Od małżeństwa do rodziny

Cywilizacja 34/2010 Cywilizacja 34/2010

Domaganie się przez pary homoseksualne uznania ich związku za małżeństwo wraz z prawem adoptowania cudzych dzieci, czyli dzieci zrodzonych w małżeństwie zgodnym z naturą (bo innego nie ma) jest uzurpacją owocu. Pary homoseksualne żądają owocu, którego same, biorąc rzecz indywidualnie, nie chcą zrodzić.

 

Domaganie się przez pary homoseksualne uznania ich związku za małżeństwo wraz z prawem adoptowania cudzych dzieci, czyli dzieci zrodzonych w małżeństwie zgodnym z naturą (bo innego nie ma) jest uzurpacją owocu, który nie przysługuje z natury i à rebour potwierdza przedstawiony wywód. Pary homoseksualne żądają owocu, którego same, biorąc rzecz indywidualnie, nie chcą zrodzić. Podobnie przypadek kobiet homoseksualnych, które decydują się urodzić dziecko poprzez naturalne bądź sztuczne zapłodnienie świadczy o tym, że płeć idzie swoją drogą, a dewiacja swoją drogą. Sytuacja ta pokazuje, że czym innym jest płeć, która realizuje się zgodnie ze swoją naturą, a czym innym jest dewiacja w porządku psychicznym. Płeć jest silniejsza od dewiacji. Można sądzić, że domaganie się prawa do adopcji dzieci przez związki homoseksualne jest tragicznym wołaniem o normalność. W żądaniu tym zapomina się, że dziecko nie jest naszą własnością, jest autonomiczną (suwerenną) osobą i życie społeczne musi być mu podporządkowane, musi mu zagwarantować to, co nakazuje natura, która domaga się matki i ojca jako tych, którzy dają życie. Ponadto, patrząc od strony pedagogii uwzględniającej dobro dziecka, nie ma żadnych wątpliwości co do odmienności i komplementarności ról rodzicielskich matki i ojca. Żaden odpowiedzialny wychowawca nie podważy faktu, iż do prawidłowego rozwoju dziecka nie tylko w aspekcie jego płciowości, ale i rozwoju psychicznego, a nawet duchowego (w tym także religijnego) ważna jest obecność ojca i matki jako osób różnej płci[6].

Społeczne naciski grup homoseksualnych wiążą się nie tylko ze zmianą obyczajowości, ich zagrożenie wiąże się z odrzuceniem niezmienności natury ludzkiej i istnienia prawa naturalnego. A to jest zjawisko bardzo groźne dla człowieka. Prawo naturalne nie jest fikcją, lecz jest „wpisane” w naturę ludzką. Jego zakwestionowanie to uderzenie w samego człowieka, to podcięcie korzeni jego egzystencji.

W związku z tym należy podkreślić, że żadna ludzka władza nie ma prawa „korygować” ani zmieniać natury ludzkiej. Prawa pozytywne (stanowione) muszą być utworzone na podstawie naturalnych inklinacji człowieka, te zaś, które są im przeciwne, nie są „prawami w sensie właściwym, lecz są tylko pseudoprawami”[7].

Odczytanie natury ludzkiej i wskazanie na małżeństwo zawarte pomiędzy mężczyzną i kobietą jako na służbę tej naturze, na rodzinę nabudowaną na takim małżeństwie jako na społeczność naturalną, stanowi wiedzę będącą poznawczo myślowym dorobkiem kultury europejskiej i światowej. Mamy do czynienia z wiedzą uzasadnioną przedmiotowo i sprawdzoną historycznie. Wiedzy tej nie unieważni się żadnym głosowaniem czy aprioryczną decyzją. Nie jest ona ideologią czy też prywatnym poglądem; jest to wiedza „odczytana” z natury ludzkiej i jej podstawowych skłonności, nie wymyślona. Jest ona oczywistością zdrowego rozsądku oraz owocem wielu nauk o człowieku, a więc filozofii, psychologii, pedagogiki, medycyny, socjologii itd., potwierdza ją tradycja.

