To nie są czasy dla ludzi

Niedziela 11/2011 Niedziela 11/2011

Ktoś opisuje, że miesięcznie wydał na jedzenie 300 zł. Niżej licytacja: A ja przeżyłam miesiąc za 280 zł. Ktoś inny chwali się (nieprawdopodobne!), że ugotuje strawę za 1,50. Niżej przepis na koszmarną wodziankę i dumne zdanie: „Schudłam 9 kg”.

 

W internecie czytam o tym, jak ugotować obiad za 5 zł. Gorący temat, zwłaszcza teraz, gdy ceny żywności, przede wszystkim chleba, szybują w górę. Pod artykułem czarno od komentarzy. Piszą studenci, emeryci, matki, pechowcy z gigantycznymi pożyczkami do spłacenia, absolwenci wyższych uczelni ze spłatą kredytów studenckich, bezrobotni. Ktoś opisuje, że miesięcznie wydał na jedzenie 300 zł. Niżej licytacja: A ja przeżyłam miesiąc za 280 zł. Ktoś inny chwali się (nieprawdopodobne!), że ugotuje strawę za 1,50. Niżej przepis na koszmarną wodziankę i dumne zdanie: „Schudłam 9 kg”. Studentka podaje przepisy na „naleśniki z niczego” – odżywiała się w ten naleśnikowy sposób kilka miesięcy. Zastrzega, że nie chciała schudnąć, po prostu zmusiła ją do tego sytuacja. Z internetowych zapisków wyłania się obraz innej Polski. Polski bez sukcesu, Polski zagubionej w postindustrialnym społeczeństwie i zmęczonej zmaganiami z codziennością, mozolną walką o przetrwanie. Opowieści wirtualne to jedna rzecz. Czy tak wygląda rzeczywistość tych, którzy mają akurat zły czas w życiu? Pracownik pomocy społecznej wskazuje mi kierunek poszukiwań takich osób.

Wanda D., wdowa z dwójką dzieci w wieku szkolnym. Miła, uśmiechnięta kobieta. Pracuje w prywatnej firmie produkującej oświetlenie. Wynajmuje mieszkanie w starej kamienicy, co pochłania znaczną część dochodów. Żeby kupić tonę węgla na zimę, odkłada co miesiąc wyliczoną ściśle kwotę.

Ale gdy w tym roku opał podrożał, musiała pożyczyć od koleżanki. – Ta tona to minimum, inaczej zamarzniemy – tłumaczy. – Bywa więc, np. gdy w jednym miesiącu muszę zapłacić rachunki za gaz i prąd, że nie mogę wydać dziennie więcej niż 10 zł.

Dominika, studentka chemii. Odkąd rodzice stracili pracę, utrzymuje się sama. Nie ma akademika, wynajmuje pokój z koleżankami. Pracuje jako sprzedawca kosmetyków lub biżuterii albo jako opiekunka do dzieci. Raz pomagała w opiece nad obłożnie chorym. Miesięcznie na jedzenie wydaje ok. 350 zł. Najczęściej kupuje 40 dag mięsa mielonego, dodaje trochę cebuli i bułki – wszystko podsmaża na oleju i dusi z przecierem pomidorowym. Koszt ok. 9 zł, ale wychodzi 11 kotlecików. Je dziennie trzy... Wielu jej znajomych korzysta z internetowych przepisów – obiad za 5 zł. Wszyscy są przekonani, że kiedyś sobie odbiją lata młodzieńczego biedowania.

Inaczej myśli pani Janina. Emeryturę bierze po mężu – 850 zł. Mieszka w bloku z lat 50. Najtrudniejsze w jej starości jest uczucie, że nie ma szans na polepszenie bytu. Że może być tylko gorzej. Boi się podwyżek cen żywności i opłat. Ma syna, który ledwo wiąże koniec z końcem. Sama, wzorem wielu emerytów, nie może dorobić ze względu na kłopoty z równowagą. Jada regularnie czosnek, bo nie stać jej na antybiotyki. I tak na leki musi wydać ok. 150 zł miesięcznie. – Kiedyś, odgraża się, zaryzykuję i nie wykupię recept. I zobaczę, co się zacznie dziać...

Troje bohaterów próbowało nauczyć mnie, jak tanio żyć.

Lekcja pierwsza

Idziemy do sklepu (w grę wchodzą tylko tanie sklepy i tanie supermarkety – ulubione to Lidl lub Biedronka), pieszo, bo komunikacja miejska kosztuje.

Wanda: – Podstawa to jajka, mąka, jakiś tłuszcz i mleko. Zapamiętaj, że nie będziesz chodzić głodna, jak masz w domu chleb, ziemniaki albo makaron. Kasza jest hitem, ale nie taka w woreczku. Za droga. Kaszę kupimy na zieleniaku u chłopa na kilogramy. Bo kaszę jemy często... Kolejne półki nie wzbudzają najmniejszego zainteresowania Wandy.

– Dzisiaj kupujemy chleb, margarynę i mleko. Bierzemy najtańsze. Od wczoraj mam dżem, więc mam dla dzieci coś do chleba. Półki ze słodyczami omijamy. Można samemu zrobić w domu coś słodkiego dla dzieciaków, potem powiem ci jak...

Pani Janina reprezentuje starą szkołę i mówi, że dobra gospodyni i ze sznurówek ugotuje wieczerzę. Stawia na rękodzieło. Oszczędnie, to znaczy w domu i z podstawowych produktów. – Warto hodować własną zieleninę – przekonuje. Na balkonie i na oknach w doniczkach rosną szczypior i pietruszka. – Działka, kawałek ziemi, jest darem nieba. Znajoma ma z niej zapas kiszonej kapusty, ziemniaków i pomidorów na cały rok – wzdycha z zazdrością. – Druga sprawa... Gotujemy za duże porcje. Kto przez całe życie przygotowywał obiady dla rodziny, nie umie potem przestawić się na porcje mikro.

Po śmierci męża przez lata gotowałam na dwie osoby. A teraz kupuję kilogram ziemniaków i dzielę je na trzy porcje. Muszą mi starczyć na tydzień. Nie wolno marnować jedzenia, to grzech! Jak zostanie coś z obiadu, zjedz to na kolację albo zostaw na kolejny dzień.

Wanda potwierdza, że ziemniaki to kopalnia pomysłów. Ona sama kupuje jesienią kartofle na worki i trzyma w drewnianej skrzyni w piwnicy. To opłacalne, choć wydatek jednorazowy i spory. Ziemniaki można jednak przyrządzać na rozmaite sposoby, od placków ziemniaczanych, po pieczone w piekarniku czy z sosami z torebki. – W gorszy czas nie popada człowiek w rozpacz, co da dzieciakom na kolację – mówi.

Hit numer dwa – znienawidzona przez większość słonina.

– A co ty masz do słoniny? – dziwi się Wanda. – Przecież nie jesz jej ot, tak... Słoninkę topisz w domu z dodatkiem cebulki, czosnku, maggi czy jabłka. Palce lizać – z chlebem albo jako okrasa do ziemniaków, kasz...

Na tej liście ważne miejsce zajmuje makaron. Z sosem z torebki, doprawiony przecierem pomidorowym albo koncentratem, zapełni głodne brzuchy w kwadrans. Kosztuje niewiele, nie psuje się szybko – same zalety.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...