Niemoc karmi przemoc

Tygodnik Powszechny 41/2010 Tygodnik Powszechny 41/2010

Postulaty izolatek, segregacji czy specjalnych szkół wynikają z bezradności. To nic innego jak chęć odwetu.

 

Jaka jest różnica? Konsekwencje opłaca się ponosić. Jeśli uczeń je poniesie, uniknie przykrych sankcji dyscyplinarnych, czyli kar właśnie. Mówi do mnie kiedyś pewien dyrektor: „U nas jest tak, że jak uczeń zniszczy mienie, to ma obniżone zachowanie”. Odpowiedziałam: „No dobrze, a jeśli naprawi, to co?”. A dyrektor odpowiada: „To nie ma znaczenia: zniszczył”. Tymczasem system konsekwencji uczy, że opłaca się naprawiać, przepraszać, zadośćuczynić. Tu jest naprawdę ogromne pole do działania. Jak pracujemy z nauczycielami nad różnymi możliwymi konsekwencjami, zapisują drobnym maczkiem kilka stron na temat tego, jak uczeń może „odrobić” to, co zrobił. Bez obniżania sprawowania, bez „jedynek”.

Opowiem anegdotę o uczniu mojej znajomej, mądrej nauczycielki. Wpadł kiedyś na genialny pomysł, żeby nasikać do torebki po chipsach i wrzucić tę torebkę do sali, w której siedziały dzieci z klasy pierwszej. Zrobiła się straszna afera, oczywiście ten uczeń, wcale nie jakiś najgorszy łobuz, też się tego swojego czynu przeraził.

Zaczęto radzić, co z tym zrobić. Zaproponowano mu, że jeśli nie chce mieć obniżonego zachowania, może do końca roku świadczyć różne usługi na rzecz tej klasy. Zgodził się. Do końca roku pomagał. Robił im pomoce szkolne, czytał tym dzieciom książki, sprowadzał je do szatni, pilnował. W tym kierunku powinno iść myślenie. Oczywiście, w regulaminie musi być szczegółowo zapisane, co jest konsekwencją czego. Nie może być uznaniowości.

Dla niektórych to może zabrzmieć jak utopia: w ogóle nie karać?

To oczywiście kwestia definicji. Ja uważam, że nie powinno być kar rozumianych jako odwet za czyn. A postulaty izolatek, segregacji, specjalnych szkół wynikają z frustracji, urazów. To coś w rodzaju: „jak ty mi tak, to ja ci tak”. Tak rozumiane karanie nie ma sensu. Oczywiście muszą być zakłady poprawcze dla najtrudniejszych. Chodzi o to, by tak długo, jak się da, i tak wcześnie, jak się da, stosować zamiast kar konsekwencje, które też przecież są dotkliwe.

Konsekwencją zachowań agresywnych musi być też udanie się po pomoc. Musi być psycholog, muszą być warsztaty dla tych młodych ludzi. Muszą też gdzieś się udać rodzice. Tak się dzieje w szkołach na Zachodzie.

A u nas?

U nas brakuje szkolnych psychologów. Pracują w co piątej szkole. Ale największe braki widzę we wspomnianym już systemowym działaniu. Sensowne szkoły z mądrymi dyrektorami takie systemy tworzą, i to działa. Ale bywa też, że te działania nie są spójne. Odbywają się bez porozumienia, uzgodnienia, czasem tak, czasem inaczej.

To zresztą zawodzi nie tylko wewnątrz szkół, ale też w instytucjach satelitarnych w stosunku do szkoły. Policja, straż miejska, sądy rodzinne, pomoc społeczna, kuratorium... Bardzo często w stosunku do jednego dziecka każdy mówi co innego: nauczyciel jedno, pedagog drugie, a kurator trzecie.

Brak spójności w radzeniu sobie z przemocą może pogorszyć szkolną sytuację. Bo przemoc jest, powtórzmy, procesem. Im dłużej trwa, tym bardziej ofiara staje się ofiarą, sprawca sprawcą, a świadek – obojętnym obserwatorem.

Ewa Czemierowska jest psychologiem, zajmuje się treningiem nauczycieli w zakresie radzenia sobie ze szkolną przemocą.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...