Nie bez przyczyny Matka Boska Częstochowska jest patronką dnia moich urodzin…
Jest jeszcze inna historia… Pojechaliśmy na zlot młodzieży do Berlina, na spotkanie z Maxem Reimannem, zagorzałym komunistą. Przykazałem chórzystom, aby nie okazywali wrogości do ustroju, tylko zachowywali się jak artyści – ambasadorowie swojej ojczyzny. Byłem więc tym bardziej zdziwiony, gdy wezwano mnie na tzw. samokrytykę. Po drodze zmówiłem „Pod Twoją obronę”, a gdy dotarłem na miejsce, dowiedziałem się, że jeden z moich chórzystów... boksował portret Stalina i miałem się z tego wytłumaczyć. Stwierdziłem, że gdybym tam był, nie pozwoliłbym mu na to, gdyż „nie można tak traktować przywódcy, którego działania dają wolność”. Salę ogarnęła konsternacja… Gdy już szczęśliwie powróciliśmy z Berlina, dowiedziałem się, że na takie przesłuchania wzywa się osoby, które chce się pozbawić życia.
Nie bez przyczyny Matka Boska Częstochowska jest patronką dnia moich urodzin…
Dzieje „Poznańskich Słowików”dowodzą, że ich artystyczna siła wynika zarówno z talentów chórzystów, jak i z zachowania duchowej niezależności od warunków ustrojowych…
– Tak, dlatego od 1951 roku działamy jako chór istniejący przy Filharmonii Poznańskiej. Stało się to w dużej mierze dzięki życzliwości arcybiskupa Walentego Dymka, który wspierał nas, byśmy nie musieli zostać Chórem Reprezentacyjnym ZMP czy Chórem Związku Kompozytorów Polskich. Nie chciałem skorzystać z ofiarowanej nam propozycji dostania „przywileju” wykonywania wszystkich prawykonań utworów poświęconych komunistycznym przywódcom. Mając zaś wsparcie Filharmonii, mogliśmy liczyć na serdeczność Jana Krenza czy profesora Tadeusza Szeligowskiego, przewodniczącego Rady Programowej. Nie zrezygnowaliśmy też ze śpiewania podczas niedzielnych Mszy św. Jeden z komunistów powiedział wówczas, że jeśli już musimy to robić, to tak, aby „nikt tego nie widział”, na co odparłem, że skoro on ma swoją partię, to ja także mogę być dumny, że należę do swojej „partii” – wspólnoty Kościoła. Wzorem realizacji powołania do duchowej niezależności pozostaje dla mnie Ojciec Święty Jan Paweł II…
…który napisał, że „powołaniem artysty jest obcowanie z pięknem”…
– Sprowadza się to do zrozumienia twórczej hierarchii: „Stwórca, twórca i odtwórca”. Biorąc do ręki partyturę muzycznego utworu, wchodzimy w kontakt z duchem osoby, która ją stworzyła. Natchnienie nie jest sprawą człowieka, ale pochodzi od Ducha Świętego. My tylko pośredniczymy. Dlatego staram się nie mówić o zawodzie, ale o wyborze powołania.
Aby umieć przeżywać piękno zawarte w sztuce, trzeba prowadzić piękne życie, które jest przygotowaniem do obcowania z wiecznym pięknem. A najpiękniejszą pośredniczką jego odczuwania jest właśnie Maryja…
Ziemskim odblaskiem Najświętszej Maryi Panny jest dla każdego z nas matka… Na kartach książki „Piórkiem słowika” z nieskrywanym wzruszeniem wspomina Pan zresztą moment, kiedy ksiądz Wacław Gieburowski podarował Pańskiej matce różę. Jaki kwiat ofiarowałby Pan jej dzisiaj?
– Na pewno różę – moja mama je uwielbiała, niezależnie od sytuacji i okazji.
Czy to właśnie do tego kwiatu porównałby Pan piękno muzyki chóralnej?
– Myślę, że tak; w róży jest coś wyjątkowo tajemniczego, podobnie jak w chóralnych kompozycjach…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.