg lawiny.
Łagodź jej dzikość, okrucieństwo,
Do tego też potrzebne męstwo (…).
Jan Halbersztat – psycholog, teolog, redaktor serwisu oaza.pl, należy do kręgu Domowego Kościoła w Grodzisku Mazowieckim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.