Nie jest sztuką uczyć modlitwy ludzi, którzy pracują. Sztuką jest samemu pracować tak jak oni i nadal się modlić. Dlatego zacząłem pracować poza parafią. Jestem prezesem stowarzyszenia, piszę teksty, prowadzę szkolenia.
Pamiętam spotkania w prowadzonym przez Księdza duszpasterstwie akademickim przy krakowskim kościele św. Anny. Siedzieliśmy w małej salce, niemal w ciemnościach - jedynie przy świeczce. Najpierw słuchaliśmy Księdza konferencji nagranej na kasetę magnetofonową. Potem trochę ze sobą dyskutowaliśmy, opowiadaliśmy o swoim życiu, modliliśmy się. Tyle. Teraz rozmawiamy w siedzibie Stowarzyszenia WIOSNA, które prowadzi akcję Szlachetna Paczka i całoroczne programy edukacyjne dla dzieci i dla młodych biznesmenów. Zupełnie inna atmosfera, inne duszpasterstwo...
Kiedy byłem duszpasterzem u św. Anny, tak wiele osób przychodziło do mnie, aby porozmawiać, szukać pomocy, że drzwi niemal się zamykały. W zasadzie spędzałem cały swój dzień w trzech miejscach: w mieszkaniu - na tych rozmowach, na plebanii - w czasie posiłków, i w kościele - na modlitwie. Zdarzało się, że przez miesiąc nie udawało mi się wyjść na ulicę. Nie spotykałem się właściwie z nikim spoza tego środowiska.
Czułem, że żyjąc w takim zamkniętym świecie, przestaję być wiarygodny dla tych, którzy żyją w świecie ryzyka. Nie jest sztuką uczyć modlitwy ludzi, którzy pracują. Sztuką jest samemu pracować tak jak oni i nadal się modlić. Dlatego zacząłem pracować poza parafią. Jestem prezesem stowarzyszenia, piszę teksty, prowadzę szkolenia.
Wiem, co to znaczy nie spać, kiedy nie ma pieniędzy. Idę do pracy i nie wiem, o której godzinie wrócę. Stowarzyszenie nie korzysta z żadnych dotacji kościelnych, dlatego wszystkie kryzysy ekonomiczne czy zmiany nastrojów społecznych odbijają się na naszej sytuacji finansowej. Kiedy teraz opowiadam o życiu duchowym, moi słuchacze czują, że mówię o tym, co przeżyłem. Uważam, że nie ma dojrzałej wiary bez zaangażowania się w rzeczywistość aż do bólu, bo Ewangelia uczy konfrontacji ze światem.
Studenci z duszpasterstwa też tak ewoluowali?
Też, ale mnie ta ewolucja przyszła chyba łatwiej niż im. Ja już nie mogłem funkcjonować tak jak wcześniej, oni natomiast mają wiele fantastycznych wspomnień z tamtego czasu i żałują, że to już przeszłość. Sądzę, że w ogóle jest to problem duszpasterstw akademickich. Przez dwa, trzy lata młodzi bardzo intensywnie pracują nad sobą, a potem chcieliby już odetchnąć...
...zająć się wreszcie pracą, karierą?
No właśnie, zauważyłem, że moi studenci mieli duże problemy z odnalezieniem się na rynku pracy. Z dwóch powodów. Po pierwsze, w duszpasterstwie było bardzo bezpiecznie, na zewnątrz natomiast musieli się zmierzyć z tym, że ludzie miewają różne charaktery, są złośliwi, mściwi, bezwzględni, niszczą innych itd. Ci, którzy wychodzili z duszpasterstwa, nadwrażliwi na te ciosy. Po drugie, w naszym środowisku byli bohaterami, robili rzeczy ważne dla wspólnoty i to zapewniało im ważne miejsce w grupie. Okazało się, że na zewnątrz nikt im takiej pozycji nie przyznaje. Nie zawsze potrafili sobie z tym poradzić.
Wydaje się, że nie tylko nie przygotowywałem dobrze moich studentów do życia, ale wyrządzałem im krzywdę. Kilka lat spędzali jak w jakimś transie, który sprawiał, że wszystko wydawało się piękne, a potem przekonywali się, że życie jednak boli.
W tym samym czasie pojawiło się chyba nowe pokolenie studentów. Jacy oni są?
Jeśli pyta mnie Pani, jaka jest dzisiejsza młodzież, to nie odpowiem. Nie ma obecnie takiego tworu jak „młodzież". Są młodzi ludzie, którzy wyłącznie się uczą. Są tacy, którzy robią karierę. Są też tacy, którzy angażują się charytatywnie, tacy, którzy chodzą po galeriach, i tacy, którzy tylko chodzą po górach. Istnieją między nimi ogromne różnice i nie można powiedzieć, że dzisiejsza młodzież jest taka albo taka. Dzisiaj nie ma jednego modelu młodych ludzi.
Do naszego duszpasterstwa trafiają ludzie specyficzni, tacy, którym odpowiada nasza oferta.
„Oferta" to termin marketingowy.
Dobrze odpowiada temu, w jakim świecie żyjemy. Jest wolny rynek. Wszyscy, także duszpasterze, składają młodym pewne oferty i albo zostaną przyjęci, albo odrzuceni. Bardzo ważnym momentem w przygotowaniu oferty jest określenie grupy docelowej. Do kogo się zwracam? Na jakich ludziach mi zależy? Czego potrzebują ci młodzi, których chcę przyciągnąć? Częstym błędem popełnianym przez księży jest to, że mówią kazania do wszystkich. Do wszystkich to znaczy do nikogo. Najpierw trzeba poznać tych, którym chce się głosić Ewangelię. Jeśli chcemy przyciągnąć ludzi do wspólnoty, to najpierw musimy się zastanowić, kim oni są, czego im brakuje i czy to, co my proponujemy, jakoś do tego przystaje.
Na co mogą liczyć Ci, którzy trafią do Księdza?
W WIOŚNIE mówimy: „każdy może stać się kimś". Trafiamy w ten sposób w czuły punkt wielu ludzi: „Nawet jeśli czujesz się szary i słaby, możesz zostać bohaterem. Jest tylko jeden warunek: musisz mieć determinację do przezwyciężania swoich słabości". To z jednej strony samo serce Ewangelii, a z drugiej - przekaz pozakonfesyjny. Jeśli Ewangelia ma zainteresować współczesny świat, musi wyjść poza mury kościoła. Musi działać na pogan, na grzeszników, na wszystkich - tak jak działało Słowo głoszone przez Jezusa.
A jak to wygląda w praktyce?
Każdy ma prawo przyjść, ale musi się przygotować na ciężką pracę nad sobą. Jeżeli np. ktoś podejmuje się jakiegoś zadania, musi je wykonać dobrze, inaczej zostanie go pozbawiony. Nie robię tego brutalnie, ale bezwzględnie przestrzegam tej reguły. Uważam, że to bardzo uzdrawiające. Ludzie mają prawo do prawdy, dzięki temu mogą nad sobą ć. Za duże osiągnięcie uważam to, że nie tylko ja stawiam wymagania. Jeśli studenci czy absolwenci widzą, że ktoś np. myśli tylko o sobie, potrafią powiedzieć: „Albo to zmienisz, albo jest nam nie po drodze".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.