Love Yu

Znak 7-8/2010 Znak 7-8/2010

I pomyśleć, że jeszcze dzień wcześniej wydawało mi się, że titoistów już w Serbii nie znajdę. O tym, że nazajutrz przypada okrągła rocznica śmierci Tity, zdążyłem wtedy powiedzieć trzem osobom; wszystkie kiwały głowami, ale za każdym razem odnosiłem wrażenie, że tylko z grzeczności. Moi wczorajsi rozmówcy najwyraźniej ode mnie dowiadywali się o tej dacie.

 

– Dzień dobry, czy jest szansa na spotkanie z prezesem partii?

– Usiądźcie, sekretarz generalny przyjedzie za pół godziny. Nowa Komunistyczna Partia Jugosławii, tak jak Komunistyczna Partia Serbii, Komuniści Serbii, nowo powstała Partia Komunistyczna (na której czele stoi Josip Joška Broz, wnuk tego Broza) oraz kilka innych, pomniejszych ugrupowań otwarcie deklarujących komunizm, od kilkunastu lat próbuje nad Sawą i Dunajem na nowo wskrzesić ogień rewolucji. Coś więcej nawet: zamierza to zrobić w państwie, które nie istnieje. Na razie przy pomocy metod pozaparlamentarnych. To znaczy: poza parlamentem.

To było bardzo ciekawe pół godziny. W sąsiednim gabinecie prezesa odbywało się akurat spotkanie szefów komunistycznych młodzieżówek z Serbii i Czech. Przez uchylone drzwi słyszałem, jak czeski gość skarży się gospodarzom na rewizjonistyczną działalność swoich kolegów z Moraw. Dostałem też do czytania „Nowego Komunistę”. Kilka tytułów z ostatnich numerów: Upadek kapitalizmu, Prawda społeczna możliwa tylko w socjalizmie, Planeta będzie czerwona, Byłem i wciąż jestem komunistą. W środku wydrukowano również kronikę kontaktów z bratnimi partiami innych krajów oraz sprawozdanie ze zorganizowanego przez centralę wieczoru przyjaźni z Kubą, na który przybył nawet ambasador tego kraju w Belgradzie. Kuba, ostatni jako tako trzymający się kraj komunistyczny świata, jest też ostatnią nadzieją nowych komunistów Jugosławii. W długiej na dziesięć metrów i wyłożonej czerwonym dywanem sali posiedzeń plenarnych NKPJ na głównej ścianie wisi pięć portretów. Z ich układu i wielkości można czytać jak z ikonostasu. Oto po bokach dwie pary: Marks–Engels i Lenin–Stalin. A w środku, pomiędzy nimi, nad krzesłem, na którym zwykle zasiada sekretarz generalny, wyraźnie większa sylwetka Che Guevary. Na bohatera rewolucji kubańskiej spoglądają z lewej strony teoretycy systemu, z prawej – jego praktycy. Che patrzy całkiem gdzie indziej. Gdzieś do góry.

Kiedy wreszcie przybył do siedziby partii, Branko Kitanović, pierwszy gensek, z którym w życiu rozmawiałem, okazał się sympatycznym starszym panem. Przedstawił się jako autor dziesięciu książek historycznych. Dopiero co wrócił ze zlotu światowych komunistów w Sao Paulo, za tydzień zaś wybierał się do Moskwy na obchody Dnia Zwycięstwa i spotkanie z liderem tamtejszych komunistów Giennadijem Ziuganowem. Zdaniem Kitanovicia NKPJ we wszystkich republikach liczy siedemnaście tysięcy członków. Mój rozmówca boleje nad tym, że „w Polsce komunizm jest w trudnej sytuacji”, ale swoje polityczne ambicje lokuje gdzie indziej. Jego celem jest ponowne zjednoczenie Jugosławii.

– Dlaczego wasza partia nazywa się Nowa Komunistyczna Partia Jugosławii? Przecież Jugosławii już nie ma…

– My nigdy nie uznaliśmy jej kontrrewolucyjnego rozpadu.

