Takie pytanie postawiono kiedyś w nawiązaniu do tematu roku duszpasterskiego „W komunii z Bogiem” oraz jego biblijnego motta „Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was” (J 15,4). Spróbujmy znaleźć odpowiedź, dlaczego troska o komunię z Bogiem jest tak ważna dla wierzących w Chrystusa.
skoncentrowani na sobie
W jednej ze swoich publikacji jezuita, o. Mieczysław Kożuch, analizując współczesną cywilizację nacechowaną antyreligijnym wymiarem podkreśla, że jej trzy negatywne wymiary dotykają w sposób wyjątkowy osoby wierzące, nie pozwalając im w pełni przeżywać wiary. Wspomniany autor stwierdza, że najbardziej pochłania ludzi zagonienie – ukryta forma lęku. Boimy się, że braknie nam pieniędzy, jedzenia, nie będziemy mieli najlepszego samopoczucia. Druga rzeczywistość, która nas niszczy, to reklama wmawiająca nam, że ten właśnie towar jest najlepszy, najnowszy i najtańszy – reklama, która generuje w nas coraz to nowsze potrzeby. I po trzecie, współczesny człowiek czuje, że jest pusty, zagoniony i przemęczony. Niejednokrotnie za wszelką cenę szuka zaspokojenia przyjemności, koncentrując się na sobie samym. Taka koncentracja wychowuje do łatwiejszego ulegania nieuporządkowanym pragnieniom. Według tegoż jezuity około 80% ludzi jest kierowanych przez kompleks niższości, a 60% pragnie ciepła psychicznego.
Jesteśmy więc istotami o płochliwym sercu, podatnymi na rozproszenia i nie lubimy koncentracji. Żyjąc w określonym środowisku zapominamy o tym, że żyjemy w Bożej obecności. Tak łatwo zapominamy o tym, że od sakramentu chrztu św. jesteśmy własnością Chrystusa: On żyje w nas, a my w Nim.
Jezus skoncentrowany na nas
Co tak naprawdę stało się wtedy, kiedy polano nasze głowy wodą święconą, a kapłan wypowiedział nad nami sakramentalną formułę: „Ja ciebie chrzczę, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”? Z wiarą trzeba nam przyjąć obiektywny fakt, że pomiędzy naszym sercem a Jego Sercem istnieje nić niewidzialnej łączności. Bliższym obrazem dla zrozumienia tej rzeczywistości jest nienarodzone dziecko pod sercem matki. W takiej samej symbiozie z Jezusem żyje każda ochrzczona osoba. Może się z niej wykluczyć tylko przez ciężkie moralne przewinienie.
Święty Paweł powiada: „Jeżeli więc ktoś [pozostaje] w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne minęło, a oto <wszystko> stało się nowe” (2 Kor 5,17). To, co rodzi się powtórnie w chrzcie św., jest tym nowym człowiekiem w nas. Wynika z tego niezwykle głęboka zażyłość, jak i szczególna wzajemność relacji istniejących między Jezusem a nami. Komunia z Bogiem jest nam dana, ofiarowana. Obrazowo ten dar można także opisać tak jakby osoba przebywała w ramionach drugiego. Jest to komunia żywa i ożywiająca, która sprawia, że chrześcijanie nie należą do siebie. Przynależą do Chrystusa, tak jak latorośle, które przynależą do winnego krzewu.
Fakt, że komunię z Bogiem otrzymaliśmy jako dar od Niego samego stanowi więc pierwszy powód troski o nią. Nie wytrwamy w komunii z Chrystusem bez medytacji nad Jego Ewangelią, częstego spotkania na Mszy św., codziennej modlitwy, wiary, że Chrystus przecina każdego dnia drogę mojego życia, w osobach, z którymi się spotykam, czy w trudnych sytuacjach, które przeżywam. Dlatego niech ten, który wybrał przynależność do Chrystusa nie wycofuje się i nie da zwieść pokusie porzucenia drogi przynależności do Niego przez powrót do grzesznych zwyczajów.
wytrwajcie we Mnie
Wydaje się, że często zapominamy o tym fundamentalnym związku, odróżniającym nas ochrzczonych od wyznawców innych religii. Jezus mówi więc: „Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was” (J 15,4). Słowo „trwać” w 15 rozdziale Ewangelii św. Jana, w opowiadaniu o winnym krzewie występuje aż 11 razy. To szczególne „trwanie” nauczyciela i uczniów jest warunkiem koniecznym, aby ci ostatni przynosili owoce w postaci prawdziwego szczęścia: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity” (J 15,5).
