Wędrowny, samotny rycerz, niosący sprawiedliwość na ostrzu miecza. Święty Jerzy walczący ze smokiem. Postać idealna. Nawet ośmieszony przez Cervantesa w „Don Kichocie", nawet zepchnięty w ludowość przez baśnie i podania czy zbanalizowany przez popkulturę, rycerz broni się dzielnie, będąc dla nas nadal punktem odniesienia w sprawach czci i honoru.
synalek mamusi
Okazuje się jednak, że to coś więcej niż dziecięca mrzonka. Matka, dowiadując się o postanowieniu syna, z rozpaczą wyjawia mu tajemnicę rodzinną: rzekomy prostaczek pochodzi w rzeczywistości ze starego rycerskiego rodu; zarówno jego ojciec, jak i starsi bracia stracili życie w walce. Matka postanowiła wychować najmłodszego syna w całkowitej ignorancji, by uchronić go od takiego losu i zachować przy sobie, w pełni go od siebie uzależniając. Dziś nazwalibyśmy taką matkę zaborczą bądź toksyczną - średniowieczni autorzy nie lubią wydawać sądów, ufając inteligencji odbiorcy, nie ma jednak wątpliwości, że postawa matki jest sprzeczna z zasadami rycerskiego etosu. Wychowanie to przyniosło jedyne możliwe efekty: syn jest egoistycznym, bezrefleksyjnym, pozbawionym zdolności empatii arogantem. Śmierć ojca i braci, cierpienie matki, wszystko to spływa po nim jak woda po kaczce:
„(…) jeść mi duchem dajcie, matko!
Nie wiem, o czym mi gadacie,
Ale chęć mam wielką znaleźć
Króla, co rycerzy stwarza".
I rusza, wyekwipowany przez matkę w półchłopski, siermiężny przyodziewek, odebrawszy jeszcze ostatnie (i jednocześnie pierwsze) nauki dwornego zachowania: kiedy spotka damę lub dzieweczkę potrzebującą pomocy, niech natychmiast jej dopomoże, a przyniesie mu to chlubę; niech służy damom, a jeśli którąś pokocha, niech nie uczyni nic, co byłoby dla wybranki niemiłe! Starczy, że uzyska pocałunek - to już bardzo wiele - ale broń Boże nic więcej! Jeśli wybranka zechce dać mu pierścionek, może go przyjąć w dowód miłości. I przede wszystkim, niech koniecznie chodzi do kościoła, by modlić się do Zbawiciela. „Matko, a co to jest kościół?" - pyta prostaczek. Okazuje się, że ignorancja, w której był chowany, nie ograniczała się do spraw tego świata. Matka odpowiada, wykładając mu przy tym w telegraficznym skrócie podstawowe fakty z życia Jezusa, które też najwyraźniej nie były mu dotąd znane.
Łyknąwszy prędko te nauki, synalek rusza w drogę niewiele mądrzejszy - i oczywiście nie trzeba długo czekać na kolejne katastrofy: myli drogocenny namiot z kościołem - bo przecież matka „powiedziała mi, że kościół to najpiękniejsze miejsce z wszystkich", a spotkaną w rzekomym kościele dzieweczkę natychmiast przemocą całuje: „Tego mnie matka nauczyła!". Zdziera jej też pierścień z palca - bo przecież matka powiedziała, że może go zabrać… Chwali jeszcze dziewczynę - to było lepsze niż pocałunki służek w domu matki, bo nie pachniało jej brzydko z ust!
jak głupek rycerzem został
Trafiwszy wreszcie na dwór króla Artura, poczyna sobie podobnie: wjeżdża konno do pałacu, wprost przed oblicze królewskie, zrzucając przy tym królowi kapelusz z głowy. Komiczny jest kontrast między eleganckimi manierami i uprzedzającą grzecznością rycerzy a grubiańskim zachowaniem prostaka. A jednakپc jest w tej scenie jakieś drugie dno. Dwór króla, jakkolwiek światowy, wydaje się miejscem dziwnie nieruchomym, jakby pogrążonym w letargu: król siedzi zatopiony w smętnych myślach, rycerze o czymś sobie gawędzą; dowiadujemy się, że króla spotkało przed chwilą srogie upokorzenie - zły Czerwony Rycerz znieważył jego i królową - i nikt z obecnych nie zareagował. A z drugiej strony młody dzikus, który - choć wydaje się burzyć statyczne i szacowne dekoracje samą swą obecnością - wnosi w ten świat nową dynamikę. Nie słucha oczywiście tego, co król do niego mówi. Uczyń mnie rycerzem, królu! I to natychmiast! Bez zbędnego gadania! A w ogóle chcę być Czerwonym Rycerzem, takim jak ten, co cię obraził. Daj mi, królu, jego zbroję!
Tu już miarka się przebrała. Seneszal Ke, stary arturiański złośliwiec, nie wytrzymuje i ze zgryźliwą ironią mówi: Ależ proszę, przyjacielu, masz rację! Nie czekaj, idź i weź sobie tę zbroję, jest twoja!
Król udziela seneszalowi srogiej reprymendy - jakże można być tak nieuprzejmym, tak podpuszczać biednego naiwniaczka, który teraz pójdzie przecie na pewną śmierćc Ale w chwili, gdy młodzieniec zbiera się do wyjścia, wydarza się coś dziwnego. Młoda dziewczyna śmieje się do niego i odzywa w te słowa:
„Młodzieńcze, jeśli żyć ci dane,
To serce moje tak mi mówi,
Że w świecie całym nikt nie znajdzie (…)
Lepszego niźli ty rycerza.
Tak myślę, wierzę, jestem pewna".
Najlepszy rycerz? Ten chłopek-roztropek niespełna rozumu? Wolne żarty. No i kto to mówi? Jakiś sędziwy mędrzec? Święty pustelnik? Dziewczyna! Ale ta dziewczyna od ponad dziesięciu lat się nie roześmiała, aż do tej chwili. A do tego jest jeszcze dworski wariat (to jeszcze nie czas błaznów, ówcześni wariaci na dworach byli autentyczni), który zwykł był powtarzać przepowiednię:
„Ta dziewka się nie roześmieje,
Po dzień, w którym zobaczy tego,
Który rycerską chwałą swoją
Przewyższy wszystkich bez wyjątku".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.