– I rzeczywiście działacie na terenie całej… Jugosławii?

– Mamy biura we wszystkich krajach związkowych.

– ???

– W Chorwacji nie pozwalają nam się zarejestrować jako NKPJ. Tak samo w Czarnogórze. A z Bośni ostatnio nas wyrzucili. Nazwy używamy tylko w dokumentach wewnętrznych.

To właśnie od nazw w dokumentach wewnętrznych, pieczęci i pism firmowych, których stosy zalegają pewnie szuflady ciemnego biurka pod oknem ma się dla Kitanovicia rozpocząć proces jednoczenia Jugosławii. Zaś pierwszym etapem jej uznania na arenie międzynarodowej ma być uznanie samej partii. To dlatego dla sekretarza generalnego tak ważne jest uczestnictwo NKPJ – jako jedynej partii spod znaku sierpa i młota w całej byłej Jugosławii – w międzynarodówce komunistycznej, na której czele stoi aktualnie Aleksandr Łukaszenka. A także działalność jednej z zaprzyjaźnionych organizacji, Federacji Postępowych Kobiet Jugosławii (FPŽJ), której przewodnicząca, Olga Darić, jak utrzymuje sekretarz generalny, działa nawet w strukturach UNESCO. Jest to na razie jedyna afiliacja jednoczonej na nowo Jugosławii przy strukturach międzynarodowych.

Nie wiem tylko, kto, gdy cel już zostanie osiągnięty, mógłby wygłosić pierwszą, transmitowaną przez telewizję odezwę do narodów nowej federacji. Bo sekretarz Kitanović, mimo polotu i dużej energii, jest już człowiekiem wiekowym. A w partii po piętach depcze mu już 27-letni Aleksander Banjanac, wysoki mężczyzna z kruczoczarnymi włosami, starannie wyrównaną brodą i tak wyraźnych rysach leninowskich, że patrząc na niego, nie możnaby powiedzieć, że przypomina młodego Włodzimierza Iljicza. Nie, nie: to Lenin, gdy był młody, przypominał dzisiejszego Banjanaca, który polityką zajmuje się już od pięciu lat, a teraz stoi na czele partyjnej młodzieżówki.

– Większość ludzi rzeczywiście jest do nas uprzedzona – przyznaje Aleksander

– Pytają, jaki sens, skoro już raz ich zawiódł, miałoby wskrzeszenie komunizmu. My jednak chcemy ustanowić całkiem nowe reguły.

Oto skrót z długiego wywodu Aleksandra na temat współczesności, który wygłosił z fajką w ręku, prowadząc mnie do sali posiedzeń plenarnych:

– Największymi nieszczęściami, które od jakiegoś czasu przydarzają się Jugosławii, są kontrrewolucje. Pierwsza, inspirowana przez państwa zachodnie, doprowadziła na początku lat dziewięćdziesiątych do rozpadu kraju i potężnego kryzysu gospodarczego, na którym, oczywiście, skorzystali nasi wrogowie. Do drugiej, za którą stały wielkie korporacje z Zachodu, doszło w 2000 roku. Rozpoczęła się wielkimi demonstracjami 5 października, inspirowanymi przez imperialistów oraz miejscowe siły reakcyjne. Zakończyła – upadkiem Slobodana Miloševicia. Milošević wcale nie był aż taki zły: przynajmniej nie zadłużył swojego kraju. Jasne, ograniczał wolność słowa: czym jednak jest wolność słowa, jeśli elementy, na których się opiera – czyli właśnie słowa – są nieskuteczne, nie mają mocy sprawczej? Prawdziwą blokadę informacyjną wprowadziła dopiero nowa władza – demokraci, którzy prywatyzując wielkie przedsiębiorstwa państwowe i jeden po drugim oddając je w ręce obcego kapitału, po raz drugi złupili swój naród (w angielszczyźnie Aleksandra zabrzmiało to bardzo ładnie: „second robbery”). „Nasz” rząd administruje teraz wszystkimi przy pomocy informacji, które starannie selekcjonuje, i swoich mediów.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...