Można być w objęciach miłości, a mimo to w sposób wolny postawić tamę owocowaniu. Można być w ciele Chrystusa, jakim jest Kościół, i nie przynosić owocu w życiu. Dlatego trwając w Chrystusie, trzeba być nastawionym na proces oczyszczania, tak jak się oczyszcza drzewo ze zbędnych gałęzi. Ten proces trwa przez całe życie. Przynoszenie owocu w życiu, bycie szczęśliwym to drugi powód, dla którego należy zabiegać o relację z żywą osobą Chrystusa.
Co się dzieje z osobą, która przeżywa prawdziwe spotkanie z Chrystusem, troszczy się o bycie z Nim w komunii? Osoba ta nie pragnie już więcej realizować własnych pragnień ani być niewolnikiem osobistych uczuć. Otwiera się na pragnienia Chrystusa. Przykładem niech będzie zachowanie się celnika Zacheusza (por. Łk 19,1-10). Jezus poprosił go, grzesznika, aby mógł spożyć z nim posiłek. Zacheusz został urzeczony darem otrzymanej komunii: tym, że Jezus potraktował go jak przyjaciela, kogoś bliskiego Jego Sercu. Zacheusz nie tylko rozpoznał pragnienie Jezusa i gratyfikację związaną z odwiedzinami Mistrza z Nazaretu. Rozpoznał także propozycję dojrzałego, prawdziwego życia – życia w pełni. W swojej decyzji Zacheusz uświadamia sobie, że wokół niego znajdują się ludzie potrzebujący pomocy, z którymi powinien podzielić się własnymi dobrami. Kryteria Jezusa stają się dla niego sensem życia.
praca nad sobą
Obecność Jezusa w nas poznaje się nie tylko po wzniosłych uczuciach i myślach, co raczej po naszym owocowaniu w życiu, po dobrych czynach. Kiedyś o wszczepieniu nas w Chrystusa zadecydowali nasi rodzice. Warto sobie przypomnieć cały szereg wydarzeń, które sprawiły, że uczyliśmy się wytrwałości. Przypomnijmy sobie te sytuacje, kiedy uczono nas pierwszego znaku krzyża lub jak będąc małymi, wierciliśmy się w kościele. Może przed oczy przywołajmy obrazy z lekcji religii, przygotowania do I Komunii Świętej. Potem było uczestniczenie w I piątkach miesiąca; uczęszczanie do spowiedzi, do Komunii Świętej. Warto przypomnieć sobie nabożeństwa różańcowe w październiku i nabożeństwa wielkopostne. Następnie przygotowanie do przyjęcia sakramentu bierzmowania. W międzyczasie tyle odwiedzin w kościele, modlitw osobistych. Może to był także pogrzeb kogoś z rodziny, ślub brata czy siostry.
Czy pamiętamy, jak modliliśmy się do Boga przed egzaminami do szkoły, inne osobiste modlitwy, znaki krzyża przed kościołem czy polnym krzyżem? Tyle wydarzeń, przeżyć, doświadczeń, ażeby wytrwać w komunii z Chrystusem. To nic, że teraz uśmiechamy się na myśl o niektórych z nich.
Komunia z Chrystusem rozwijała się, wzrastała, przynosiła owoce w postaci życia bardziej sensownego, oddanego na służbę innym. Z biegiem czasu sami nauczyliśmy się troszczyć o komunię z Chrystusem. Dzieło zaczęte przez rodziców podjęliśmy sami i kontynuujemy. Warto zobaczyć, jak dzięki trosce o komunię z Bogiem stałem się bardziej ofiarny, skłonny do pojednania, wrażliwszy, pracowitszy.
Nie wiem, jak ty dzisiaj podchodzisz do komunii z Chrystusem. Może cenisz ją sobie i chcesz dalej ją rozwijać i przekazywać swoim dzieciom. A może nie?
Jako chrześcijanie od sakramentu chrztu św. przynależymy do Chrystusa – jesteśmy z Nim w komunii. Przez to życie nasze ma sens i przynosi prawdziwy owoc. Ta prawda stanowi najważniejszy argument, dlaczego w tym roku mamy zadbać o pogłębienie więzi z Bogiem poprzez odnowienie ducha modlitwy i życia sakramentalnego.
ks. Jacek Szczygieł SCJ (Stadniki)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.