Ten nieco szokujący tytuł pojawił się w licznych mediach, najpierw we Francji, a potem w innych krajach, wywołując burzliwą dyskusję. Co było jej powodem i przedmiotem?
Rzeczywiście znaleziono embrion, który spełniał wszystkie wymagane kryteria – był zdrowy i kompatybilny – i wprowadzono go do macicy matki, gdzie możliwe było kontynuowanie jego życia płodowego i urodzenie się „dziecka-leku”. W chwili kiedy dziecko się rodziło, z pępowiny pobrano właściwe komórki, które służyć będą terapii starszego brata. Czy skutecznej? Tego jeszcze nie wiemy. Skuteczność tego typu terapii jest dopiero hipotetyczna i nie wyszła poza sferę eksperymentu.
Na czym polega problem?
Dlaczego taka burzliwa dyskusja? Powie ktoś: przecież to drugie dziecko żyje, nie uczyniono mu krzywdy. Prawdopodobnie pomoże wyleczyć braciszka… Nie jest to takie proste.
Trzeba wyróżnić tutaj kilka istotnych problemów. Po pierwsze, zapłodnienie in vitro, jako technika przekazywania ludzkiego życia, budzi moralny sprzeciw, gdyż rozrywa istotny związek między małżeńskim aktem miłości a przekazaniem ludzkiego życia. To właśnie ten akt – jak mówi Kościół w dokumencie Donum vitae – jest jedynym godnym sposobem przekazania daru życia. Ten aspekt moralnej oceny jest w przypadku „dziecka-leku” szczególny widoczny, ponieważ jego rodzice nie byli dotknięci bezpłodnością, która – nie będąc usprawiedliwieniem – jest jednak brana pod uwagę w dyskusji o in vitro.
Drugą kwestią, którą trzeba podkreślić, jest motywacja podjęcia decyzji o poczęciu dziecka. Właściwą motywacją poczęcia dziecka jest aktualne, czy przynajmniej ogólne, pragnienie przyszłych rodziców poczęcia i urodzenia dziecka. Ta motywacja – trzeba to przyznać – jest także w przypadku stosowania techniki in vitro, gdzie pragnienie „posiadania” dziecka jest tak silne, że rodzice podejmują tę decyzję mimo różnych trudności i bardziej czy mniej podzielanych wątpliwości moralnych. W przypadku „dziecka-leku” motyw poczęcia był jednak zupełnie inny. Tu nie było pragnienia dziecka – dla niego samego, czy nawet dla zaspokojenia „instynktów rodzicielskich”; tu jedynym motywem poczęcia na drodze in vitro było uzyskanie materiału genetycznego potrzebnego dla terapii innego człowieka. Może się wydawać, że jest to motyw jak najbardziej szlachetny. Ale jednak jest w tym bardzo wyraźne zinstrumentalizowanie człowieka. Jest on chciany nie dla niego samego, ale dla dobra drugiego człowieka. Tak traktować ludzkiej osoby nie wolno.
Kolejnym przejawem jeszcze wyraźniejszej instrumentalizacji człowieka jest opisana wyżej podwójna diagnoza przedimplantacyjna. Tutaj człowiek otrzymuje szansę na dalszy rozwój na podstawie oceny jego cech genetycznych. Podstawowe prawo do życia jest zrelatywizowane w stosunku do organicznych cech człowieka. Jest to działanie o charakterze wyraźnie eugenicznym. A przecież, trzeba to powiedzieć jednoznacznie: żadne kryterium nie może być podstawą dokonywania selekcji ludzi i na podstawie tej selekcji przyznawania im prawa do życia. A takiej selekcji tutaj dokonano.
I wreszcie ostatnia kwestia – będąca dalszym ciągiem poprzedniej. Selekcja embrionów oznacza danie szans na przeżycie temu jednemu, który spełnia przyjęte kryteria. Pozostałe skazane są na zamrożenie, wykorzystanie ich do jakichś eksperymentalnych badań i – ostatecznie – zniszczenie. Tymczasem, trzeba jednoznacznie stwierdzić, że życie ludzkie rozpoczyna się w momencie poczęcia, czyli powstania embrionu. On jest podmiotem w pełnym tego słowa znaczeniu ludzkim i ma wszystkie ludzkie prawa, których na tym etapie potrzebuje – z prawem do życia na pierwszym miejscu. Dlatego nikt nie ma prawa podejmować wobec embrionów działań, które byłyby dla niego niebezpieczne i ostatecznie zmierzały do jego unicestwienia. Jedynymi godziwymi działaniami wobec embrionu są te, które mają na celu jego własne dobro – dobro mającego narodzić się dziecka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.