Po powrocie religii do szkół i zawieszeniu w klasach krzyży oczekiwano, że wszyscy się zmienią, że automatycznie skończą się problemy wychowawcze. Po dwudziestu latach zaczęto się zastanawiać, czy krzyż w ogóle powinien wisieć w szkolnych klasach.
Jak nauczyć wierzyć, jak zafascynować Kościołem, pomóc zrozumieć i zaakceptować proponowany przez niego świat wartości , jak przekonać, że Kościół jest do zbawienia potrzebny? To wątki, które są przedmiotem ciągłej refleksji katechetów, katechetyków, teologów, wychowawców, rodziców…
O problemach z wiarą, wiedzą i Kościołem
Praca z młodymi w szkole ponadgimnazjalnej – a właściwie nawet już w gimnazjum – to poszukiwanie klucza do ich serc. Na lekcjach religii we współczesnej szkole wcale nie chodzi o to, aby nauczyć „małego katechizmu” albo prawd wiary, ale by pomóc młodemu człowiekowi uwierzyć i zrozumieć swoje człowieczeństwo w świetle Objawienia. Uczniowie szkół ponadgimnazjalnych, którzy przychodzą na lekcje, to – w większości – osoby niewierzące, wątpiące, poszukujące, które tak naprawdę chętnie uwierzą, jeśli zobaczą w tym sens. Ale za tym musi pójść przyjęcie wiary, z czym największy problem mają uczniowie w okresie dojrzewania. Większość z nich chodzi na religię, ale do kościoła raczej nie. Na lekcji w szkole są obecni ciałem, ale nie wiedzą, gdzie jest ich kościół parafialny. Z sakramentów nie korzystają, bo nie są im potrzebne. Kościół traktują instrumentalnie: uczestniczą w pogrzebach, ślubach, bierzmowaniu. – Chodzenie na religię nic im nie daje.Dlatego nie są zainteresowani podczas lekcji – powiedziała mi jedna z nauczycielek. Tak to wygląda na zewnątrz, tak można odczytać powierzchownie człowieka i tak oceniają uczniów zarówno nauczyciele, jak i postronni obserwatorzy współczesnej rzeczywistości: „Chodzisz na religię, a co robisz, jak żyjesz?”. Młodzi natomiast krytykują dorosłych: „Sąsiadka chodzi do kościoła codziennie, a ciągle kłóci się z mężem, obgaduje innych i wiecznie jest z kimś w konflikcie”.Religijnośćludzi często mierzy się słowami. Ale nikt nie wie, co kryje się pod powłoką pozorów. Wiary nie da się w żaden sposób zmierzyć, ocenić. Jedno jest pewne: w szkole na lekcji można zainspirować, poruszyć, zachęcić i sprowokować, aby ktoś zaczął weryfikować swoje życie w świetle Ewangelii, ale niczego nikomu nie można nakazać i nikogo nie można zmienić.
Dla niektórych wiara to wymaganie od ludzi określonych postaw, wygodnych dla wymagającego. Z takiej wiary rodzi się religijność powierzchowna, w której nie ma miejsca na szukanie głębi. Po powrocie religii do szkół i zawieszeniu w klasach krzyży oczekiwano, że wszyscy się zmienią, bo będą uczyli się norm: zakazów i nakazów, że automatycznie skończą się problemy wychowawcze. Po dwudziestu latach zaczęto się zastanawiać, czy krzyż w ogóle powinien wisieć w szkolnych klasach.
Aby proces zmian mógł się rozpocząć, potrzebna jest praca nad sobą, a potem – w ślad za tym – świadomy wybór Jezusa jako przewodnika w życiu. Z tym młodzież ma największy problem; wybiera najczęściej inne autorytety, preferuje własny system wartości i zdanie kolegów. Dotrzeć do młodego człowieka z orędziem Ewangelii jest bardzo trudno. Wszechogarniający relatywizm i słaby autorytet Kościoła rodzą duże zniechęcenie wśród adresatów i katechetów.
* * *
Konfrontacja człowieka z doskonałością sprawia, że człowiek boi się jej, i bywa, że przed nią ucieka. Potwierdzają to przykłady z naszego życia i z życia naszych uczniów. Gdy jesteśmy w czymś słabi, staramy się unikać sytuacji, w których nasza słabość się ujawnia. O uczniach możemy powiedzieć, że pragną Boga, czują w życiu Jego potrzebę, ale boją się zaangażowania w relacje, ponieważ Bóg kojarzy im się często ze zbiorem zakazów. Oni boją się konsekwencji. Takiego Boga przedstawiają im katecheci: jest to jeden z naszych podstawowych błędów, wyniesiony np. z domów, w których niegrzeczne dziecko jest straszone Bogiem wszystkowiedzącym i wszystkowidzącym. Zdarza się, że o takim Bogu mówią też księża na kazaniach. Takiego Boga wygodniej nam głosić, bo swój autorytet podpieramy Jego mocą. Opisane relacje nie wytrzymują próby czasu i stają się przyczyną odejść z Kościoła. Problemem naszych uczniów jest wiara, a właściwie jej brak – wtedy usprawiedliwienia szuka się w Kościele, wśród ludzi Kościoła, czasami sięga się aż do średniowiecza czy słynnej współcześnie pedofilii. Frustracja podszyta niewiedzą prowadzi do zranień, rodzi zdziwaczenia religijne, które czasami możemy obserwować w społeczeństwie.
Uczniowie nazywają siebie niewierzącymi, ateistami, agnostykami, a poza szkołą są ministrantami i praktykującymi katolikami. Takie postawy spotyka się także wśród dorosłych. Współcześnie identyfikacja z Kościołem nie jest czymś popularnym. Jeden z moich uczniów mówi, że nie wierzy, słucha muzyki satanistycznej, a w parafii jest lektorem i zagrał rolę Jezusa w misterium Męki Pańskiej. Oto nowe czasy, nowe pokolenie, nowe podejście do religii… Jak z drogi krętej uczynić prostą? To zadanie dla współczesnych katechetów.
Takie postawy i zachowania wypływają z mentalności i religijności pokolenia początku XXI wieku. Potrzeba prawdziwej konfrontacji z Bogiem. Zadaniem katechezy jest między innymi rozbudzić potrzebę autentyczności w wyznawaniu wiary. Zaimponowała mi uczennica, która po półroczu w klasie maturalnej przyszła porozmawiać, bo chciała zrezygnować z uczestnictwa w lekcjach religii. Motywem było to, że jest niewierząca; ostatni raz miała kontakt z Kościołem w szkole podstawowej. W klasie maturalnej uznała, że większość swojego życia oszukiwała siebie, Boga… W całym życiu kontestowała wszystko, co związane z Kościołem. Poczucie uczciwości nie pozwoliło jej dłużej trwać w rozdwojeniu. Sytuacja ta z jednej strony obudziła we mnie żal, że tracę ucznia, z drugiej – dała mi poczucie satysfakcji, że mam do czynienia z osobą dojrzałą: decyzję podjęła w wolności, z pełną świadomością. W wieku 19 lat zobaczyła swoje prawdziwe oblicze, zauważyła fałsz dotychczasowego życia. Chodzi przecież o stworzenie klimatu i przestrzeni wolności, w której uczniowie będą mogli dokonywać wyborów, nawet takich.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.