Podkreślmy jeszcze raz, że dzisiaj w życiu społecznym najbardziej zagraża człowiekowi indywidualizm, a więc nieliczenie się z wiedzą i zasadami moralnymi, uznawanie tych ostatnich za sprawę konwencji, nie zaś norm prawa naturalnego. Neguje się istnienie prawdy o małżeństwie i rodzinie, która wraz z normami obowiązującymi w tym zakresie jest „złożona” w naturze ludzkiej i jest jedynie do „odczytania” jako powszechnie obowiązująca, a więc dotycząca każdego człowieka. Ponadto zapomina się, że zarówno małżeństwo jak i rodzina są sprawą społeczną, bo dotyczą kondycji danego społeczeństwa, zarówno demograficznej jak i psychiczno-duchowej. Powtórzmy, żaden odpowiedzialny pedagog nie zakwestionuje tezy, że tradycyjne małżeństwo i tradycyjna rodzina stanowią najlepsze środowisko wychowawcze dla dziecka, umożliwiają bowiem realizację dobra, jakim jest człowiek i jego wychowanie, a w ten sposób stanowią gwarancję zdrowego społeczeństwa i podobnie, że wychowanie do „zdrowego” małżeństwa i rodziny prowadzi jedynie poprzez uczestniczenie w życiu monogamicznej i trwałej rodziny.

Przejdźmy teraz do problemu rodziny. Powyższa analiza pokazuje charakter przejścia od małżeństwa do rodziny. Przejście to jest naturalne, ponieważ naturalnym celem małżeństwa jest zrodzenie potomstwa[8]. Rodzina (od łac. nascere – rodzić) to miejsce zrodzenia, troski o rozwój biologiczny oraz o wychowanie człowieka. Są to podstawowe zadania rodziny. Jej celem jest stworzenie koniecznych warunków dla zaistnienia oraz rozwoju fizycznego i duchowego człowieka[9]. Wydanie na świat potomstwa to naczelne zadanie rodziny i zarazem „początek” jego wychowywania, a więc „prowadzenia” ku pełni człowieczeństwa. Jednocześnie podstawą jej zawiązania się i warunkiem wykonania jej zadań jest związek małżeński zawarty pomiędzy mężczyzną i kobietą. Jest to – z jednej strony – biologiczny wymóg zrodzenia potomstwa, z drugiej zaś – wymóg psychologiczny i pedagogiczny prawidłowego jego rozwoju. Wszelkie inne sytuacje wychowawcze, a więc np. sytuacja braku rodziny (tzw. wilcze dzieci), samotne macierzyństwo, samotne ojcostwo, trójkąty małżeńskie czy tzw. homoseksualne związki partnerskie itd. są zawsze brakiem dobra, jakim jest wspólne rodzicielstwo matki i ojca. Ostatecznie więc wychowanie w rodzinie, której podstawę stanowi trwały związek małżeński, jest konieczne, co oznacza, że tylko w takiej rodzinie jest ono należyte, czyli takie, jakie powinno być, poprzez uzupełniające się oddziaływanie ojca i matki[10].

Oddziaływanie to ważne jest nie tylko dla dzieci, „wraca” ono niejako do rodziców, którzy także dzięki rodzicielstwu doskonalą siebie i swoją wzajemną miłość. Jan Paweł II podkreślał, że rodzicielstwo jest wzajemnym obdarzaniem się człowieczeństwem i pisał, że „wychowawcy – rodzice są równocześnie w pewien sposób wychowywani. Ucząc człowieczeństwa swoje dziecko, sami też poznają je na nowo i uczą się go na nowo”[11]. Rodzice pomagają wzrastać w człowieczeństwie swoim dzieciom, a dzieci pomagają swoim rodzicom. Już od pierwszych chwil życia dzieci ustawiają życie swoich rodziców na płaszczyźnie służby, czyli bycia dla drugiego człowieka, co jest warunkiem realizowania się miłości ludzkiej jako ludzkiej i tym samym budowania swojego człowieczeństwa. Dzieje się to w sposób bardzo realny i konkretny, choć nie zawsze łatwy i od razu dojrzały. Można nawet mówić o pewnym procesie rodzenia się rodzicielstwa w rodzicach. Rodzenie to dokonuje się dzięki dzieciom. Doświadczenie pokazuje, że – paradoksalnie – im trudniejsze jest to rodzicielstwo, tym stanowi ono większą szansę dla rodziców na ich dojrzałe rodzicielstwo i ich dojrzałe człowieczeństwo. Zauważmy jeszcze, że każde dziecko „wnosi siebie” do rodziny i ubogaca rodziców oraz ich miłość. Stąd ilość dzieci w rodzinie ma istotne znaczenie dla jakości wszystkich odniesień, które mają w niej miejsce.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...