Przejrzystość to prostota: prostota dróg, myśli, obecności. Nieczystość uwielbia dwuznaczność, nadmiar sensów i znaczeń, pokrętność i uwodzenie. Rozwój konsumpcjonizmu czy przemysłu reklamowego upewnia nas, że człowiek uwielbia, gdy ktoś o niego zabiega, że lubi być zwodzony i uwodzony. Kocha to jak grę, w której czuje się bohaterem
Jan Paweł II przeciwstawił czystości serca tzw. „wolną miłość”, życie bez zobowiązań. Dla wielu życie w czystości „pachnie zakrystią”, jest niedzisiejsze. Jak mówić, szczególnie do młodych – także do młodych chrześcijan – o czystości?
Niestety, miłość jest od dawna elementem rynku, a nie tylko głębokich osobistych relacji, z których rodzi się życie. Mentalność rynku wprowadza umowę i rozrywkę, czyni z delikatnej tkanki intymności chodliwy towar, ponieważ człowiek jest tutaj najwrażliwszy.
Miłość jest mieszana z przyjemnością i zastępowana nią – doznaniem rozkoszy, w której dominuje syndrom użycia, oraz używania sobie. Chce „wyzwolić” jeszcze większą rozkosz, ale w istocie pustoszy. Bo tak rozumiana relacja zarazem pozbawia miłości sensu. Zewnętrzne gesty miłości i zjednoczenia stają się puste i „napełniają pustką” serce człowieka. Jest to jedno ze źródeł współczesnego trudnego doświadczenia – wewnętrznej pustki.
Z drugiej strony zakochani twierdzą czasem otwarcie, że miłość usprawiedliwia wszystko, zwłaszcza ich „bycie razem” bez ślubu. Ale mieszają w ten sposób miłość z grzechem. Osobiście widzę w tym zachowanie bałwochwalcze. Zazwyczaj ludzie zdają sobie sprawę, że mieszkanie pod jednym dachem bez zawierania małżeństwa jest grzechem. Komuś jednak może imponować to, że jest dla drugiej osoby ważniejszy od Boga. Ktoś woli być z nim niż z Bogiem, dlatego podtrzymuje taki stan. Stoi za tym dość szczególny rodzaj pychy.
W przytoczonych kontekstach bardzo trudno mówić o czystości. Ale tym, którzy chcą sensownie żyć, można uświadomić, że miłość to przede wszystkim uczestniczenie w darze. Pierwszym darem jest określony ład, porządek, harmonia, które Bóg włożył w serce człowieka. Można to określić mianem „daru wewnętrznego”. Gdy człowiek porusza się w przestrzeni ładu, a nie chodzi za głosem zdziczałej i impulsywnej natury, odkrywa głębie daru. Drugim darem jest „dar wzajemny” – bycie „dla”. Na tych dwóch poziomach wypowiada się miłość: miłość samego siebie, jak i bliźniego. Czystość to wierność miłości. Czystość i wierność – mówiąc kolokwialnie – „jadą na tym samym wózku”: kryzys czystości związany jest z kryzysem wierności. Ludzie nie lubią kontekstów długoterminowych. Chcieliby zawsze zaczynać, trwać w początku, a to kształtuje cywilizację dzieci, które chcą jedynie dobrze się bawić.
Ludzie czystego serca będą oglądać Boga, ale czasem kreuje się obraz Boga, którego człowiek nie ma ochoty oglądać. Po katastrofie pod Smoleńskiem pojawiły się komentarze (także księży) typu: „Bóg tak chciał”. Jak można kochać takiego Boga?
Od wieków istnienie cierpienia i zła pozwala wytaczać przeciw Bogu armaty oskarżeń. Nie trzeba być w obozach koncentracyjnych, by poczuć się przez wszystkich opuszczonym i osaczonym przez życie tak dalece, że traci się nadzieję. Zwłaszcza gdy zło czy cierpienie miażdży niewinne istnienie. Czasem nie wiadomo, co zrobić z nadmiarem bólu – i człowiek staje się sędzią Boga, zaczynając zuchwale Go oskarżać. W wielu jednak przypadkach Bóg zatrzymuje się przed tajemnicą wolności człowieka i „cudownie” nie interweniuje. Dotyczy to również zorganizowanego zła, które może na wiele lat pozbawiać praw nawet całych narodów (np. zabory) czy wymuszać życie w destrukcyjnym upokorzeniu (np. totalitaryzmy). Twórcy koszmarnych scenariuszy zła żyją naiwnym przekonaniem, że pozostaną bezkarni, że można wszystko utajnić, oszukać ludzi i faszerować bez końca ogłupiającą medialną papką. Ci tym większą dostaną chłostę. Ci oddadzą „ostatni grosz” (Mt 5, 26), odpowiedzą za każde słowo, niedomówienie, w sposób najbardziej publiczny okryje się ich hańbą wobec całego stworzenia. Być może dożywamy czasów, które trzeba rozumieć poprzez słowa: „Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządzi, i plugawy niech się jeszcze splugawi, a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci!” (Ap 22, 11). Każdy ma za zadanie przejść dzielnie przez dane mu życie i zostanie bardzo indywidualnie potraktowany na sądzie. Jednego możemy być pewni: Bóg nie jest podatny na zamazywanie historii. Jego miłującego światła nie wytrzyma nic, co szuka mroku i nie jest zdolne do miłowania. Współczesność wymaga przede wszystkim cierpliwego jej znoszenia wobec nawarstwiającego się szaleństwa.
Na pytanie katechetki: „Kto chciałby pójść do nieba?”, Jasiu odpowiada: „Ja nie mogę, po szkole mama kazała mi wrócić prosto do domu”. Mamy coś z tego Jasia; niebo nie jest chyba dla nas pociągające. Może boimy się, że będzie nudno? Dla niektórych godzinna Msza to niezłe tortury...
Wszyscy mamy wielki problem z miłowaniem Boga. Nawet św. Teresa z Awili, wiedząc, że Boga należy miłować, przez długi czas nie wiedziała, jak to mądrze robić.
Kiedy słucham o nudnym niebie, stwierdzam, że dokonała się ordynarna amputacja naszej religijnej wyobraźni. Człowiek nie potrafi już marzyć o wzniosłym szczęściu, wystarcza mu biologiczne. Podejrzewa, i słusznie, że tych wszystkich form „uprawiania” swojego szczęścia nie będzie już w niebie, stąd postulat nudy. Ale Bóg tym, którzy Go miłują, przygotował rzeczy, o których się jeszcze nikomu nawet nie śniło.
Bardzo dziękuję za rozmowę
Rozmawiał o. Krzysztof Górski OCD
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.