Prof. Andrzej Nowak, historyk i rosjoznawca: W katastrofie straciłem kilku przyjaciół. Ale przecież przyjaciół stracili Polacy wszystkich politycznych orientacji. Tak pewnie było też w „pierwszym” Katyniu: polegli ludzie, którzy w II Rzeczypospolitej rywalizowali – ale stali się wspólnie symbolem polskości. Rozmawiał Wojciech Pięciak
Wojciech Pięciak: W katastrofie pod Smoleńskiem zginęła nie tylko głowa państwa polskiego, ale także większość najważniejszych osób w Polsce zajmujących się z racji pełnionych funkcji pamięcią historyczną. Wśród nich byli Pana przyjaciele. Siedemdziesiąta rocznica zbrodni katyńskiej okazuje się szczególnie dramatyczna – i symboliczna. Jak Katyń będzie odtąd pamiętany?
Prof. Andrzej Nowak: Odpowiem tak: odtąd Katyń będzie właśnie pamiętany. To jest jakieś niesamowite i wykraczające poza racjonalne kalkulacje zwycięstwo tych, których Stalin chciał zamordować, a potem skazać tę zbrodnię na wieczną niepamięć. Jeszcze niedawno, w 2007 r., podczas badań polskiej opinii publicznej okazało się, że prawie 40 proc. Polaków między 18. a 30. rokiem życia nie orientuje się, kto kogo zabił w Katyniu. Teraz już będą wiedzieć. I będą też kojarzyć Katyń, i patriotyzm, i służbę Polsce polityków – wszystkich orientacji – z konkretnym, żywym dla nich wspomnieniem. Tak samo będzie w świecie: to tragiczne wydarzenie, o ileż bardziej niż jakikolwiek film czy pomnik, utrwali pamięć o Katyniu, o polskich ofiarach, o polskim patriotyzmie.
Pod Smoleńskiem straciłem kilku moich przyjaciół. Ale przecież swoich przyjaciół, bliskich, najbliższych stracili Polacy wszystkich politycznych orientacji. Tak pewnie było też w tamtym „pierwszym” Katyniu: wtedy też obok siebie polegli ludzie, którzy w II Rzeczypospolitej ze sobą rywalizowali, kłócili się – ale stali się wspólnie symbolem polskości.
Jak ocenia Pan wcześniejszą uroczystość w Katyniu z udziałem premiera Rosji?
Fakt, że doszło do tego spotkania z udziałem premierów Polski i Rosji, ma pozytywne znaczenie dla rozwoju wewnętrznej debaty w Rosji nad historią, gdyż premier Putin, najważniejszy autorytet polityczny w Rosji, potępił zbrodnie totalitaryzmu. Wprawdzie robił to już wcześniej kilkakrotnie, ale nie nad grobami polskich ofiar sowieckiego totalitaryzmu.
To oddziaływanie byłoby ograniczone, gdyż nie było żadnej transmisji z uroczystości w Katyniu 7 kwietnia w rosyjskiej telewizji – to miał być pokaz raczej dla Polaków. Dopiero to, co stało się 10 kwietnia, przedarło się do mediów rosyjskich, i do świadomości milionów Rosjan, jednoznacznie jako wielka polska tragedia, jako powód do współczucia Polakom, nie zaś do prowadzenia z nimi skomplikowanych gier polityczno-historycznych. W rosyjskiej kulturze, w rosyjskim narodowym obyczaju czy charakterze głęboko wpisane jest współczucie dla ofiar. Nie od 7 kwietnia, ale od 10 kwietnia to współczucie będzie kojarzyć się im z Katyniem i z Polakami.
W przemówieniu wygłoszonym 7 kwietnia w Katyniu premier Putin przedstawił pewną spójną interpretację historyczno-prawną wydarzeń sprzed 70 lat. Jak ją ocenić?
Jeśli przyjrzeć się jego słowom – w kontekście oczekiwań, jakie były przed tym spotkaniem, gdy wyrażano nadzieję, że otworzy ono drogę do pojednania – to warto zastanowić się nad jednym porównaniem. Wyobraźmy sobie, że w 2001 r. prezydent Kwaśniewski zjawia się na odsłonięciu pomnika ofiar zbrodni w Jedwabnem i podczas tej uroczystości mówi do zgromadzonych Żydów o „wspólnym wstydzie”, polskim i żydowskim, stwierdzając, że w tej ziemi leżą Żydzi pomordowani przez Polaków, ale że leżą tu też Polacy pomordowani przez totalitaryzm niemiecki i totalitaryzm sowiecki, któremu służyli również Żydzi... Czy społeczność żydowska uznałaby takie wystąpienie za gest pojednania? Muszę przyznać, że pierwsze słowa wystąpienia Putina, iż Katyń to nasz wspólny – podkreślam: wspólny – wstyd, były dla mnie wstrząsające. A Putin powiedział też coś jeszcze: że sowiecki totalitaryzm nie wybierał według kryteriów etnicznych, że zabijał jakby na ślepo. Czegoś takiego nie wolno było powiedzieć w Katyniu. Przecież ludzie tu spoczywający nie byli przypadkowymi ofiarami ślepego terroru, lecz ofiarami świadomej decyzji, której celem było wymordowanie 25 tys. osób tworzących elitę polskiego państwa. Mało kto zwrócił uwagę, że Putin użył też niezwykle ostrych słów w odniesieniu do polityków, którzy domagają się przyjęcia przez Rosję – jako prawną spadkobierczynię ZSRR – odpowiedzialności za zbrodnię katyńską: porównał ich do tych, którzy zakłamywali tę zbrodnię, przypisując ją Niemcom. W oczywisty sposób adresując to określenie do prezydenta Kaczyńskiego, nazwał takich polityków „nieczistopłotnymi politikanami”. Ruszczyzna jest tu zbyt bogata, aby oddać to po polsku, w przybliżeniu znaczy to: „brudni politykierzy”. Śmierć prezydenta Kaczyńskiego niweczy tę próbę relatywizacji Katynia.
Czy coś zmieni się w przyszłości, jeśli chodzi o ostateczne wyjaśnianie dziejów sprawy katyńskiej albo zmianę nastawienia do niej rosyjskich sądów?
Argumentacja, jaką przedstawił Putin, wykluczała przyjęcie odpowiedzialności za zbrodnie na Polakach przez Rosję jako prawną spadkobierczynię Związku Sowieckiego. Putin podkreślił, że chodzi tu o zbrodnie totalitaryzmu popełnione na wszystkich, a Polacy są poniekąd tylko jej cząstką. Tymczasem dokumenty, jak choćby decyzja władz ZSRR z 5 marca 1940 r., świadczą jednoznacznie, że zbrodnia katyńska nie była „przypadkowym” mordem, popełnionym na „przypadkowych” ofiarach, lecz że popełniono ją na tych konkretnych ludziach właśnie dlatego, że byli obywatelami II RP i stanowili elitę państwa polskiego. Podejrzewam, że ujawnienie dokumentów, jakie są zapewne np. w archiwach FSB jako spadkobierczyni NKWD, albo odtajnienie dokumentów z rosyjskiego śledztwa prowadzonego w latach 1990?2004, byłoby dziś dla władz Rosji niekorzystne w tym sensie, gdyż burzyłoby tę historiozoficzną, prawną i polityczną interpretację zbrodni katyńskiej, jaką przedstawił Putin.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.