Bóg w swej miłości wyposażył nas w wielkie dobro, jest ono w nas zmagazynowane, ale nie zawsze potrafimy otworzyć tę furtkę, by poszerzać swoje horyzonty, pogłębiać duchowość, strzec sumienia. Ale nie powinniśmy się zniechęcać, warto ciągle próbować
Trwamy w świątecznych klimatach życzliwości, w atmosferze nadziei, płynącej z noworocznych spotkań, obietnic i życzeń. Czasem rodzi się pytanie o zasadność nadziei w tych trudnych czasach. Człowiek jest dziełem Boga. Boże dzieło musi się udać, nie może być niewypałem. Bóg w swej miłości wyposażył nas w wielkie dobro, jest ono w nas zmagazynowane, ale nie zawsze potrafimy otworzyć tę furtkę, by poszerzać swoje horyzonty, pogłębiać duchowość, strzec sumienia. Ale nie powinniśmy się zniechęcać, warto ciągle próbować.
Człowiek jest drogą Kościoła – mówił Jan Paweł II za Soborem Watykańskim II – czyli trzeba na człowieka zwracać uwagę, żeby Kościół mógł się rozwijać i żeby mogło rozwijać się człowieczeństwo w człowieku. Dopóki człowiek w człowieku żyje, dopóki rozwija się to, co ludzkie w nim – jest ciągle wielka nadzieja na kontakt z Bogiem, na lepsze kontakty z drugim człowiekiem, na naprawienie tego, co złe. Boże Narodzenie, Nowy Rok i każda okazja roku duszpasterskiego pomagają to zrozumieć i podejmować na nowo wysiłek, by realizować nadzieję na powiększenie dobra i radości, rozwiązanie trudności, obudzenie solidarności z drugim człowiekiem. Pan Bóg tych wysiłków nie lekceważy, ale im towarzyszy i błogosławi.
Kościół jest ponadczasowy i ponadideologiczny
Kontynuując tę refleksję, można podać w wątpliwość przebijający optymizm, argumentując sceptycyzm ogarniającą nas zewsząd agresją. Wobec takiej sytuacji trzeba odpowiedzieć znaną zasadą ewangeliczną, głoszącą, że tam, gdzie obfituje grzech, tam nadobfituje łaska, a gdzie obfituje nienawiść, zawiść, tam powinna obfitować miłość. To jest wskazanie praktyczne i bardzo ważne. Obojętność jest największym wrogiem postępu. To natomiast, że taka czy inna interpretacja albo sama prawda budzi zgrzyty, niepokoje – nie powinno nas zniechęcać, to nie powód do opuszczania rąk. Kościół próbuje zachować niezależność, niezawisłość od wszystkich układów, Kościół nie może się utożsamiać z myśleniem poszczególnych partii, ideologii intelektualnych czy kulturowych. Kościół jest ponadczasowy i ponadideologiczny tak jak Ewangelia, co może trudno ludziom na początku zrozumieć, ale później przychodzą do Kościoła, szukają w nim inspiracji, wypytują, bo się niepokoją. Staram się to podtrzymywać w moim przepowiadaniu, które jest pewnie niedoskonałe i nie w pełni dostosowane do języka i mentalności współczesnej, choć staram się mieć kontakt z rzeczywistością. Ale napór laickiego, zsekularyzowanego myślenia jest bardzo mocny i nieobiektywne prawdy trafiają do ludzi. Przykładowo w interpretacji zachowań wobec krzyża na Krakowskim Przedmieściu są dwa punkty widzenia, bo dwie grupy zawłaszczyły prawo do krzyża. Jedni uważają, że Kościół nie zajął stanowiska, bo nie posłał natychmiast szarży żołnierzy czy strażaków, żeby zabrać krzyż i przenieść na wyznaczone miejsce, a drudzy – że biskupi powinni zwołać konferencję Episkopatu, aby bronić krzyża harcerskiego na Krakowskim Przedmieściu. I jedna, i druga interpretacja jest niewłaściwa. Właściwa natomiast była interpretacja Arcybiskupa Warszawskiego, że w konkretnej sytuacji, która się wydarzyła, sposobem adoracji krzyża jest modlitwa, a miejscem – kościół, ale to nie znaczy, że rezygnujemy z obecności krzyża w przestrzeni publicznej. Tamtejsza sytuacja stała się przyczyną znieważania krzyża. Trzeba oceniać też owoce danego wydarzenia, a tu oprócz dobrej woli jednych było też coraz więcej znieważeń. Powiedzmy szczerze: to wydarzenie zostało upolitycznione.
Podobnie było później – i będzie też zapewne w przyszłości – jedna z partii np. zapowiedziała przed wyborami, że roześle do księży list, żeby promowali jej kandydatów. Gdyby to zrobiła partia opozycyjna, byłby wielki lament o upolitycznienie. Ale w tej sytuacji wszyscy milczą. Środki przekazu, najświatlejsze, najbardziej „postępowe” gazety, które tak się martwią, żeby ta druga strona nie wzięła góry, nabrały wody w usta. Ta sytuacja ujawnia dość czytelnie, że jakiekolwiek bezpośrednie zaangażowanie księży w jedną czy w drugą partię jest niewskazane i nie powinno mieć miejsca. Trzeba mówić o wartościach, o przykazaniach Bożych i domagać się, żeby także w życiu publicznym było dla nich miejsce – miejsce dla Ewangelii, dla krzyża, nie tylko tego zawieszonego na ścianie, postawionego przy drodze, ale przede wszystkim dla krzyża, który wskazuje drogę życia, domaga się zachowania przykazań Bożych.
Prawda, ale w miłości
Na rynku księgarskim pojawiła się książka wydana przez katolicką witrynę, która już w tytule zdradza niezrozumienie obecności wierzących w Kościele. A przecież bardziej niż bitwa potrzebna jest dziś troska o Kościół. Przeczytałem tę książkę z obowiązku. Jest tendencyjna, ale chyba nie jest złośliwa. Autorzy to ludzie szukający, niekiedy niezorientowani do końca. Nawet redaktorka z antyklerykalnej gazety, bardzo tendencyjna przy innych okazjach, tu jest raczej człowiekiem szukającym, choć mnie osobiście bardzo razi radykalizm w wierności prawdzie bez miłości, bo nie takie jest chrześcijańskie służenie prawdzie. Musimy troszczyć się o prawdę, być wierni zasadom, ale powinno to być czynione w miłości, bo inaczej nie będzie ewangeliczne. Pan Jezus przypomina, że prawo Boże musi być zachowane, ale jednocześnie przebacza grzesznikowi, broni go, bo wie, że jego upadek wynika ze słabości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.