Postulaty izolatek, segregacji czy specjalnych szkół wynikają z bezradności. To nic innego jak chęć odwetu.
Po pierwsze, poszczególne osoby pracujące w szkole muszą mieć praktyczne umiejętności psychologiczne. Reagowania: jak patrzeć, jak chodzić, jak przemawiać do uczniów. Rady, by nie krzyczeć, by być konsekwentnym, nie są wcale bezużyteczne.
To powinni wiedzieć już kandydaci na nauczycieli. Czy ich się tego uczy?
Niestety, jest z tym problem. Są oczywiście miejsca, gdzie taka solidna edukacja się pojawia, ale generalnie jest z tym na polskich uczelniach źle. Inna rzecz, że dwudziestokilkuletni studenci nie są jeszcze do końca w stanie się tego nauczyć, bo im się to słabo przekłada na rzeczywistość.
Marne alibi dla braków edukacyjnych na uczelniach...
Marne, ale to tylko wskazuje na jeszcze większą potrzebę edukacji nauczycieli już uczących. Ta edukacja powinna się odbywać w ramach mądrych, praktycznych warsztatów. I oczywiście one się w szkołach pojawiają. Ale po pierwsze nie wszędzie, po drugie ich poziom jest różny. Często wyglądają tak, jak to opisuje ta nauczycielka: regułki dotyczące agresji, które niczego nowego do sprawy nie wnoszą.
Są też inne elementy układanki. Wiedzę na temat agresji muszą mieć uczniowie. Powinni wiedzieć, co jest agresją, co przemocą, co się dzieje z ofiarą, co się dzieje ze sprawcą, jak można sobie radzić, jak się przeciwstawiać. Musi też być edukacja dla rodziców. Oni powinni wiedzieć, po czym mogą poznać, że ich dzieci mogą być ofiarami czy sprawcami.
A zatem wiedzę na temat przemocy szkolnej muszą mieć wszyscy. I musi to być przekaz spójny, żeby nie było sytuacji, w której dochodzi do ekscesów w szkole, i jeden widzi w tym agresję, drugi przemoc, a trzeci zabawę. Kolejna rzecz to zasady, normy i szkolne procedury. Nauczyciele muszą mieć jasność, co robić w różnych sytuacjach: kiedy wzywać policję, kiedy rodziców itd.
Owszem, w szkołach wiszą regulaminy, statuty. Ale pisane są czasami takim językiem, że niewiele z nich wynika. Kiedy czytam, że zachowanie ucznia ma licować z godnością, to nawet ja nie rozumiem, o co chodzi.
Kolejna sprawa to jasny system szkolnych konsekwencji.
Dlaczego używa Pani słowa „konsekwencje”, a nie po prostu „kary”?
Proszę zwrócić uwagę, że o karach, izolatkach i tym podobnych najczęściej mówią ci, którzy mają problemy z dyscypliną. Śmieję się często na warsztatach, jak o tym zaczynamy mówić. „A teraz przejdziemy do ulubionego punktu, czyli do hasła »co ja mu mogę zrobić«” – mówię do nauczycieli.
Otóż nie o to chodzi. Kary są dla dorosłych przestępców. Oczywiście, są w szkole takie jednostki, które trafią do zakładu wychowawczego, i to będzie dla nich swego rodzaju kara. Ale dzieci, uczniowie, nie powinni dostawać kar. Powinni ponosić konsekwencje.
Proszę to powiedzieć nauczycielce, która wiele razy spotkała się z agresją swoich o głowę wyższych uczniów. Pyta, czy powinna się zapisać na karate. I postuluje pracę przymusową jako karę za złe sprawowanie...
Ależ to wcale nie takie głupie! Pod warunkiem, że będzie to konsekwencja, a nie kara.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.