Była wiosna Kościoła, a teraz...

List 11/2010 List 11/2010

Nie jest sztuką uczyć modlitwy ludzi, którzy pracują. Sztuką jest samemu pracować tak jak oni i nadal się modlić. Dlatego zacząłem pracować poza parafią. Jestem prezesem stowarzyszenia, piszę teksty, prowadzę szkolenia.

 

Młodzi ludzie nie mają dzisiaj dużo wolnego czasu, a jednocześnie trafia do nich o wiele więcej ofert dotyczących tego, jak go spędzić. Byłoby głupotą ich od tego odciągać. Staram się tak prowadzić duszpasterstwo, żeby nie wykluczało innego życia. Dzięki temu są w stanie być jeszcze wolontariuszami w „Szlachetnej Paczce", przygotowywać się do studiów doktoranckich, wspinać się po skałkach, chodzić do pubu. Jeśli teraz przejdą taką szkołę, będą bardzo dobrze przygotowani do życia. Uczą się też tak organizować swoje zajęcia, by mieć czas na pracę, modlitwę, spotkania z innymi ludźmi, odpoczynek.

Nie obowiązuje też stara zasada, że ksiądz jest we wszystkim szefem. Ostatnio znajomy opowiadał mi o wyjeździe na kajaki. Zabrali sobą księdza i ten cały czas rywalizował o przywództwo w grupie z organizatorem wyprawy. W przeciwieństwie do organizatora ksiądz w ogóle nie znał się na kajakach, ale nie wyobrażał sobie siebie w innej roli niż przywódcy. Nie da się dzisiaj w ten sposób stworzyć żadnego duszpasterstwa. Ludzie uwielbiają być liderami i chcą być niezależni. Dlatego połączyłem duszpasterstwo z wolontariatem. Jeśli młodzi robią coś w Kościele, ja przyglądam się temu pod względem teologicznym i wizerunkowym. Kiedy angażują się społecznie, mogą sobie eksperymentować do woli. Młodzi ludzie bardzo tego potrzebują, bo jeśli nie mają możliwości poniesienia porażki, niczego się nie nauczą.

I jeszcze jedna sprawa: młodzi ludzie nie chcą teorii, chcą się uczyć tylko przez to, co robią. Wolontariat daje im tę możliwość.

Obecnie wiele ruchów albo bazuje na wolontariacie, albo włącza go do swojej dotychczasowej działalności. Z czego to wynika?

Wolontariat jest bardziej „dopasowany" do tego świata, w którym wielu ludzi nie jest przekonanych do Kościoła, a przez to i do wiary. Celowo mówię: „do Kościoła i do wiary", bo większość Polaków nie wie, na czym polega wiara chrześcijańska. Odrzucają ją, ponieważ mieli jakieś przykre doświadczenia z przedstawicielami Kościoła. Wolontariat jest płaszczyzną, na której spotkać się mogą osoby gorliwie religijne i te, które są daleko od Kościoła, ale szukają prawdy. Są to spotkania bardzo inspirujące.

Mam wrażenie, że wcześniej ludzie przychodzili do wspólnoty po to, żeby być razem. Teraz chcą przede wszystkim razem coś zrobić.

Coś w tym jest. Dzisiaj wielu młodych uważa, że potrzebę bycia w grupie można zaspokoić w pubie, na portalu randkowym, na czacie. Są tysiące możliwości. Nie potrzebna im jest do tego wspólnota religijna.

Ludzie nastawieni są teraz na przeżycia. Dominujący przekaz medialny jest taki: „przeżyj coś - wysłuchaj piosenki, idź na koncert, napij się piwa, idź potańczyć lub do kina". Najważniejsze nie jest więc szukanie wartości, ale przeżywanie. W związku z tym dużo łatwiej jest ludzi w coś zaangażować, niż zaprosić na wykład.

W czasach PRL-u Kościół był enklawą, w której opowiadano o wolności, dlatego ludzie walili drzwiami i oknami. Potem, w latach 90., wiele osób nie radziło sobie w nowej rzeczywistości, więc Kościół był dobrym miejscem, żeby się spotkać, schować przed tym złym światem. Teraz doszło do głosu pokolenie, które bierze los w swoje ręce i wybiera to, co mu - jego zdaniem - przyniesie najwięcej korzyści. Będą chodzić do kościoła, jeśli ten będzie odpowiadał na ich konkretne potrzeby.

Ludzie nie szukają już schronienia w Kościele?

Pogląd, że Kościół ma być tylko schronieniem, jest demoralizujący. Kościół nie chroni przed życiem, ale jest pełnią życia. Taka jest Ewangelia. Apostołowie byli na początku w pewien sposób chronieni przez Jezusa, jednak potem wyszli na „wolny rynek". Szli na cały świat i musieli sobie poradzić. Gdyby Jezus nie wychował takiej ekipy, a skupił się wyłącznie na doraźnej pomocy słabym, być może nic by nie przetrwało.

Studenci słyszą więc najczęściej ode mnie: „Poradź sobie sam". Dlaczego właściwie mieliby sobie nie poradzić? Ja mogę pomóc, dać inspirację, pokazać dobre przykłady, ale nie będę za nich żył.

Dawniej, kiedy szliśmy w góry, zabierałem ze sobą 50 osób i przeżywałem horror: ten nie wytrzymywał tempa, ten się źle ubrał, tamten nie zabrał kanapek... W poczuciu odpowiedzialności zajmowałem się nimi, mimo że wcześniej mówiłem im, co trzeba zabrać i jak się przygotować. Teraz, kiedy idziemy w góry, przyjmujemy zasadę, że każdy odpowiada za siebie. Źle się ubrałeś, to będzie ci zimno. Za drugim razem będziesz o tym pamiętał.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...