Studiował chrześcijaństwo i teologiczne pisma. Uczciwie badał różnice między teologią anglikańską a katolicką. Wreszcie w nocy z 8 na 9 października 1845 r., po długich wewnętrznych zmaganiach sławny anglikański teolog i kaznodzieja John Henry Newman padł u stóp bł. Dominika Barberiego i poprosił go o spowiedź oraz przyjęcie do Kościoła katolickiego. 174 lata później papież ogłosił konwertytę świętym
Wielu nazwisko kard. Newmana kojarzy się ze słynnym zdaniem z jego listu do księcia Norfolk: „Jeśli – co wydaje mi się całkiem nieprawdopodobne – musiałbym wznieść toast za religię, wypiłbym zdrowie papieża. Ale wcześniej wypiłbym za sumienie, a potem dopiero za papieża”. Inni pamiętają, że w sierpniu 1845 r. przyjął Cudowny Medalik, a już dwa miesiące później, w miesiącu Różańca, został katolikiem.
Spuścizna Newmana jest tak obszerna, że można ją czytać według różnych metod i kluczy. Kontemplacja wybranych tekstów może przynieść niezwykłe owoce duchowe. Zgłębianie zapisków świętego konwertyty może być zanurzaniem się w poezję najczystszej wody, bo w pisaniu Newmana, w językowych konstrukcjach, jest intelektualny kunszt przeniknięty znakomitym obrazowaniem i metaforyką. Nawraca i zachwyca, a jednocześnie szturcha uśpione sumienie. Nie szarpie, nie stawia do pionu, ale budzi, z łagodnością rodzica, który zimowym rankiem staje w drzwiach dziecięcych pokoi i wie, że musi wykonać obowiązek, choć widzi, że maluchy słodko śpią. Jeśli jednak spałyby w zatrutych oparach, to czyż nie byłoby rodzicielską powinnością budzić aż do skutku?
Sumienie, czyli Bóg mówi
Budzenie sumienia jest obowiązkiem rodziców i duszpasterzy, wszystkich, którzy mają dzieci – urodzone i powierzone. „Sumienie – napisał święty kardynał Newman – jest pierwszym wikariuszem Chrystusa. Sumienie ma prawa, gdyż ma obowiązki. Dzisiaj jednak dla większości ludzi prawo i wolność sumienia polegają na wyzwoleniu się od samego sumienia, na ignorowaniu ustawodawcy i sędziego, na uniezależnieniu się od duchowych obowiązków. Uważamy się za upoważnionych do posiadania lub nieposiadania wiary, do wyznawania takiej lub innej religii i do porzucenia jej później, do chodzenia lub nie do kościoła, uważamy, że możemy przechwalać się, iż nasza religia jest lepsza od innych i że jesteśmy bezstronnymi krytykami każdej z nich”. Co Newman rozumiał pod pojęciem sumienia? Wyjaśnił to sam, aby rozwiać wątpliwości: „Używam słowa «sumienie», nie mając na myśli wymysłu ani opinii, lecz należyte posłuszeństwo Bożemu głosowi, który się w nas odzywa”. A co zrobić, jeśli śpi i milczy? „Pilnujcie, aby nie igrać z waszym sumieniem, bo jest ono posłańcem Tego, który poprzez naturę i łaskę mówi do nas zza zasłony”.
Modlitwa poety(-ów)
Autorem jest kard. Newman, ale wielki zachwyt nad tymi strofami wyraził inny poeta – zmarły w 2015 r. o. Jan Góra. Gdy kończyły się wieczorne modlitwy, już po Apelu Jasnogórskim, o. Jan wypowiadał z pamięci wersy Newmana. Pragnienie i wyznanie, przyznawanie się i prośbę o przebaczenie samodzielności, wdzięczność za wieczność i wierność, wreszcie tęsknotę za domem. Pierwszy raz usłyszałam tę modlitwę w Hermanicach, to był 1996 r. Mocny wtedy głos ojca niósł się nad polami. A potem, wydrukowaną na małym obrazku, nosiłam w zakładce brewiarza. Nie znałam wtedy jeszcze życiorysu kard. Newmana, jego upartego poszukiwania drogi do Jezusa. Walki, którą ten intelektualista stoczył ze sobą, aby znaleźć Tego, który stworzył świat z miłości. Świat, który – jak zanotował w „Sermons Bearing on Subjects of the day” – był niczym „cudowne lustro, które się rozbiło i nie można było zobaczyć w nim jednolitej postaci jego Stworzyciela. On jednak przybył, aby złożyć w całość to, co było rozrzucone, aby złożyć to, co się rozbiło”. Kardynał Newman uczy, że Chrystus przyszedł tylko po to, aby odnowić świat. Nikt nie był w stanie, i wciąż nie jest, naprawić tego, co bez skrupułów niszczy grzech. W Chrystusie, który jest początkiem, możliwe jest bezpieczne zakończenie naszej wędrówki. Z obszernego nauczania Newmana, głoszonych przez lata kazań przebija najważniejsze: trzeba iść do Chrystusa, złapać kierunek, ustalić go jak wędrowiec – kompasem, busolą – i nie zmieniać celu. Droga może zaskoczyć, ciemność może trwać latami, stopy pokaleczą się do krwi na wyboistej drodze, ale „starczy promyczek dla jednego kroku” – powtarzał za nim sto lat później o. Jan. Może warto, abyśmy weszli w ten nurt świętego poety?
„Prowadź mnie, Światło, swą błogą opieką,
Światło odwieczne!
Noc mroczna, dom mój tak bardzo daleko
Więc Ty mnie prowadź.
Nie proszę rajów odległych widoku,/ Starczy promyczek dla jednego kroku”
„Nie zawsze tak się modliłem jak teraz,
Światło odwieczne.
Sam chciałem widzieć,
sam chciałem wybierać/
Swą własną drogę.
Pomimo trwogi łaknąłem barw świata/ Ufny w swą siłę. Przebacz tamte lata.
Tyś zawsze trwało, gdym przez głuchą ciemność, Przez bór, pustynię
Błąkał się dumny. O, czuwaj nade mną,
Aż mrok przeminie,
Aż świt odsłoni te drogie postaci,
Którem ukochał niegdyś, którem stracił”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.