Geografia sztuki

Więź 8-9/2010 Więź 8-9/2010

W małych społecznościach nic się nie zmienia sezonowo, sztuka jest stale przy naszym boku, jak przyroda. Towarzyszy dziadom, ojcom i synom. W wielkich miastach przemijamy szybciej, bo szybciej mija pamięć i prędzej zużywają się znaki naszej obecności.

 

Ta ziemia to przede wszystkim domena malarzy. Już dawno temu profesorowie malarstwa wodzili młodych na studium pleneru do Jabłonny i pod Kazimierz. Ale osadzali się tu również i rzeźbiarze, jak choćby Franciszek i Barbara Strynkiewiczowie, przez całe lata pracujący w Mogielnicy koło Grójca, których rzeźbiarski ogród wyprzedzał podobne późniejsze praktyki. Ta strona Mazowsza mniej może miała gniazd sztuki ściśle profesjonalnej, więcej za to twórczości ludowej. Podradomski skansen daje tego piękny obraz. A Andrzej Bieńkowski, malarz z wyjątkowym słuchem, ma największy dzisiaj w Polsce zbiór nagrań muzyków i kapel z Mazowsza.

Po drugiej stronie osi szosy jest Milanówek, Podkowa Leśna i jeszcze bliższy Warszawie Komorów. To miejsca z przedwojenną tradycją związków życia ze sztuką. Tu chętnie przemieszkiwali pisarze, choć cisza i lesistość tych stron przyciągały także innych. W domu Jarosława i Anny z Lilpopów przez lata całe kondensował się różnokształtny ruch artystyczny. W Milanówku ongiś w rozłożystej willi „Waleria” miał swoje życiowe i twórcze oparcie Jan Szczepkowski, jeden z najtęższych mistrzów rzeźby. Do domku w Komorowie i pielęgnowanego przez siebie królestwa roślin tęskniła zawsze Maria Dąbrowska. Tam, jak pisała w Dziennikach, była prawdziwie u siebie, tam pisała i tam przyjmowała swoich niezwyczajnych przyjaciół. W Komorowie i dzisiaj trwa zbratanie życia ze sztuką – odszukiwanie śladów poprzedników, pielęgnowanie zwyczajów zawiązywania aliansów artystycznych. Do tych podwarszawskich miejscowości coraz chętniej przeprowadzają się artyści zupełnie młodzi, i to oni, jak dawniej dziadowie i rodzice, kształtują dalej apoteozę domu i jego klimatu, który ludzi scala wewnętrznie. Przybysz z hałaśliwego miasta czuje ten szczególny wyróżnik miejsca.

Stawisko, posiadające oficjalny status muzeum, nadal pozostaje takim ciepłym domem. Choć nie ma już jego pierwotnych mieszkańców, gospodarowanie przeszło tu w czułe ręce, czemu sprzyjają obie córki Iwaszkiewiczów. W prawie stuletnim domu wszystko pozostało jak za dawnych dni Jarosława i Anny, z obrazami, meblami i książkami włącznie. Nie byliby oni zresztą temu przeciwni, bo to był symbol domu polskiego, zastawionego pamiątkami i otwartego na ludzi. Tylko goście w salonie są teraz o dwa, może trzy pokolenia młodsi. Stawisko zawsze odwiedzali muzycy i pisarze, choć również i koronowane głowy. Dzisiaj gospodarzy zastępują artyści, a wizytującymi są nie tylko ludzie z bliższego i dalszego sąsiedztwa, ale także przyjezdni z daleka. Stawisko ma bowiem swoją legendę, która – jak każda legenda – wzmacnia się z czasem. Najsilniejszą stroną wieczorów tutaj, przypominającą Karola Szymanowskiego, Artura Rubinsteina, Pawła Kochańskiego i innych zaprzyjaźnionych wielkich muzykujących, jest muzyka właśnie. Towarzyszą jej wiersze albo wspomnienia – czytane bądź przywoływane żywym słowem. Swoje miejsce ma tu również plastyka. W górnej galerii zwraca uwagę stała obecność wystaw, z władztwa muzyki na parterze wchodzi się tutaj pod władztwo płócien malarskich. Wszystko, co dzieje się w domu czy w parku z opiewanym przez poetę starodrzewiem, przywołuje dawne brzmienia – błogosławioną tradycję kultury. Czuwają nad tym iwaszkiewiczowskie cienie. Ale także Stowarzyszenie Ogród Sztuk i Nauk powołane do pieczy nad tym szczególnym obszarem spraw wyższych.

Radziejowicami zawiaduje dobry duch opiekuńczy artystów, Bogumił Mrówczyński. Wyjątkową opiekunką Stawiska jest muzykolog Alicja Matracka-Kościelny. W Milanówku, do własnej siedziby i ogrodu z wiekowymi dębami – szczątkiem dawnej puszczy – zaprasza artystów pani domu, Grażyna Śniadewiczowa. To jej nieżyjący mąż, Robert Śniadewicz, dziesięć lat temu zapalił w ich domu lampę sztuki i rozpoczął przyjaźń z plastyką. Trzeba przypomnieć historię tego miejsca – Milanówek, młode z daty miasto-letnisko, od stu lat przyciągał twórców, stając się dla nich głównym schronieniem po wyjściu z Warszawy w czasie wojny. To tutaj, w 1945 roku odrodził się Związek Polskich Artystów Plastyków, a Jan Szczepkowski poprowadził pierwszą powojenną wystawę prac przetrwałego środowiska. Na przekór zgliszczom Warszawy stała się ona symbolem uporu i ciągłości. Dlatego Robert Śniadewicz nazwał swoją domową galerię Ars longa.

W małych społecznościach nic się nie zmienia sezonowo, sztuka jest stale przy naszym boku, jak przyroda. Towarzyszy dziadom, ojcom i synom. W wielkich miastach przemijamy szybciej, bo szybciej mija pamięć i prędzej zużywają się znaki naszej obecności. Inne jest odczuwanie czasu, różna świadomość jego przepływu. Ta odmienność darowuje lub odbiera skupienie na tym, co najważniejsze. Wpływa na wszystko. Pamięć jest po stronie sztuki, więc to sztuka trwa. Ars longa est, vita brevis – jak mówił Hipokrates.

Danuta Wróblewska – historyk sztuki. Przez wiele lat związana z redakcją „Projektu”. Uczestniczka ruchu kultury niezależnej, kurator działu sztuki współczesnej Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Prowadziła także warszawskie galerie – Kordegarda i Studio, stale współpracuje z galerią krytyków Pokaz. Autorka czterech książek o polskiej sztuce współczesnej. Mieszka w Warszawie

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...