Służba niewidomym w Rwandzie

Czas serca 110/1/2011 Czas serca 110/1/2011

O Rwandzie mówi się, że jest krajem Tysięcy Wzgórz i tysięcy problemów. Jednym z nich jest kwestia niewidomych. W tym kraju żyje ok. 20 tys. ociemniałych dzieci. Dotąd ich przyszłością było żebractwo. Teraz dzięki siostrom franciszkankom służebnicom Krzyża z Lasek ich los zaczyna się zmieniać.

 

„rwandyjskie Laski”

Własnym uszom nie wierzę, gdy z daleka dobiega radosny śpiew „Panie Janie, rano wstań”. Polskie słowa w tym zakątku Afryki wydają się czymś niewyobrażalnym. Zaraz po nich następuje jednak wersja francuska, a po niej w lokalnym języku kinyaruanda. Nie ma wątpliwości jestem w „rwandyjskich Laskach.” Na wysokości ponad 2000 m n.p.m., tuż obok miejsca gdzie w Kibeho objawiła się Matka Boża, działa jedyny w Rwandzie ośrodek szkolno-wychowawczy dla niewidomych dzieci.

Siostrę Rafaelę poznałam w Kibeho w 2007 roku. Uderzyło mnie jej zdecydowanie. Nikt wówczas nie wierzył, że uda jej się zrealizować wymarzony projekt. Pamiętam, jak patrząc na porosłe trawą zbocza góry, mówiła: tu będzie kuchnia, tam sypialnie dla dzieci, a tu szkolne sale. Dwa lata później mogłam to wszystko zobaczyć na własne oczy, a jedna z pierwszych podopiecznych, Clodina, witała mnie, częstując bananami, które rosną dosłownie na każdym kroku. Do Rwandy siostra Rafaela dotarła z RPA, gdzie też pracowała w prowadzonym przez franciszkanki służebnice Krzyża ośrodku dla niewidomych. „Nie było łatwo. Mam już swój wiek i nie znałam francuskiego, ale wielokrotnie słyszałam, że niewidomi są w Rwandzie pozostawieni na pastwę losu, zdecydowałam się więc rozpocząć pracę w tym kraju, a zgromadzenie mnie poparło” – opowiada siostra Rafaela. Podkreśla, że na 9 mln Rwandyjczyków 64 tys. to ludzie niewidomi. „Ociemniałe dzieci są tu powodem do wstydu. Trzyma się je zamknięte w domach, nie pokazuje się ich innym. Z upływem lat trafiają na ulicę, gdzie zarabiają na życie żebractwem. Dotąd praktycznie nie miały szans na zdobycie wykształcenia” – opowiada tryskająca energią siostra. I przyznam, że może mieć powody do radości.

dziecięce królestwo

W prowadzonej przez siostry szkole podstawowej uczy się 40 dzieci, docelowo ma ich być ponad setka. Sypialnie, to prawdziwe dziecięce królestwo: jednoosobowe łóżka, a na nich barwne kocyki. „Dla nas były szokiem warunki domowe, w których dzieci wzrastały – opowiada siostra Jana Maria. – Dla dzieci z kolei szokiem były łóżka. Na początku ściągały koc i kładły się na nim na ziemi, uciekały przed codziennym myciem. Były problemy z jedzeniem. Dzieci jadły ponad miarę i potem brzuchy bolały je z przejedzenia. Musiało upłynąć wiele dni, zanim przekonały się, że nigdy im już nie zabraknie pożywienia”. Te słowa oddają smutne realia Rwandy, gdzie tysiące ludzi wciąż żyje w jednoizbowych domach z bali, okładanych gliną i gdzie codzienny posiłek do syta jest wciąż marzeniem, nie wspominając już o możliwości ukończenia szkoły.

Rwandyjskie Laski powstały w szczególnym miejscu. W kościele parafialnym, do którego siostry z dziećmi chodzą na codzienną Mszę św., w czasie ludobójstwa w 1994 roku spalono żywcem 4 tys. ludzi, w tym wiele dzieci. Ślady po tym dramacie wciąż widoczne są na murach kościoła. Smutną prawdą jest też i to, że gdy budowano ośrodek dla niewidomych wygrzebywano z ziemi kości ofiar ludobójstwa. Kilkaset metrów od centrum wznosi się kaplica Matki Bożej Słowa. To właśnie tu objawiła się w latach 80. XX wieku Maryja, wzywając świat do nawrócenia. Te wydarzenia zadecydowały, że polskie franciszkanki osiedliły się w Kibeho, choć w dużym mieście byłoby im z pewnością łatwiej. „Jest to miejsce ubogacone obecnością Matki Bożej. A z drugiej strony nasza praca wśród niewidomych może dać tym ludziom, którzy wciąż cierpią po ludobójstwie, nadzieję na przyszłość” – podkreśla siostra Rafaela.

pierwsze klocki

Ośrodek powstał dzięki wsparciu polskiego MSZ. Jednak pieniędzy na wszytko nie wystarczyło. Pierwsze pomoce naukowe siostry robiły same, np. godzinami przepisując książki. Potem znaleźli się ofiarodawcy, jak chociażby pracujący niedaleko księża marianie, którzy ofiarowali dzieciom zestawy klocków. Patrzę jak siostra Fabiana chwyta w swe dłonie ręce Seraphiny i powoli prowadzi je po klockach w górę i w dół. Obok maluchy nawlekają na sznurki koralik za koralikiem. „Przy czytaniu brajlem ważne są wrażliwe opuszki palców. Te ćwiczenia służą wypracowaniu tej wrażliwości” – mówi s. Jana Maria. Są to pierwsze klocki w życiu tych dzieci. Zresztą wiele rzeczy jest tu wciąż dla nich „pierwszy raz”. Chociażby nauka pisania brajlem na specjalnych tabliczkach za pomocą dłutek – też dar ofiarodawców. Potrzeby są jednak ogromne, brakuje podręczników, wypukłych map, modeli… W Rwandzie takie pomoce naukowe w ogóle nie istnieją. Można je kupić chociażby w sąsiedniej Ugandzie czy RPA, ale na to trzeba środków, których siostrom wciąż brakuje. „Trzeba mieć wiarę w ludzi, że pomogą” – mówi siostra Rafaela, gdy pytam ją skąd wezmą fundusze na działanie ośrodka.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...